Zadaniem ambasadora w USA Marka Magierowskiego będzie „odczarowanie Polski” wśród rządzących w Waszyngtonie demokratów.

Rozpoczynający swoją misję w USA Marek Magierowski ma wysoko zawieszoną poprzeczkę. Przede wszystkim dlatego, że będzie musiał niwelować rezultaty ideologicznych różnic między rządem PiS a administracją Joego Bidena. Dodatkowo jego poprzednik, Piotr Wilczek, zbierał w MSZ dobre noty. To na jego kadencję przypadała prezydentura Donalda Trumpa – czasy regularnych spotkań na najwyższym szczeblu, podniosłych deklaracji o przyjaźni oraz włączenia Polski do amerykańskiego programu ruchu bezwizowego.
Przy kontrolujących Biały Dom i Kongres demokratach Magierowskiego czeka w Waszyngtonie radykalnie niekorzystna polityczna konstelacja. Wśród powiązanego z tą partią liberalnego establishmentu dominuje opinia, że polski rząd stanowi ideologiczne zagrożenie. Ten punkt widzenia przenika nie tylko do najwyższych kręgów władzy, lecz także do oddziałującej na cały świat sfery informacyjnej, wykuwanej w dużej mierze w Stanach Zjednoczonych.
– Nie mamy złudzeń. W znacznej części waszyngtońskiego światka jesteśmy postrzegani jako Iran Europy – przyznaje w rozmowie z DGP polski urzędnik. W Warszawie nie ma przekonania, że ta sytuacja jest możliwa do odwrócenia, ale jeśli ktoś jest w stanie podjąć się misji i dotrzeć do demokratów, to jest to właśnie ceniony za zdolności interpersonalne Magierowski. – Potrafi zagrać na kilku fortepianach i przy tym jeszcze się obrócić. Do USA rzucamy nasz najlepszy zasób – słyszymy od naszego źródła.
Waszyngton wbrew pozorom nie jest placówką, do której ustawia się długa lista chętnych. Amerykańska stolica jest wymagająca, a nawet brutalna, oprócz umiejętności miękkich przydają tu się twarde łokcie. A w ocenie MSZ Magierowski sprawdził się w boju na trudnym odcinku izraelskim. Resort doceniał to, że sam wychodził z inicjatywą i że w trudnym czasie udawało mu się rozładowywać napięcia.
Właśnie kontakty w środowiskach żydowskich mogą okazać się jednym z najważniejszych aktywów w portfolio Magierowskiego. Amerykańskie organizacje żydowskie mają przemożny wpływ na narrację historyczną, a polski rząd uważnie przygląda się sprawie tzw. restytucji mienia. Uwadze Warszawy nie umknęło, że w październikowej debacie w Kongresie na temat praworządności i sytuacji politycznej w Polsce i na Węgrzech uczestniczyli demokraci mocno zaangażowani w lobbing na tym polu, m.in. senator Ben Cardin.
Sprawa mienia żydowskiego, podobnie jak spór o lex TVN, na dalszy plan zepchnęła wrzenie na wschodniej granicy Polski. Przed szczytem kryzysu migracyjnego UE z Białorusią komunikacja szwankowała – Amerykanie szukali dojścia do grona decyzyjnego w rządzie PiS i politycznego przełożenia. Natomiast strona polska była sfrustrowana decyzjami Białego Domu w sprawie Nord Stream 2 i przekonana, że niektóre sprawy dwustronne niepotrzebnie są rozgrywane w mediach.
Oprócz kwestii wspólnoty transatlantyckich wartości relacje polsko-amerykańskie są osadzone na wspólnych interesach, obopólnie korzystnych. Kontrakty wojskowe wydają się niezagrożone, baza w Redzikowie ma powstać do końca przyszłego roku, a amerykański biznes nie ucieka znad Wisły. W trakcie kryzysu migracyjnego Warszawa może także liczyć na solidne wsparcie i zrozumienie ze strony amerykańskiej. Polska – w przeciwieństwie do Węgier – została także zaproszona przez Biały Dom na wirtualny szczyt państw demokratycznych zaplanowany na 9 i 10 grudnia.
Z drugiej strony – jak wynika z informacji DGP – administracja Bidena stoi na stanowisku, iż nie ma obecnie klimatu do oficjalnych bilateralnych spotkań na najwyższym szczeblu. W stronę Warszawy są wysyłane sygnały ostrzegawcze. Jednym z nich była wspominana wyżej debata na Kapitolu. W jej trakcie stan polskiej demokracji był krytycznie oceniany przez demokratycznych kongresmenów, a Heather Conley, szefowa ośrodka German Marshall Found, zaproponowała nawet, by USA rozważyły przesunięcie wojsk lub sankcje gospodarcze. Ten pomysł to jednak iluzja.
W Warszawie oczekuje się, że Magierowski będzie łagodził ideologiczne zapędy demokratów. I pracował nad tym, aby niechęć najbardziej skrajnych środowisk nie osłabiała współpracy oraz nie rzutowała na interesy, w tym na te dotyczące bezpieczeństwa.