Uzbekistan jest obecnie dużo bardziej otwartym państwem niż za rządów Isloma Karimova (1990–2016), a w debacie publicznej pojawiły się elementy pluralizmu. Ale realnej demokracji Shavkat Mirziyoyev nie zamierza wprowadzać także podczas swojej drugiej, według konstytucji ostatniej, kadencji prezydenckiej.
Według wstępnych wyników Mirziyoyev miał otrzymać 80,1 proc. głosów, a jego najpopularniejsza konkurentka, Maqsuda Vorisova z postkomunistycznej Partii Ludowo-Demokratycznej, jedynie 6,6 proc. Dopuszczeni do wyborów konkurenci Mirziyoyeva spierali się na niektóre tematy, choćby dotyczące roli języka rosyjskiego czy członkostwa w tworzonych przez Rosję regionalnych inicjatywach integracyjnych, ale nie pozwalali sobie na otwartą krytykę prezydenta. – Niezależnie od pewnej otwartości mediów, prawo mieszkańców do wolnego wypowiadania własnych opinii pozostaje ograniczone – mówił na wczorajszej konferencji Reinhold Lopatka, szef krótkoterminowej misji obserwacyjnej Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Do wyborów dopuszczono jedynie kandydatów zarejestrowanych partii politycznych, a jak dotychczas władze nie zgodziły się na rejestrację realnej opozycji.
Jeszcze zanim centralna komisja wyborcza podała wstępne wyniki wyborów, Mirziyoyevowi pogratulowali niektórzy koledzy, w tym prezydent Rosji Władimir Putin, przywódca Białorusi Alaksandr Łukaszenka i rządzący Kazachstanem Kasym-Żomart Tokajew. Uzbekistan to najludniejsze – liczące 34 mln mieszkańców – i najsilniejsze państwo Azji Centralnej, więc sytuację w kraju uważnie śledzi cały region, zwłaszcza biorąc pod uwagę destabilizację Afganistanu po wycofaniu się Amerykanów. Jednocześnie władze w Taszkencie starają się zachowywać pewien dystans do Rosji i Zachodu. Uzbekistan jeszcze pod rządami Karimova w 2005 r., w odwecie za krytykę Zachodu po krwawym stłumieniu protestów w Andiżanie, usunął z własnego terytorium amerykańską bazę wojskową, a w 2012 r. wyszedł z Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, czyli sojuszu wojskowego z Rosją.
Równolegle kraj wzmacniał pozycję w regionie, poprawiając pod rządami Mirziyoyeva relacje z sąsiadami. Nowy prezydent po śmierci Karimova zliberalizował system polityczny, pozbawiając stanowisk szefów służb specjalnych z wieloletnim dyrektorem Narodowej Służby Bezpieczeństwa Rustamem Inoyatovem na czele. Wpuścił do kraju zachodnie media, pozwolił lokalnym dziennikarzom na większą swobodę, ograniczył represje wobec opozycji i praktykę przymusowej pracy obywateli podczas zbiorów bawełny. Za Karimova zdarzały się przypadki gotowania żywcem osób podejrzewanych o związki z islamistami z Hizb at-Tahrir. Za Mirziyoyeva służby ograniczyły dawną brutalność, choć i on ma na koncie represje polityczne. Tylko w tym roku przesłuchano prewencyjnie byłego rektora jednego z uniwersytetów Xidirnazara Olloqulova, udaremniając zarazem próbę utworzenia przez niego opozycyjnej partii politycznej, przeprowadzono nagonkę na środowiska LGBT i ujawniono nagrania podsłuchów dziennikarzy rozgłośni Ozodlik.
– Od Shavkata Mirziyoyeva oczekiwano więcej niż faktycznie zrobił. Nie da się zaprzeczyć, że Uzbekistan się zmienił. Osłabiono kontrolę nad mediami, dziennikarzom pozwolono mówić więcej niż za Karimova, ale państwo pozostaje klasycznym reżimem autorytarnym – powiedziała kanałowi Nastojaszczeje Wriemia Umida Niyozova, szefowa Uzbecko-Niemieckiego Forum Praw Człowieka. – Te wybory przebiegły podobnie jak w czasach Karimova. Uzbekistan znalazł się na rozdrożu. Zobaczymy, czy Mirziyoyev jest gotowy do dalszej liberalizacji – dodała. Więcej optymizmu przejawia prorządowy politolog Akromjon Nematov. – W kraju pojawił się pluralizm, jaki wcześniej trudno było sobie wyobrazić. Dzięki dyskusjom ludzie uczą się podejmowania świadomych decyzji – powiedział „Kommiersantowi”.