Najważniejsze pytanie dzisiejszych rozmów brzmi, czy obie strony uzgodniły harmonogram przyspieszonej integracji, na który naciska Kreml.

Integracyjna epopeja przyspieszyła w 2019 r., gdy Rosjanie przedstawili Białorusinom plan nazwany od nazwiska ówczesnego premiera Dmitrija Miedwiediewa. W jego skład wchodziło ok. 30 map drogowych, które zawierały konkretne kroki na rzecz przyspieszenia integracji obu państw
Tuż przed rozpoczęciem ćwiczeń wojskowych Zapad-2021 w Moskwie odbędzie się spotkanie Alaksandra Łukaszenki z Władimirem Putinem. Obaj politycy spotkają się dziś po raz szósty od wyborów prezydenckich z sierpnia 2020 r. w kontekście rosnącej presji Rosji na przyspieszenie integracji z Białorusią. Wbrew szumowi informacyjnemu, który tradycyjnie poprzedzał wizytę Łukaszenki w Rosji, podpisanie harmonogramu dalszej integracji nie jest na razie planowane. Tak przynajmniej stwierdził wczoraj rzecznik prezydenta Rosji Dmitrij Pieskow, zaś Łukaszenka dodał, że tematem spotkania będzie „sytuacja w Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej, zwłaszcza związana z Afganistanem i wpływem tego czynnika na Azję Centralną i Rosję”.
– O ile wiem, podpisanie dokumentów nie jest planowane, ale powtórzę: będzie konferencja prasowa i szefowie państw poinformują o tematach, o jakich rozmawiali – powiedział Pieskow i dodał – również wbrew niedawnym twierdzeniom rosyjskiej prasy – że Rosja nie ma zamiaru naciskać Białoruś na formalne uznanie aneksji Krymu. Pogłoski o tym, że Łukaszenka może dziś podpisać dokumenty ograniczające białoruską suwerenność, wzmogły się, odkąd 31 sierpnia ambasador Białorusi w Rosji Uładzimir Siamaszka powiedział, że 27 z 28 map drogowych, które wchodzą w skład pakietu integracyjnego, jest już gotowych do podpisu, a ostatnia zostanie uzgodniona 9 września. Wkrótce białoruskie służby prasowe doprecyzowały, że słowa Siamaszki zostały „niezbyt poprawnie zinterpretowane”, zaś Łukaszenka dodał 1 września, że mapy drogowe zostaną podpisane w październiku lub listopadzie, „jeśli porozumiemy się ostatecznie z prezydentem Rosji”.
– Osiągnęliśmy konsensus dotyczący wszystkich 28 programów związkowych. W zasadzie można powiedzieć, że wyszliśmy na ostatnią prostą – mówił 5 września białoruski wicepremier Mikałaj Snapkou w rozmowie z państwowym kanałem Biełaruś-1. Polityk dodał, że ma nadzieję, iż Łukaszenka z Putinem „docenią tę pracę i podejmą decyzję, czy programy są gotowe do podpisania w tej formie, w jakiej zostały przedstawione przez rządy obu państw”. Gdy Rosja walczy o ograniczenie suwerenności Białorusi, przypominając niezrealizowane postanowienia porozumień zawartych jeszcze w 1999 r., Mińsk domaga się ustępstw finansowych, przede wszystkim cen gazu na poziomie tych, jakie płaci pograniczny obwód smoleński, oraz pomocy finansowej. Minister finansów Rosji Anton Siłuanow nie wykluczył wczoraj, że taka pomoc zostanie zaoferowana. – Jaka suwerenność? Jaka niepodległość? Ona była, jest i będzie. Chodzi wyłącznie o rozbudowę potęgi gospodarczej dwóch państw. Podkreślam: dwóch państw – przekonywał Snapkou. Na początku sierpnia Łukaszenka wspomniał zresztą, że z pakietu usunięto rozdział dotyczący kwestii politycznych.
Integracyjna epopeja przyspieszyła w 2019 r., gdy Rosjanie przedstawili Białorusinom plan nazwany od nazwiska ówczesnego premiera Dmitrija Miedwiediewa. W jego skład wchodziło ok. 30 map drogowych, które zawierały konkretne kroki na rzecz przyspieszenia integracji obu państw. Siamaszka mówił wtedy, że ich przyjęcie oznaczałoby „utratę 80 proc. suwerenności”. Ich treść nie jest publicznie znana, jednak z wypowiedzi oficjeli z obu stron można było wyciągnąć wniosek, że przewidywałe one m.in. utworzenie wspólnych instytucji ponadnarodowych, w których – jak obawiała się białoruska opozycja – ze względu na różnicę potencjałów między oboma krajami ostatnie słowo miałaby Rosja. W grudniu 2019 r. rosyjski „RBK” podawał, że uzgodniono już treść 30 z 31 rozdziałów. Wówczas Łukaszence udało się uniknąć ich zawarcia, a gdy wiosną 2020 r. wybuchły pierwsze protesty przedwyborcze, Kreml ograniczył naciski, nie chcąc ułatwiać obalenia białoruskiego przywódcy w drodze ulicznych wystąpień. Gdy władzom w Mińsku kosztem bezprecedensowych represji udało się opanować sytuację na ulicy, Rosjanie wrócili do tematu.
„Łukaszenka został zagnany w ślepy zaułek. Wzrosła jego zależność od Rosji, ale Rosja nie jest w stanie z tego skorzystać i nie będzie żądać politycznej integracji. Zamiast tego najprawdopodobniej wykorzysta trudne położenie Łukaszenki w innym aspekcie: będzie żądać od niego kroków zmierzających do integracji wojskowej i zgody na poszerzenie rosyjskiej obecności wojskowej na Białorusi” – napisał w swoim najnowszym raporcie białoruski politolog Andrej Lachowicz. Moskwa od niemal dekady z różnym natężeniem próbuje nakłonić Łukaszenkę do zgody na dyslokację własnych sił zbrojnych na jego terenie, niezależnie od znacznego stopnia zintegrowania białoruskiej armii z rosyjskimi strukturami dowodzenia.
Przez lata padały nawet potencjalne lokalizacje baz – od Baranowicz przez Brześć po Homel – ale dotychczas Mińskowi udawało się opierać także tej presji. Tej rozgrywce z niepokojem przygląda się sąsiednia Ukraina. – Wszystko, co się wydarzyło po wyborach 9 sierpnia 2020 r., to operetka, której celem było zmuszenie Białorusi do ściślejszej integracji z Rosją. Informacje o ćwiczeniach Zapad-2021, o możliwych dwóch bazach wojskowych, to potencjalne ryzyko dla Ukrainy. Jeśli tak się stanie, będziemy reagować – wzmocnieniem granic i dyslokacją wojsk – mówił DGP w sierpniu wiceszef ukraińskiej dyplomacji Wasyl Bodnar.