W obawie przed ekstremizmem w regionie Sinciangu Pekin w większym stopniu zaangażuje się w sprawy Afganistanu.

Po wycofaniu wojsk Stanów Zjednoczonych z Afganistanu w kraju pojawiła się przestrzeń dla innego gracza. Jeszcze zanim talibowie przejęli kontrolę nad Kabulem, stosunki dyplomatyczne z dawnymi rebeliantami, a dziś rządzącymi, zaczęły pogłębiać Chiny. Delegację talibskich przywódców w Pekinie gościli już w lipcu. Dla Chińczyków ich zwycięstwo w pełni odzwierciedla wolę ludności, dlatego w ciągu najbliższych miesięcy dokonają najpewniej oficjalnego uznania ich rządów. Chiny mogą również dążyć do ożywienia przedsięwzięć biznesowych w Afganistanie. Te talibom są bardzo potrzebne. Gospodarka afgańska znajduje się w potężnym kryzysie i pozostaje zależna od zewnętrznego wsparcia finansowego, które dotychczasowi partnerzy z Zachodu zdecydowali się wstrzymać (pisaliśmy o tym 25 sierpnia br. w artykule „Łatwiej podbić niż potem rządzić”). Dlatego w rozmowie z chińską państwową stacją telewizyjną CGTN Suhail Szahin mówił, że Państwo Środka mogłoby odegrać w odbudowie Afganistanu bardzo ważną rolę.
Władze w Pekinie mogłyby być zainteresowane przede wszystkim bogatymi złożami mineralnymi. Ich wartość amerykańska Agencja Reutera oszacowała na ok. 3 bln dol. W Afganistanie znajdują się prawdopodobnie największe na świecie rezerwy litu – kluczowego składnika akumulatorów litowo-jonowych, które znajdują zastosowanie w pojazdach elektrycznych i przemyśle energii odnawialnej. A ponieważ Chiny są liderem w ich produkcji, to mogą dążyć do zawarcia długoterminowych kontraktów z talibami na rozwój niewykorzystanych rezerw w zamian za prawa do ich wydobycia.
Do tego dochodzi kwestia Chińskiej Inicjatywy Pasa i Szlaku, która postrzegana jest jako alternatywny sposób kierowania chińskich inwestycji do Afganistanu. W pobliżu granicy między Pakistanem a Afganistanem budowany jest obecnie kluczowy element całego projektu – Korytarz Gospodarczy Chiny-Pakistan. Gdyby inwestycja została rozszerzona z Pakistanu do Afganistanu dzięki budowie autostrady z pakistańskiego Peszawaru do Kabulu, Chiny zyskałyby zdecydowanie krótszą trasę lądową na Bliski Wschód. Mało prawdopodobne jest jednak, by Państwo Środka zdecydowało się na przeprowadzenie tak poważnych inwestycji w Afganistanie, dopóki nie będzie większej jasności co do tego, jak dużą część kraju kontroluje nowy rząd i czy nie dojdzie do wybuchu wojny domowej.
Ale nie tylko interesy gospodarcze są dla Chin ważne. Równie istotna jest czysta polityka. Dobre stosunki z talibami będą zależeć przede wszystkim od tego, czy strony nie będą wzajemnie ingerować w swoje sprawy wewnętrzne. Dla Pekinu oznacza to pewność, że radykałowie nie zdecydują się wspierać muzułmańskich Ujgurów zamieszkujących graniczący z Afganistanem region Sinciangu.
Przywódcy ChRL będą naciskać więc na talibów, by nie pozwolili, żeby kraj stał się rajem dla ekstremistów, jak podczas ich poprzednich rządów pod koniec lat 90. Chiny twierdzą, że ruchy w Sinciangu wspierane są przez grupy z zewnątrz. Chodzi przede wszystkim o Ruch Islamski Turkiestanu, czyli ujgurską organizację ekstremistyczną, której twórcy chcą utworzyć na terytorium Sinciangu niezależne państwo. Organizacja, która w 2002 r. została dodana przez jeden z komitetów Rady Bezpieczeństwa ONZ do listy organizacji terrorystycznych, swoje korzenie ma właśnie w Afganistanie. Bezpośrednie wsparcie miała otrzymywać w przeszłości zarówno od Al-Kaidy, jak i talibów. Władze w Pekinie obawiają się, że Afganistan pod ich rządami mógłby stać się bezpieczną przystanią dla grupy, która dążyłaby do zemsty na władzach Państwa Środka za ludobójstwo dokonywane na Ujgurach.
Minister spraw zagranicznych Chin Wang Yi podczas lipcowego spotkania z mułłą Abdulem Ghanim Baradarem powiedział, że żywi głęboką nadzieję, iż talibowie „w sposób zdecydowany i skuteczny zerwą wszelkie stosunki z wszystkimi organizacjami terrorystycznymi, w tym z Ruchem Islamskim Turkiestanu”. – Grupa ta stanowi bezpośrednie zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego i integralności terytorialnej Chin – przekonywał.
Teoretycznie Chiny mogłyby więc współpracować w tym zakresie z Amerykanami – obie strony chcą walczyć z terroryzmem. Z niedzielnej rozmowy telefonicznej szefa chińskiej dyplomacji ze swoim amerykańskim odpowiednikiem Antonym Blinkenem wynika, że Chiny potrzebują USA w Afganistanie. Wang Yi wezwał Waszyngton do współpracy ze społecznością międzynarodową, aby pomóc nowemu reżimowi w sprawowaniu władzy. Dodał, że „pośpieszne wycofanie się” USA może umożliwić grupom skrajnym „przegrupowanie się i silniejszy powrót”.
Pekin nie chce, by na jego podwórku funkcjonowało pogrążone w potężnym kryzysie humanitarnym i gospodarczym państwo parias. Spotęgowałoby to jedynie dotychczasowe obawy o bezpieczeństwo, dlatego obie strony będą musiały utrzymać przynajmniej minimalny poziom współpracy.