Do poprawy stosunków droga jeszcze daleka, ale realne jest, że polscy żołnierze pojadą do Afryki na misje, które są ważne dla Francji
Do poprawy stosunków droga jeszcze daleka, ale realne jest, że polscy żołnierze pojadą do Afryki na misje, które są ważne dla Francji
Prezydenci Polski Andrzej Duda i Francji Emmanuel Macron rozmawiali przed kilkoma dniami w Tokio w czasie igrzysk olimpijskich. Oficjalnie poruszali problem amerykańsko-niemieckiego porozumienia dotyczącego Nord Stream 2. Nieoficjalnie – jak wynika z informacji DGP – rozmowy dotyczyły resetu w stosunkach polsko-francuskich. Relacje między państwami radykalnie się pogorszyły, gdy w 2016 r. Polska nie zdecydowała się na zakup śmigłowców produkowanych przez koncern Airbus. Sytuację zaostrzyły później gesty polityczne – m.in. rezygnacja w ostatniej chwili z wizyty w Warszawie przez ówczesnego prezydenta Francji François Hollande’a czy sejmowa wypowiedź Bartosza Kownackiego, wówczas wiceministra obrony, który opowiadał o tym, jak to Polacy uczyli jeść Francuzów widelcem.
Przez kilka kolejnych lat stosunki między Polską i Francją były chłodne. Na początku 2020 r. Warszawę odwiedził prezydent Macron, ale wizyta nie przełożyła się na żadne konkrety. Obecnie widać ożywienie. W marcu prezydenta Francji odwiedził premier Mateusz Morawiecki. Teraz w Tokio miały miejsce rozmowy Duda–Macron.
– Reset nie jest odpowiednim słowem, można raczej powiedzieć, że po długim okresie nieporozumień, wiele zostało zrobione, żeby tę warstwę wyimaginowanych faktów i stereotypowych uprzedzeń anulować. Częste wizyty na szczeblu ministerialnym, a także symboliczna wizyta prezydenta Macrona w Polsce i jego klarowna wypowiedź na Uniwersytecie Jagiellońskim sytuację znacznie polepszyły – wyjaśnia w rozmowie z DGP profesor Georges Mink z Kolegium Europejskiego. – Wszystko to wpłynęło na rozminowanie przedpola do podjęcia współpracy gospodarczej i w pewnych punktach, gdzie interesy są zbieżne, także współpracy politycznej – dodaje ekspert, który przedstawia punkt widzenia znad Sekwany.
W jakich obszarach może dojść do zbliżenia? W Tokio prezydenci rozmawiali m.in. o współpracy wojskowo-obronnej. Choć nie ma obecnie szans na duże zamówienia dla francuskich koncernów zbrojeniowych i stoczniowych (Polska zdecydowanie stawia na rozwiązania amerykańskie, czego przykładem jest choćby ostatnia deklaracja wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego o zakupie 250 czołgów Abrams), to jednak trwa dyskusja o ewentualnej misji polskich żołnierzy w regionie Sahel. Francuzi właśnie kończą operację „Barkhane”, ale prezydent Macron zapowiedział, że w tym rejonie Afryki Paryż dalej będzie obecny militarnie. Być może wspomoże go Warszawa. Jednym ze scenariuszy jest wysłanie żołnierzy sił specjalnych w roli instruktorów lokalnych wojsk. Polska ma już doświadczenie w tym rejonie świata – 12 lat temu w Czadzie przez 18 miesięcy stacjonowało 300–400 żołnierzy.
– Czad był typową misją sojuszniczą, w której potwierdzaliśmy naszą lojalność wobec Francji, ale także pokazaliśmy zrozumienie dla trudnej sytuacji kryzysowej w Sudanie – z humanitarnego punktu widzenia ta misja miała sens. Z punktu widzenia interesu politycznego Polski efekt nie okazał się duży, ponieważ relacje polsko-francuskie we współpracy wojskowej nie są zbyt ożywione – mówi DGP gen. Bogusław Pacek, który był m.in. zastępcą dowódcy misji unijnej w EUFOR w Czadzie i Republice Środkowoafrykańskiej.
O udział europejskich sojuszników w misjach w Afryce Francuzi zabiegają od lat. Teraz wysłanie kilkudziesięciu żołnierzy do Afryki jest tym bardziej możliwe. Wraca właśnie ostatnia zmiana żołnierzy z polskiego kontyngentu wojskowego w Afganistanie. Czego polska strona oczekuje w zamian? – Chociażby zwiększenia obecności Francuzów w międzynarodowych strukturach wojskowych w Polsce, czyli w Korpusie Północny Wschód w Szczecinie oraz w Wielonarodowej Dywizji Północ w Elblągu – mówi jeden z naszych rozmówców z Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
Taka obecność Polski mogłaby również w jakiś sposób zostać powiązana z Europejską Inicjatywą Interwencyjną, którą lansuje Francja. – EII to jest forma współpracy oraz konsultacji politycznych i technicznych, która ma doprowadzić do powstania wspólnego zrozumienia wyzwań i zagrożeń, jakie dla Europy stanowi południowa flanka. To nie jest inicjatywa operacyjna, która umożliwia szybkie wystawianie sił, to raczej inicjatywa polityczna. Francuzi poszukują rozwiązania problemu, jakim jest brak woli w Unii Europejskiej do działań wojskowych w Afryce Północnej i Sahelu – wyjaśnia dr Wojciech Lorenz, analityk ds. bezpieczeństwa w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
Ten problem staje się dla Paryża palący. W ostatnich latach w Afryce oprócz Chińczyków mocno zaznaczają swoją obecność Rosjanie. I tak we wspomnianej Republice Środkowoafrykańskiej to właśnie oni zastąpili Francję jako główny rozgrywający – przy pomocy najemników z Grupy Wagnera (funkcjonującej tam pod nazwą Séwa Sécurité) zdobyli duży wpływ m.in. na kwestie wydobycia surowców. Są obecni między innymi w Nassimie, gdzie wydobywają złoto i diamenty. Zagrali również na resentymencie antyfrancuskim i stawiają na prezydenta Faustin-Archange Touadéra.
Doradcą Touadéra ds. bezpieczeństwa został Walery Zacharow, były oficer FSB, który dostał nawet swój gabinet w pałacu prezydenckim. Ambasadorem z kolei, biegle mówiący po francusku i arabsku, Władimir Titorenko, który w 2003 r. w przededniu amerykańskiej inwazji na Irak razem z FSB ewakuował z Bagdadu archiwum Saddama Husajna. Interesy kopalniane kontrolują wagnerowcy i „petersburscy”, czyli wojskowi, biznesmeni i przestępcy skupieni wokół kucharza Putina i sponsora wagnerowców – Jewgienija Prigożyna.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama