Rok temu władze Chin narzuciły Hongkongowi ustawę o bezpieczeństwie narodowym. Dziś ta była brytyjska kolonia mierzy się z jej konsekwencjami i wizją utraty statusu kosmopolitycznej stolicy Azji. Pekin zaczął mocno ograniczać swobodę mieszkańców miasta. Działacze i dziennikarze są zatrzymywani, ich aktywa przejmowane, a niewygodni pracownicy administracji publicznej zwalniani. Zmiany objęły także programy szkolne, do których wprowadzane są zajęcia z chińskiego patriotyzmu. Ustawa wpłynęła na wszystkie sfery życia w mieście. Kolejnym jej głośnym efektem było ubiegłotygodniowe ogłoszenie o likwidacji dziennika „Apple Daily”. Mieszkańcy miasta nie mogli nawet protestować. Dla wielu jedynym sposobem na zademonstrowanie niezadowolenia było ustawienie się w długiej kolejce, by kupić ostatnie wydanie gazety.
O poziomie wolności prasy najlepiej świadczą rankingi. „W regionie Azji i Pacyfiku wirus cenzury rozprzestrzenił się poza Chiny, w szczególności do Hongkongu, gdzie narzucona przez Pekin ustawa o bezpieczeństwie narodowym poważnie zagraża dziennikarzom” – czytamy w raporcie „World Press Freedom Index 2021” przygotowanym przez organizację Reporterzy bez Granic. Hongkong zajmuje w nim obecnie 80. miejsce, choć jeszcze w 2012 r. – przed objęciem władzy w ChRL przez Xi – był 54. Wtedy mieszkańcy miasta wierzyli, że nowy przywódca Chin będzie bardziej pragmatycznym politykiem. Na celowniku partii znajduje się nie tylko prasa. Władza skutecznie zwalcza wszelkie zaangażowane w politykę ruchy prodemokratyczne. Ich przywódcy, w tym najbardziej znany Joshua Wong, przebywają w więzieniach. W marcu chiński parlament zatwierdził ustawę, dzięki której Pekin uzyskał prawo do weryfikacji kandydatów do parlamentu Hongkongu. Tym samym opozycyjnym politykom utrudniono start w wyborach.