Obostrzenia nałożone przez Unię Europejską mogą kosztować białoruską gospodarkę miliardy euro.

Unia Europejska uderzyła w białoruskie władze z niespotykaną dotychczas siłą. Przyjęty w czwartek pakiet sankcji to reakcja na zmuszenie do lądowania w Mińsku samolotu Ryanaira i zatrzymanie opozycyjnego blogera Ramana Pratasiewicza oraz jego dziewczyny Sofji Sapiegi. Białoruś po raz pierwszy została objęta sankcjami sektorowymi, w dodatku nałożonymi na najistotniejsze z punktu widzenia eksportu obszary.

Kraje UE nie będą już mogły importować pewnej części białoruskiego chlorku potasu, jednego z hitów eksportowych tego kraju. Jak zauważył prawnik Tomasz Włostowski, nie dotyczy to jednak już obowiązujących kontraktów ani chlorku potasu zawierającego od 40 do 62 proc. potasu. Państwowy Biełaruśkalij zaspokaja 20 proc. światowego zapotrzebowania na nawozy potasowe, a utworzona wspólnie z Rosjanami – BKK, zajmująca się dystrybucją, ma ponad 40 proc. udziałów w globalnym rynku. Produkty ropopochodne także znalazły się na nowej liście sankcyjnej. Poza tym wprowadzono zakaz eksportu na Białoruś niektórych towarów służących do produkcji wyrobów tytoniowych. Przemyt papierosów na Ukrainę i Zachód to poważne źródło nielegalnych dochodów ludzi Aleksandra Łukaszenki. W sumie wprowadzone zakazy uderzyły w handel warty ok. 1 mld euro rocznie.
Mińsk będzie miał utrudniony dostęp do rynków kapitałowych, bo sankcje objęły również sektor finansowy. Zakazano „jakichkolwiek uzgodnień służących udzielaniu nowych pożyczek lub kredytów”. Kraje UE będą mogły jednak stosować wyjątki. Pożyczki będą mogły trafiać na Białoruś, jeśli ich celem będzie wsparcie ludności cywilnej i nie trafią one do władz, co ma za każdym razem stwierdzać „właściwy organ państwa członkowskiego”. Restrykcje próbowała zablokować Austria, broniąca interesów Raiffeisena, który jest obecny na białoruskim rynku za pośrednictwem należącego do niego Pryorbanku. Austria stała się drugim po Rosji źródłem bezpośrednich inwestycji zagranicznych. MSZ w Wiedniu zaprzeczało doniesieniom, by miało się sprzeciwiać obostrzeniom. Szef dyplomacji Alexander Schallenberg zwracał jednak uwagę, że sankcje będą musiały się obronić w europejskim sądzie.
Obostrzenia odczują nie tylko austriackie banki, które odpowiadają za większość pożyczek udzielanych białoruskim instytucjom z terenów UE. Wspólnota wprowadziła też zakaz eksportu sprzętu służącego do monitorowania lub przechwytywania połączeń internetowych i telefonicznych. Jedna z głównych sieci komórkowych na Białorusi to austriacki A1 Telekom. Firma miała pomagać władzom podczas ubiegłorocznych protestów w blokowaniu dostępu do mediów społecznościowych i internetu mobilnego. Wspólnota do tej pory stosowała sankcje osobowe. W czterech transzach zamrożono aktywa i zakazano wjazdu 166 osobom fizycznym i 15 prawnym. Sankcje te były jednak uznawane za symboliczne.
– Wprowadzane obostrzenia są coraz bardziej konsekwentne. I ten proces będzie postępował aż do skutku, czyli zaprzestania represji, wyzwolenia więźniów i przeprowadzenia wyborów – mówił DGP przed kilkoma dniami jeden z doradców ekonomicznych Swiatłany Cichanouskiej, liderki opozycji. Część komentatorów uznała, że sankcje wpłynęły na zmianę środka zapobiegawczego dla Pratasiewicza i Sapiegi, którzy zostali przeniesieni z aresztu do pilnowanych przez służby mieszkań. Poczekają na proces w areszcie domowym. Zgodnie z inną wersją poprawa warunków przetrzymywania zatrzymanych to efekt pójścia na współpracę ze śledztwem, czego wyrazem była rozmowa Pratasiewicza z państwową telewizją i udział w konferencji prasowej obok najważniejszych przedstawicieli struktur siłowych.
Jeśli ta pierwsza wersja jest prawdziwa, w kolejnych dniach areszty i łagry powinni opuścić inni więźniowie polityczni, których jest już ponad 500. Doradca Cichanouskiej ds. zagranicznych Franak Wiaczorka napisał, że szef MSZ Uładzimir Makiej dzwonił do zachodnioeuropejskich kolegów, obiecując im uwolnienie niektórych zatrzymanych, w tym Pratasiewicza i Sapiegi, a także dziennikarzy oraz figurantów postępowań przeciw spółce z branży IT Panda.doc i Press Clubowi Belarus. Procesy polityczne dopiero się rozkręcają; tylko w ciągu ostatnich tygodni siedem lat obozu dostał lider chadecji Pawieł Siewiaryniec, a prokurator zażądał 15 lat pozbawienia wolności dla niedoszłego kandydata w ubiegłorocznych wyborach Wiktara Babaryki.
Łukaszenka zapewnia, że się nie ugnie. – Pokażemy draniom z zagranicy, że sankcje to dowód bezsilności – mówił podczas czwartkowej wizyty w Świsłoczy. Pytanie, czy tak poważne uderzenie w gospodarkę nie okaże się katastrofalne dla budżetu Białorusi. Gdyby Moskwa chciała pokryć straty wynikające z sankcji i ich efektów, powinna przygotować kilka miliardów dolarów rocznie. – Rosja nie jest zainteresowana krachem gospodarczym, ale bezpośrednia pomoc finansowa byłaby problematyczna – mówił „NG” politolog Dzmitryj Bałkuniec. Na razie w Rosji zapadła jedna ważna decyzja związana z sankcjami. Radę nadzorczą RussNieftu (nie mylić z państwowym Rosnieftem) opuścił jej współwłaściciel Michaił Gucerijew, który 21 czerwca trafił na czarną listę UE. Oligarcha przyjaźni się z Łukaszenką i wielokrotnie pomagał mu z dostawami ropy, gdy Kreml wstrzymywał je z przyczyn politycznych.