- Do stabilizacji nie dojdzie tak długo, jak długo Izrael będzie okupować terytorium Palestyny i nie będzie ponosić odpowiedzialności za swoje czyny. Ale oni nie chcą nas słuchać - mówi w wywiadzie dla DGP Hanan Ashrawi, posłanka palestyńskiego parlamentu, współzałożycielka partii Trzecia Droga.

Od piątku obowiązuje zawieszenie broni. Co ono oznacza dla Palestyńczyków?
Zawieszenie broni nie jest tu najlepszym określeniem. Wprowadza w błąd. Nie było przecież wojny ani dwóch równych sobie przeciwników. Nazwałabym to atakiem na oblężonych mieszkańców Gazy. Niemniej jednak to dobrze, że Izrael zdecydował się zakończyć działania wojenne. Ale wstrzymanie agresji miało dotyczyć nie tylko Strefy Gazy. Objęte nim miało zostać również terytorium całego Zachodniego Brzegu i Jerozolimy. Miało więc nie dochodzić do kolejnych ataków, szczególnie w meczecie Al-Aksa oraz dzielnicy Asz-Szajch Dżarah, gdzie dwa tygodnie temu wszystko się zaczęło. Izrael od razu wrócił jednak do starych nawyków. Zablokował całe Asz-Szajch Dżarah, uniemożliwiając wjazd na to terytorium. Zaatakował protest solidarnościowy, w którym uczestniczyli Izraelczycy, Palestyńczycy i wielu obcokrajowców. W meczecie Al-Aksa wciąż trwają ataki policji na wiernych. Izrael powtarza stare błędy. Niosą one za sobą ogromne niebezpieczeństwo, bo prowokują. Nie nazwałabym więc tego zawieszeniem broni.
Palestyńczycy zareagują?
Oczywiście, że tak. Trwa nieustający bunt młodych Palestyńczyków mierzących się ze świetnie uzbrojoną armią Izraela. Tylko w sobotę doszło do ok. 70 incydentów. Ale wydarzenia na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie dzieją się niejako w ciemności. Świat nie zwraca na to uwagi. A powinien, bo wydarzenia te niosą za sobą ryzyko ogromnego niebezpieczeństwa związanego z kontynuacją aneksji i czystek etnicznych. Właśnie dlatego Palestyńczycy stawiają opór. Intifada trwa nieprzerwanie, przyjmuje tylko różne formy.
Wszyscy będą musieli jednak dalej razem funkcjonować. Co się wydarzy w miastach, które zamieszkują oba narody? Po takim wybuchu przemocy wspólne życie będzie możliwe?
Trzeba zacząć od tego, że to Palestyńczycy są pierwotnymi mieszkańcami tych miast. Izrael został zbudowany na terytorium palestyńskim. Dlatego od samego powstania państwa żydowskiego Arabowie spotykają się z systemową i pseudolegalną dyskryminacją. Są wykluczani na polu edukacyjnym i zawodowym. Jednak przemoc między zwykłymi mieszkańcami, którą obserwowaliśmy w ostatnich tygodniach, nigdy wcześniej nie wybuchła. Można się było tego spodziewać, Izrael przygotowywał społeczeństwo do tej konfrontacji. Problem w tym, że świat wciąż rozmawia wyłącznie o objawach, a nie przyczynach takiego stanu rzeczy. Do tych drugich należy izraelski system apartheidu. Do stabilizacji nie dojdzie tak długo, jak długo Izrael będzie okupować terytorium Palestyny i nie będzie ponosić odpowiedzialności za swoje czyny. To nienormalne. Dlatego zamiast raz na kilka lat zajmować się skutkami kolejnych eskalacji, trzeba wreszcie zająć się przyczynami, które do takiej sytuacji doprowadziły.
Co z agresją ze strony Hamasu? Trudno od niej abstrahować.
Zawsze wierzyłam w opór bez użycia siły. Ale nie będę krytykować Hamasu, bo odpowiedział przemocą na przemoc. Tym bardziej że jego przywódcy wielokrotnie ostrzegali Izrael, wyznaczali terminy zaprzestania ataków na meczet Al-Aksa i zebranych w nim wiernych czy zakończenia czystek etnicznych w Asz-Szajch Dżarah. Ale Izrael nie słuchał, bo nie jest przyzwyczajony do brania odpowiedzialności za swoje czyny. Nie tylko nie zaprzestał działań przeciw Palestyńczykom, lecz także je eskalował. Hamas i inne organizacje działające w Strefie Gazy obiecały, że odpowiednio zareagują. Dlatego, choć preferuję metody pokojowe, nie dziwię się mieszkańcom Gazy. Co mieli zrobić? Są oblężeni, nie mogą uciec, nie mają schronów. Nie mogą się bronić. Nie mają samolotów, systemów wczesnego ostrzegania. Tworzą domowej roboty improwizowane rakiety. To nie jest wyrafinowana broń, jak ta, którą Stany Zjednoczone i Zachód oferują Izraelowi. Nie jest w stanie wysadzić kilkunastopiętrowych budynków. Choć broń mieli słabą, Palestyńczycy wykazali się wolą walki. Chcieli wykrzyczeć, że Izrael nie może wciąż uciekać od odpowiedzialności.
Działania Hamasu wpłyną na krajobraz polityczny?
Tak, układ sił się zmieni. Członkowie Hamasu zdobędą większe poparcie narodu palestyńskiego, ponieważ jako organizacja zapewnili ludziom powód do dumy – wystąpili przeciwko Izraelowi. Trzeba będzie trochę poczekać, żeby zobaczyć, jakie to przyniesie długoterminowe skutki polityczne. Warto zaznaczyć, że program Organizacji Wyzwolenia Palestyny, który przyjęliśmy w 1988 r. i który zakładał rozwiązanie dwupaństwowe, został właśnie zniszczony przez Izrael. Nie współpracowali z nami, nie przestrzegali prawa międzynarodowego. Proces pokojowy i negocjacje wykorzystują wyłącznie w celu kontynuacji swojej dotychczasowej polityki. Pod wieloma względami Izrael podważył wiarygodność frakcji działających w ramach OWP, które dążyły do pokoju poprzez negocjacje. Zamiast tego wzmocnili Hamas. Cenę zapłacili niewinni ludzie w Gazie. I to jest tragedia. To jest też sygnał ostrzegawczy dla OWP.
Zawieszenie broni nie zakończyło przemocy
Jedenastodniowa wojna Izraela z Hamasem zakończyła się kruchym zawieszeniem broni, które obowiązuje od piątkowej nocy. Obie strony deklarują zwycięstwo, ale wyczekiwanego spokoju nie osiągnięto. Układ miał obejmować także wstrzymanie operacji w okolicach jerozolimskiego meczetu Al-Aksa i dzielnicy Asz-Szajch Dżarah, ale w mieście i na okupowanym Zachodnim Brzegu wciąż trwają zamieszki. Izraelska policja przepędzała wiernych, wprowadzając na Wzgórze Świątynne izraelskich osadników, co doprowadziło do starć z Palestyńczykami. To właśnie tego typu incydenty niemal dwa tygodnie temu sprowokowały ostatnią eskalację konfliktu izraelsko-palestyńskiego.
Z kolei na Zachodnim Brzegu izraelska policja przy użyciu gumowych kul i gazu łzawiącego rozpędzała odbywające się w weekend manifestacje. Rannych zostało co najmniej 100 Palestyńczyków. Protestowali nie tylko Arabowie. Przed rezydencją premiera Binjamina Netanjahu w sobotę wieczorem zebrali się także jego izraelscy przeciwnicy, obwiniając go o porażkę operacji w Gazie. Organizatorzy wzywali przywódców polityków do budowy koalicji, która uratowałaby Izrael przed Netanjahu. Takie wezwania mają swój istotny kontekst związany z wciąż trwającym patem w rozmowach koalicyjnych po niedawnych wyborach parlamentarnych.
Władze Izraela triumfują. – Operacja „Strażnik Muru” zakończyła się sukcesem i osiągnęła zamierzone cele – mówił minister obrony Beni Ganc. – Wykonaliśmy wszystkie założenia wojskowe, które sobie stawialiśmy, w tym poważne osłabienie Hamasu, jego agentów, infrastruktury i wszystkiego, co jest związane z jego zdolnościami ofensywnymi – tłumaczył. W tym tygodniu do Izraela i Palestyny przyleci sekretarz stanu USA Antony Blinken. Z przywódcami obu narodów porozmawia o dalszych losach zawieszenia broni. Ale z Hamasem do stołu nie usiądzie, bo spotka się wyłącznie z prezydentem Mahmudem Abbasem, który ma niewielki wpływ na sytuację w Strefie Gazy. Palestyńczycy mieli w tym roku wybrać parlament i prezydenta, jednak elekcje zostały przełożone.