Sytuacja Kościoła w Chinach przypomina czasy PRL. Państwo nie jest jego entuzjastą, ale na wiele rzeczy przymyka oko.

W przyszłym tygodniu katolicy będą obchodzić światowy dzień modlitw za Kościół w Chinach. Sytuacja tej grupy wyznaniowej – czy szerzej: chrześcijan, co w praktyce oznacza tam także protestantów – pozostawia tam wiele do życzenia. Dochodzi do zamykania, a nawet burzenia kościołów, zaś duchowni trafiają za kratki, ale obraz życia 10 mln tamtejszych katolików jest bardziej skomplikowany.
Jak mówi werbista ks. Jacek Gniadek, prezes wspierającego Kościół w Chinach Stowarzyszenia Sinicum, sytuację katolicyzmu w Państwie Środka trudno uogólniać, bo różni się ona od diecezji do diecezji, a nawet od miasta do miasta. – W niektórych relacje ze społecznością katolicką układają się źle, a w innych władza jest bardziej skłonna przymykać oko – mówi duchowny. Przykład pierwszy z brzegu: nie wszystkie świątynie mają komplet dokumentów poświadczający legalność budowy. A mimo to stoją – i bywa, że nikt ich nie rusza. W tegorocznym rankingu World Watch List, który grupuje państwa pod kątem stopnia represji dotykających chrześcijan (przygotowuje go co roku organizacja Open Doors USA), Chiny znalazły się na 17. pozycji, w tyle za takimi krajami, jak Arabia Saudyjska, Malediwy i Egipt (kolejno: 14., 15. i 16. miejsce), a nawet Indie (10. miejsce), o Korei Północnej i Afganistanie (1. i 2. lokata) nie wspominając.
Chiński katolicyzm dzieli się na oficjalny i nieoficjalny. Ten drugi czasem nazywa się podziemnym, ale stwierdzenie to bywa mylące. Duchowni z podziemia nie zawsze ukrywają się ze swoją przynależnością religijną. Różnica często ogranicza się do tego, czy dany duchowny jest zapisany do Patriotycznego Stowarzyszenia Katolików Chińskich – oficjalnie jedynego legalnego sposobu praktykowania katolicyzmu. Nie zmienia to faktu, że wielu katolików praktykuje potajemnie, np. w mieszkaniach, a sporo miejsc kultu ma charakter nielegalny, czyli oficjalne przeznaczenie budynku jest inne lub świątynia powstała bez niezbędnych pozwoleń.
Pretekstem do interwencji państwa bywa wspomniany brak dokumentów. W jednej z diecezji pretekstem do zburzenia wieży świątyni był fakt, że miała ona rozpraszać kierowców przejeżdżających znajdującą się obok drogą na estakadzie – takie pismo od lokalnych władz otrzymał tamtejszy biskup. – Ujawnia się tu typowe dla chińskiego systemu zjawisko: centrala coś rzuca i patrzy, jak doły zaczynają między sobą rywalizować. Tam zamknęli 10 kościołów? My zamkniemy 15! – wyjaśnia dr Michał Bogusz z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Z punktu widzenia Komunistycznej Partii Chin najważniejszy jest monopol ideologiczny i w tym sensie religie są postrzegane jako zagrożenie. Z tego względu parę lat temu rozpoczęto kampanię sinicyzacji. W praktyce przekaz oficjalnie uznawanych przez państwo religii (w Chinach jest ich pięć: oprócz katolicyzmu to protestantyzm, buddyzm, islam i taoizm) nie może iść wbrew przekazowi partyjnemu. Miejsca kultu muszą wykorzystywać chińską symbolikę, w związku z czym przy kościołach zawisły flagi państwowe.
Jak mówi nam osoba zorientowana w problemach Kościoła w Chinach, zdarzało się także, że lokalne władze nalegały na powieszenie w świątyni portretu prezydenta Xi Jinpinga lub cytatów z jego myśli. Tygodnik „The Economist” opisał przykład protestanckiego pastora, któremu kazano powiesić podobiznę przywódcy tuż obok dużej figury Jezusa na krzyżu. Duchowny wyperswadował im ten pomysł, wskazując, że wśród wiernych może to rodzić skojarzenie z ukrzyżowanymi razem z Jezusem złoczyńcami.
Co na to Watykan? Papieże Benedykt XVI oraz Franciszek próbowali ułożyć stosunki z Pekinem, czego efektem było podpisane w 2018 r. i przedłużone dwa lata później porozumienie. Na jego mocy władze zgodziły się konsultować proces nominacji biskupich ze Stolicą Apostolską, chociaż co konkretnie zostało ustalone, nie wiadomo, bo dokument jest tajny. I choć niektórzy duchowni, jak były abp Hongkongu kard. Joseph Zen, uważają, że Watykan nie powinien układać się z komunistami, dla papieży ważne było przywrócenie jedności Kościoła (chodziło przede wszystkim o uznawanie udzielanych w Kościele oficjalnym sakramentów).
Niektóre prognozy mówią, że do 2030 r. Chiny staną się największym krajem chrześcijańskim na świecie (protestantów jest tu kilkukrotnie więcej niż katolików). Zdaniem Michała Bogusza partia się tego wystraszyła. I chociaż na razie nie ma mowy o przepisywaniu Pisma Świętego tak, żeby było zgodne z doktryną komunistyczną, władze niedawno postanowiły odciąć dostęp do mobilnych aplikacji z jego chińskim przekładem. W ostateczności zawsze zostaje drugi obieg.