- Prezydenci Polski i Ukrainy ustalili jedną prostą rzecz: pozostawmy historię historykom. Nie wszystkie sprawy muszą być rozwiązywane na tak wysokim szczeblu - mówi Ihor Żowkwa, wiceszef biura prezydenta Ukrainy, odpowiedzialny za relacje z Polską.

3 maja do Polski przyjedzie prezydent Ukrainy. Jaki jest plan wizyty?
Okazją będzie 230. rocznica uchwalenia konstytucji zaprzyjaźnionego z nami, braterskiego kraju, jakim jest Polska. Kiedy prezydent Andrzej Duda zaprosił prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, ten, nie zważając na to, że tego dnia Ukraina obchodzi Poniedziałek Wielkanocny, przyjął to zaproszenie z radością. Miło nam, że będziemy w dobrym towarzystwie, bo mają być też prezydenci państw bałtyckich. To będzie okazja do kontynuacji dialogu. Uroczystości 3 maja to pierwsze tak duże wydarzenie międzynarodowe w Polsce po pandemii, więc nie mogliśmy nie wziąć w nich udziału. Poza uroczystościami odbędzie się spotkanie obu prezydentów poświęcone relacjom dwustronnym i sytuacji międzynarodowej.
Jak pan ocenia stan tych relacji?
Znakomicie. Zarówno stosunki polityczne, jak i handlowo-gospodarcze. Ukraina wreszcie zajęła się remontem infrastruktury na przejściach granicznych, które włączyliśmy do państwowego programu Wielka Budowa. Zaczęliśmy korzystać z polskiego kredytu przyznanego jeszcze w 2015 r. Znaczna część rozmowy będzie poświęcona bezpieczeństwu w związku z zaostrzeniem sytuacji w regionie. Dzięki presji międzynarodowej na Rosję można bardzo ostrożnie powiedzieć o pewnych pozytywnych tendencjach. To także zasługa aktywności prezydenta Zełenskiego, który rozmawiał z niemal wszystkimi liderami największych państw – prezydentem USA, premierami Japonii, Kanady i Wielkiej Brytanii. Osobiście spotkał się z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, wziął udział w telekonferencji z nim i kanclerz Niemiec. Świat w tym roku był dużo lepiej przygotowany na możliwą agresję Rosji, niż to było w 2014 r.
Ryzyko inwazji było realne?
Rosja koncentrowała nie tylko wojska, ale i najnowocześniejszy sprzęt, przerzucała flotę na Morze Czarne, włącznie z flotyllą kaspijską. Widzieliśmy liczby dotyczące koncentracji wojsk wzdłuż granicy z Ukrainą i na okupowanym Krymie. Wzmogła się koordynacja działań z rosyjskimi oficerami przebywającymi na okupowanym Donbasie, a jest ich tam 3000. Do tego ćwiczenia, które trwały od marca. Wciąż planowane są manewry Zapad-2021 we wrześniu.
Może pan potwierdzić, że po obietnicy ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu te siły są wycofywane?
Obserwujemy wycofywanie niektórych jednostek, ale niestety na razie nie obserwujemy wycofywania sprzętu wojskowego. Flotylla kaspijska nie wróciła na Morze Kaspijskie. Wymieniamy się tymi informacjami z naszymi polskimi kolegami. Ale obietnica Szojgu padła w zeszłym tygodniu, my rozmawiamy we wtorek, więc minęło niewiele czasu. Tak czy inaczej nie ma co się na razie rozluźniać. Presję na Rosję należy podtrzymać. W tym sankcyjną; w 2014 r. sankcje wpłynęły na ograniczenie działań Rosji, ale od tego czasu nauczyła się ona z nimi żyć. Teraz trzeba pracować nad ostrzejszymi krokami. Nie tylko personalnymi, lecz także sektorowymi sankcjami ekonomicznymi. Świat wprowadził sankcje na osoby łamiące prawa Aleksieja Nawalnego. To dobrze. Ale czy prawa mieszkańców Krymu nie są naruszane? Niemal 100 osób zaginęło, wielu siedzi w więzieniach. Świat niespecjalnie się tym interesuje.
Media piszą o możliwej wizycie sekretarza stanu USA Antony’ego Blinkena w Kijowie w maju i spotkaniu prezydentów Zełenskiego i Joego Bidena w czerwcu. Może pan potwierdzić, że takie spotkania są przygotowywane?
Znam te informacje, ale ufam tylko oficjalnym kanałom komunikacji. Joe Biden przyjeżdża do Europy na szczyty G7 i NATO, o wizytach w innych państwach Europy na razie nic nie wiemy. To samo dotyczy wizyty Antony’ego Blinkena. Wielokrotnie rozmawiał z nim szef MSZ Dmytro Kułeba, obaj politycy krótko widzieli się też w Brukseli. Utrzymujemy dobre, robocze relacje z USA. Nasi prezydenci rozmawiali, podobnie jak szefowie resortów obrony i szef biura prezydenta z doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego USA. Wszystkie te rozmowy odbyły się w najtrudniejszym momencie. Uważamy USA za strategicznego partnera i swoją aktywnością Waszyngton pokazuje, że był, jest i pozostanie takim partnerem.
Zełenski mówił w rozmowie z „Financial Timesem” o możliwości dołączenia Kanady, USA i Wielkiej Brytanii do formatu normandzkiego, w którym odbywają się rozmowy o Donbasie. A dlaczego nie Polski?
Ten format odziedziczyliśmy po poprzednim prezydencie. W 2015 r. był też inny prezydent Francji, a po wrześniowych wyborach, niestety, odejdzie ze stanowiska również Angela Merkel. W efekcie jedynym niezmiennym członkiem formatu pozostanie prezydent Rosji. Ukraina musi stosować się do uzgodnień z Mińska, choć nie wszystko nam w nich pasuje. Naciskamy na to, byśmy najpierw odzyskali kontrolę nad granicą, a dopiero potem organizowali wybory na Donbasie. Przekonujemy do tego zarówno Francję i Niemcy, jak i państwa, które pan wymienił. Ostatnio nie pamiętam, żebyśmy w naszych dwustronnych relacjach tę sprawę poruszali, ale kiedyś toczyły się rozmowy o przyłączeniu Polski do tego formatu. Wówczas moją pierwszą reakcją była uwaga, że wymaga to zgody wszystkich jego uczestników. A wie pan, który uczestnik jest zawsze przeciwny wszystkiemu, co proponuje pozostała trójka.
Ten uczestnik nie zgodzi się też na Kanadę.
Najważniejsze nie jest to, kto będzie uczestniczyć w formacie, ale to, że Rosja nie chce wykonać zobowiązań nie tylko z Mińska, ale nawet z Paryża z 2019 r. Uzgodniliśmy tam dziewięć kwestii. Numerem jeden było wstrzymanie ognia. 27 lipca 2020 r. uzgodniliśmy rozejm, był on mniej więcej dotrzymywany przez kilka miesięcy. Od tego czasu zabito 34 ukraińskich żołnierzy, z czego 30 w tym roku. Musimy wrócić do rozmów o rozejmie. Mam nadzieję, że uzgodnimy wielkanocne zawieszenie broni (prawosławni w tym roku świętują Wielkanoc 2 maja – red.). Reszta uzgodnień nie została wykonana przez Rosję. Postępów na razie nie widać. Rosja stara się teraz przedstawić jako pośrednik w tym procesie. Jeśli słuchał pan orędzia Putina i tego, co mówił potem, słyszał pan, że jego zdaniem to Ukraina ma rozmawiać z tzw. republikami. Do tego nigdy nie dopuścimy ani my, ani nasi partnerzy. Rosja nie jest pośrednikiem ani mediatorem, tylko bezpośrednim uczestnikiem konfliktu. I to z nią powinniśmy rozmawiać o dezokupacji Donbasu i Krymu. Wszyscy to rozumieją.
Zbliża się inauguracja Platformy Krymskiej. Pojawiają się komentarze, że to błąd, bo jeśli oderwać ten temat od Donbasu, to o Krymie nikt już nie będzie pamiętał.
Nie zgadzam się. Temat Krymu już dziś nie jest przywiązany do Donbasu. Kiedy w grudniu 2019 r. prezydent Zełenski próbował w Paryżu poruszyć temat dezokupacji Krymu, wszyscy, włącznie z naszymi partnerami, oświadczyli, że format normandzki tego nie dotyczy. Dlatego prezydent zaproponował utworzenie Platformy Krymskiej jako międzynarodowej formuły rozmów o dezokupacji Krymu, a przede wszystkim o bieżącej sytuacji na półwyspie, zwłaszcza dotyczącej przestrzegania praw człowieka. Nigdzie się o tym nie mówi. Trzeba zmobilizować wspólnotę międzynarodową choćby do nakładania sankcji na osoby odpowiedzialne za łamanie praw człowieka. Jesteśmy wdzięczni prezydentowi Dudzie, że potwierdził swój udział w szczycie Platformy 23 sierpnia i w uroczystościach z okazji 30. rocznicy odzyskania niepodległości 24 sierpnia. Po nielegalnej okupacji w 2014 r. nawet na Ukrainie nikt nie zajmował się Krymem. Państwowa strategia jego dezokupacji pojawiła się dopiero za prezydenta Zełenskiego. Strategia zakłada kroki do podjęcia przez Ukrainę, ale i te do zrobienia przez wspólnotę międzynarodową. Bez świata sobie nie poradzimy.
Poza Andrzejem Dudą ktoś już potwierdził udział?
Tak, kilkoro prezydentów, lecz nie chciałbym na razie wymieniać nazwisk. Proszę zwrócić uwagę na reakcję Rosji. Czy pan wie, że w rosyjskim MSZ powstał specjalny zespół, którego jedynym zadaniem jest torpedowanie szczytu Platformy? Moskwa oświadczyła, że każdego, kto weźmie w nim udział, uzna za uczestnika zamachu na integralność terytorialną Federacji Rosyjskiej. Samo potwierdzenie udziału to mocny sygnał pod jej adresem.
Wróćmy do relacji z Polską. Przed 2019 r. najwięcej problemów rodziły sprawy historyczne. Te problemy za prezydenta Zełenskiego ucichły, bo przestaliśmy o nich rozmawiać czy ustalono drogę do ich rozwiązania?
Jedno i drugie. Prezydenci ustalili jedną, prostą rzecz: pozostawmy historię historykom, obu Instytutom Pamięci Narodowej, a prezydenci mają patrzeć w przyszłość. Poza tym poczyniono konkretne kroki. Strona ukraińska jeszcze przed pandemią zezwoliła na wznowienie prac poszukiwawczych.
Na poziomie centralnym, bo na lokalnym wciąż są problemy.
O ile wiem, pewne prace jednak przeprowadzono. Strona polska też zaczęła prace nad przywróceniem tablic na cmentarzach, o które wnioskowaliśmy, choć niestety nie wszystko doprowadzono do końca. Ale nie wszystkie sprawy muszą być rozwiązywane na tak wysokim szczeblu. Rozmawialiśmy na początku o polityce, gospodarce, bezpieczeństwie. O tym, że Polska musi być naszym partnerem i promotorem w sprawie integracji z UE i NATO. Chcemy w przewidywalnej przyszłości wejść w skład UE, a w najbliższym czasie otrzymać plan działań na rzecz członkostwa w NATO. Jesteśmy dla siebie wzajemnie cenni. Trudne kwestie historyczne zostaną załagodzone i nie przeszkodzą nam patrzeć w przyszłość.
Andrzej Duda potwierdził swój udział w szczycie Platformy Krymskiej 23 sierpnia i w uroczystościach z okazji 30. rocznicy odzyskania niepodległości Ukrainy 24 sierpnia
Rozmawiał Michał Potocki