Kirgistan – wojownik przebrany w strój sprzed wieków strzela z łuku do tarczy. Czyni to ku radości szefa węgierskiej dyplomacji, Pétera Szijjártó, który cały ubiegły tydzień wizytował kraje azjatyckie, Kazachstan, Tadżykistan, Kirgistan, a tuż przed świętami także Uzbekistan.

Formalnie udał się tam, aby zapewnić o sukcesie węgierskiej doktryny polityki zagranicznej, jaką jest tzw. otwarcie na Wschód, które wdrożono w 2013 r. W skład owego Wschodu wchodzi każde państwo na wschód od Węgier (po Japonię) oraz Bałkany czy Turcja. Ten kierunek został wybrany w momencie, w którym węgierska gospodarka znajdowała się w głębokiej zapaści po kryzysie, jaki uderzył w Budapeszt w latach 2008–2009. Ekipa Orbána uznała, że trzeba zacieśniać współpracę z krajami, które najmniej na nim ucierpiały.
Dzięki temu europejską opinię publiczną zelektryzowała wiadomość, że w Uzbekistanie powstanie uzbeko-węgierskie centrum badań nad ziemniakiem. Węgierski minister rolnictwa argumentował, że ziemniak jest towarem, którego znaczenie będzie wzrastało, i należy badać nowoczesne metody jego uprawy. Z kolei w stolicy Kazachstanu, Nur-Sułtanie, minister spraw zagranicznych ogłosił, iż Węgry przystąpią do Euroazjatyckiego Banku Rozwoju, który utworzono w Moskwie w 2006 r. Po raz pierwszy deklaracja związana z chęcią przystąpienia do tej instytucji popłynęła w 2019 r. z ust wicepremiera i ministra finansów Mihálya Vargi. Wcześniej Węgry były obserwatorem tej inicjatywy.
Jednocześnie w każdym z państw Szijjártó zapewniał o świetnych relacjach gospodarczych oraz konieczności uruchomienia kolejnych linii kredytowych węgierskiego banku Eximbank, z których finansowana ma być działalność węgierskich firm na nowych rynkach. Co ciekawe, po deklaracjach związanych z ich uruchomieniem nie podano, ile firm z takich środków skorzystało. Gdyby zsumować wszystkie deklaracje od dekady, wyszłyby astronomiczne, niemożliwe do zweryfikowania sumy.
Ale wróćmy do strzelca, który zresztą po oddaniu swojego strzału przekazał łuk ministrowi Szijjártó, pomógł mu naciągnąć cięciwę, a potem wraz z całą delegacją oklaskiwał celny strzał. Przed sześcioma laty w Kazachstanie Orbán miał powiedzieć, że „tu czujemy się jak w domu, w przeciwieństwie do Unii Europejskiej, w której czujemy się obcy” oraz „w Kazachstanie mamy krewnych, w Brukseli nie”.
Łucznik przypomina, że Węgry wystawiają zawsze bardzo silną reprezentację na Światowe Igrzyska Nomadów, które są swoistym widowiskiem antropologiczno-sportowym. Orbán w 2018 r. brał udział w ceremonii ich otwarcia w Kirgistanie. Węgry są też obserwatorem w Radzie Ludów Turańskich, finansują badania naukowe w ramach tego podmiotu.
Czym jest turanizm? To pogląd paranaukowy uznający, że dzisiejszy Węgrzy w prostej linii pochodzą od ludów turańskich, m.in. Hunów, Mongołów i Turków. Nazwa tego poglądu wzięła się od jednej z mitycznych krain zlokalizowanej w okolicach dzisiejszego Iranu. Część węgierskich antropologów bardzo sceptycznie odnosi się do tej koncepcji, ale obecny rząd mocno ją wspiera.
Od 2015 r. problemem jest to, że większość krajów turańskich to państwa, w których dominuje islam, a Węgry stały się państwem całkowicie odrzucającym tę religię. Oznacza to więc, że dochodzi do bardzo ciekawej próby zmiksowania turańskiego pochodzenia z wiarą chrześcijańską, która jest wartością nadrzędną w bieżącej agendzie politycznej.
Wizyty w państwach na Wschodzie, które ostatnio odwiedził Szijjártó, zawsze pełne są kolorytu i ciekawych wątków kulturowych. Co interesujące, nie ma innego regionu, w którym węgierskie władze czułyby się aż tak swobodnie, co widać nie tylko po licznych deklaracjach współpracy, lecz także akcentach niewerbalnych. Nie sposób nie odnieść tych faktów do słów Orbána sprzed kilku lat, kiedy w czasie posiedzenia Rady Ludów Turańskich powiedział, że Węgry są najbardziej wysuniętym na Zachód ludem wschodnim. Dodał, że „dzięki fantastycznym sukcesom gospodarczym, a także politycznemu rozwojowi krajów turańskich dzisiaj jest zaszczytem, gdy nazywają nas wschodnim ludem”.
Zasadnicze pytanie dotyczy tego, czy ktoś faktycznie uważa dzisiaj Węgry za państwo Wschodu (pomijając bardzo dobre relacje z Rosją czy transformację związaną z reżimem), ale element turańskiego niezrozumienia wciąż jednak przewija się w narracji, że Unia Europejska od lat nie toleruje Węgier. A dowodem na to ma być polityka Europejskiej Partii Ludowej wobec Fideszu.