- Mam nadzieję, że kolejny kanclerz opowie się przeciwko budowie Nord Streamu 2. Choć zatrzymanie jej w tej fazie będzie bardzo trudne - mówi w rozmowie z DGP Manuel Sarrazin, poseł Zielonych w niemieckim Bundestagu.
Chadecja traci w sondażach wyborczych, Zieloni prawie się już z nimi zrównali. Kto będzie kanclerzem Niemiec po wrześniowych wyborach parlamentarnych?
Sytuacja polityczna przed wyborami zmienia się dynamicznie i jest obecnie niestabilna, dlatego trudno coś przewidywać. Oczywiście cieszę się z dobrych notowań naszej partii, ale to się jeszcze wszystko może zmienić. Afera maseczkowa i przyjmowanie pieniędzy z Azerbejdżanu przez jednego z chadeckich posłów to nie są dobre sygnały dla naszej demokracji. To obniża wiarygodność całego systemu politycznego. Nie jestem z tego zadowolony.
A jeśli Zieloni wygrają
wybory, to kto będzie kanclerzem?
Decyzję personalną podejmiemy w najbliższych tygodniach.
Bazując na obecnych sondażach, nawet jeśli nie wygracie
wyborów, to szansa na to, że będziecie współtworzyć rząd, jest duża. Jakie jest stanowisko Zielonych w sprawie tematu wracającego jak bumerang – reparacji wojennych dla Polski?
W ubiegłym roku publicznie mówiłem o kilku pomysłach w tej kwestii i mam nadzieję, że przyszły rząd, niezależnie o tego, kto go będzie tworzył, z nich skorzysta. Przewidują m.in.
pomoc medyczną dla wciąż żyjących ofiar II wojny światowej. Choć nasze kraje mają różne stanowiska, i to się zapewne nie zmieni, to nie powinniśmy unikać debaty o tym, co jest niemiecką odpowiedzialnością, tak jak rozmawialiśmy ostatnio w Bundestagu o niemieckiej winie wobec Grecji.
Kolejny punkt zapalny na linii Warszawa – Berlin to
budowa gazociągu Nord Stream 2.
Stanowisko Zielonych jest w tej sprawie jasne – szkoda, że jesteśmy jedyną partią w niemieckim parlamencie, która tej budowie się zdecydowanie sprzeciwia. Mam nadzieję, że kolejny kanclerz opowie się przeciwko budowie Nord Streamu 2. Ale wydaje się, że zatrzymanie jej będzie bardzo trudne w tej fazie, w Niemczech nie ma do tego narzędzi prawnych. Nawet jeśli Zieloni będą w rządzie, nie mogę obiecać, że to się uda. Najważniejsze jest wycofanie dla tego projektu poparcia politycznego niemieckiego rządu.
A jak zmienią się relacja niemiecko-rosyjskie, gdy wejdziecie do rządu?
Potrzebna jest zmiana w niemieckiej polityce w stosunku do Rosji. Przede wszystkim trzeba jasno ocenić sytuację wewnętrzną w Rosji, ale też rosyjskie działanie w Europie Środkowej i na Kaukazie. W niektórych regionach świata powinniśmy z Moskwą współpracować, ale w innych, szczególnie w naszym sąsiedztwie, Rosja nie jest konstruktywnym partnerem, za to aktywnie dąży do destabilizacji i działa wbrew interesom Unii Europejskiej. Musimy być bardziej stanowczy i bardziej aktywnie wspierać opozycję na Białorusi i takie kraje jak Ukraina czy Gruzja, w tych dwóch ostatnich szczególnie opozycję. Musimy też wspierać integrację Bałkanów Zachodnich. Powinniśmy też kooperować z rosyjskim społeczeństwem obywatelskim, a nie tylko rozmawiać z Kremlem i Gazpromem, tak jak to robimy obecnie.
Zostawmy Wschód. Jeszcze w latach 80. niemieccy Zieloni byli przeciw niemieckiemu członkostwu w Sojuszu Północnoatlantyckim. Jaki jest teraz wasz pogląd w tej sprawie?
Potrzebujemy NATO. Prezydentom Trumpowi i Putinowi nie udało się podzielić Sojuszu, ale sytuacja w organizacji jest trudna. Potrzebujemy rozmowy o nowej strategii, ale też więcej unijnych zdolności wojskowych, choć nie w opozycji do NATO.
Co pan myśli o propozycji prezydenta Francji Emmanuela Macrona o budowaniu strategicznej niezależności Europy?
A co z podejściem Zielonych do programu Nuclear Sharing, w ramach którego w Niemczech przechowywana jest amerykańska broń jądrowa?
Nasze stanowisko jest jasne. Chcemy wycofania tej broni, ale ważne jest, by spokojnie przygotować harmonogram takiego działania i powinien on być konsultowany z naszymi partnerami w Europie Środkowej. Wiem, że to budzi obawy w Polsce i w krajach bałtyckich. Zieloni chcą świata bez broni jądrowej, ale powinniśmy rozmawiać i znaleźć sposób, by osiągnąć ten cel, nie budząc sprzeciwu u naszych partnerów w Europie Środkowej.
Administracja prezydenta Bidena zapowiedziała wstrzymanie wycofywania amerykańskich wojsk z Niemiec. Jak pan to skomentuje?
Rozumiem, że Polska chce mieć jak najwięcej żołnierzy sojuszniczych w swoim kraju, rozumiem, z czego wynikają te pragnienia. Ale dla Amerykanów Niemcy to kluczowy i dobrze zorganizowany hub. Jeśli chcemy mieć dobrze wyposażone i posiadające duże zdolności
wojska amerykańskie w Europie, to Niemcy są dla nich idealną bazą. Jeśli doszłoby do uruchomienia art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, to kluczowe dla obrony Polski nie będzie 5 tys. żołnierzy amerykańskich, które już u was są, tylko siły sojusznicze przybywające z Niemiec. W polskim interesie jest to, by w Niemczech było jak najwięcej sił amerykańskich, nie widzę dla nich lepszego miejsca w Europie.
W ostatnich dniach niemiecka minister obrony Annegret Kramp-Karrenbauer zapowiedziała, że niemiecki budżet obronny na 2022 r. wzrośnie o 5 proc. i będzie wynosił prawie 50 mld euro.
Jeśli chodzi o niemieckie wydatki wojskowe, to najważniejsza nie jest kwota, a efektywność wydawania tych środków. Jeśli wydamy więcej pieniędzy na zdolności, które nie funkcjonują, to nie poprawi to naszego bezpieczeństwa. Najpierw powinniśmy zreformować system wydawania na obronność – nie poprawimy europejskich zdolności bezpieczeństwa, wyrzucając pieniądze przez okno, że wspomnę tylko nasze problemy z nowym karabinkiem. Zieloni chcą mieć sprawną i efektywną armię. Mam nadzieję, że Polska jako potencjalnie duży nabywca stanie się partnerem w projekcie czołgu przyszłości, który obecnie rozwijają Niemcy i Francja. Nowy niemiecki rząd powinien poszukać płaszczyzny porozumienia z Polską w tej sprawie.