Co najmniej dwie osoby zginęły przez ignorowanie zasad bezpieczeństwa przez handlarzy surowcem najpewniej pochodzącym z okupowanego Donbasu.

W czwartek rano u brzegów Rumunii zatonął statek „Volgo Balt 179”, na którego pokładzie znajdował się węgiel prawdopodobnie pochodzący z Zagłębia Donieckiego. Z 13-osobowej załogi udało się uratować 10 marynarzy, dwóch zginęło, a jeden, gdy zamykaliśmy to wydanie DGP, wciąż był poszukiwany. Okoliczności tragedii do złudzenia przypominają zatonięcie w styczniu 2019 r. bliźniaczej jednostki „Volgo Balt 214” u wybrzeży Turcji, która również przewoziła węgiel z rosyjskiego portu w Rostowie nad Donem. „Volgo Balt 179” zwodowano w 1973 r. w czechosłowackiej stoczni rzecznej w Komárnie nad Dunajem. Statek był przystosowany do żeglugi rzecznej lub przybrzeżnej, ale nie powinien oddalać się na odległość większą niż na 20 mil morskich od brzegu, by zdążyć zajść do portu, gdyby wysokość fali przekroczyła 3 m.
Jednostka zatonęła tymczasem w odległości 76 mil od rumuńskiego wybrzeża. – Fale przełamały statek na pół. O godz. 5 rano załoga nadała sygnał SOS, a w ciągu dwóch godzin statek zatonął. Główną przyczyną były trudne warunki pogodowe i, niestety, niedotrzymanie przez kapitana i armatora zasad bezpiecznej eksploatacji jednostki – mówił na antenie telewizji Suspilne Andrij Hłazkow, p.o. dyrektor Państwowej Służby Transportu Morskiego i Rzecznego Ukrainy. – Natychmiast rozpoczęto akcję ratunkową. Warunki pogodowe były skrajnie trudne. Wiatr wiał z prędkością 50 km/h, a fala była wysoka na 4 m – dodawał w rozmowie z serwisem News.ro Radu Petrescu, rzecznik spółki Grup Servicii Petroliere, której statek znajdował się najbliżej miejsca zdarzenia. Wkrótce po załodze „GSP Falcon” do akcji włączyło się rumuńskie wojsko i straż przybrzeżna.
Statek pływał pod tanią banderą afrykańskich Komorów, należał do spółki zarejestrowanej w Estonii, zaś operatorem była firma z ukraińskiego Mikołajowa. Całą załogę stanowili obywatele Ukrainy. Ocaleni przez rumuńskich ratowników są pod opieką ukraińskich konsulów i w tym tygodniu mają wrócić do kraju. Statek płynął z Rostowa nad Donem do rumuńskiej Konstancy z ładunkiem węgla. Wszystkie te szczegóły – port załadunku i docelowy, rodzaj jednostki, narodowość operatora – wskazują, że jednostka przewoziła surowiec pochodzący z okupowanej przez Rosję części Donbasu. Dla biznesmenów zajmujących się tym procederem rosyjskie porty nad Morzem Azowskim są oknem na świat, zaś rumuńska Konstanca – główną bramą do państw Unii Europejskiej. O tym, że na pokładzie znajdował się najpewniej węgiel z Donbasu, mówił też Ołeksij Daniłow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy.
Z punktu widzenia Ukrainy handel węglem z Donbasu łamie przepisy antyterrorystyczne, bo służy do finansowania działalności samozwańczych Donieckiej i Ługańskiej Republik Ludowych. W lutym władze w Kijowie nałożyły sankcje na jednego z liderów prorosyjskiej opozycji Wiktora Medwedczuka, który miał finansować kontrolowane przez siebie stacje telewizyjne z zysków ze sprzedaży surowca. Rosji techniczna pomoc w wysyłce donieckiego antracytu pozwala ograniczyć wsparcie dla kontrolowanych przez Kreml DRL i ŁRL, powołanych w 2014 r. w trakcie próby doprowadzenia do rozpadu Ukrainy. Węgiel jest wydobywany w sposób rabunkowy. Część trafia do rosyjskich elektrowni, a część jest reeksportowana. Koleją przez Białoruś trafia m.in. do Polski, a statkami przez Morze Czarne – do Rumunii i Turcji. Z tych trzech krajów znaczna część surowca jest wysyłana lądem za kolejne granice.
Katastrofa „Volgo Balt 179” przypomina okoliczności zatonięcia 7 stycznia 2019 r. identycznego statku „Volgo Balt 214”. Tamta jednostka, zwodowana w Komárnie w 1978 r., płynęła z Rostowa nad Donem do Samsunu. Zatonęła 77 mil od tureckiego portu jako statek pod banderą Panamy. Armatorem była firma z Turcji, a załogę stanowiło 11 Ukraińców i dwóch Azerów. Na pokładzie również znajdował się węgiel, najpewniej pochodzący z Zagłębia Donieckiego. Siedmioro członków załogi uratowali tureccy ratownicy, ale sześć osób zginęło. Także w tamtym przypadku Ukraińcy mówili o niedotrzymaniu zasad bezpiecznej żeglugi. Na Morzu Czarnym panowały trudne warunki pogodowe, a jednostka zamiast płynąć wzdłuż brzegu, wybrała kurs na wprost. W obu przypadkach śmierć ponieśli kapitanowie jednostek – Ołeksandr Borysenko i Turban İsmayılov.