Kierowcy firmy przewozowej Uber są faktycznie jej pracownikami, a nie tylko zleceniobiorcami świadczącymi usługi na jej rzecz, w związku z tym przysługują im wszystkie prawa pracownicze - orzekł w piątek brytyjski Sąd Najwyższy.
Decyzja ma fundamentalne znaczenie nie tylko dla ok. 60 tys. kierowców Ubera w Wielkiej Brytanii, którzy będą uprawnieni do minimalnej pensji, urlopów czy zasiłków chorobowych, ale będzie też miała zastosowanie jako precedens w sprawach sądowych dotyczących firm stosujących podobny model biznesowy.
Piątkowe rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego jest ostatnim etapem toczącej się od 2015 r. sprawy sądowej dotyczącej statusu kierowców Ubera, którą rozpoczęło dwóch jego byłych kierowców - James Farrar i Yaseen Aslam. Na wszystkich trzech poprzednich etapach sądy pracy, a później sądy cywilne przyznawały rację obu kierowcom, ale Uber za każdym razem odwoływał się do wyższej instancji.
Sąd Najwyższy jednomyślnie odrzucił argument Ubera, że firma jest jedynie pośrednikiem między kierowcami a klientami, i orzekł, że kierowcy pracują nie tylko w momencie, gdy akurat przewożą pasażerów, ale przez cały czas, kiedy są zalogowani w aplikacji. W przeszłości firma oświadczyła, że jeśli kierowcy zostaną uznani za pracowników, będzie uznawać za czas pracy tylko czas przejazdu, gdy pasażer jest w samochodzie. Tymczasem kierowcy Ubera zazwyczaj większość czasu spędzają czekając na ludzi, którzy rezerwują przejazdy w aplikacji.
"Myślę, że jest to ogromne osiągnięcie w tym sensie, że byliśmy w stanie przeciwstawić się gigantowi. Nie poddaliśmy się i byliśmy konsekwentni - bez względu na to, przez co przeszliśmy emocjonalnie, fizycznie lub finansowo, trzymaliśmy się swojego zdania" - powiedział Aslam, który obecnie jest szefem ADCU, związku zawodowego kierowców i kurierów zamawianych poprzez aplikacje.
"To orzeczenie zasadniczo uporządkuje gospodarkę umów krótkoterminowych (ang. gig economy) i położy kres powszechnemu wyzyskowi pracowników za pomocą algorytmów i podstępnych umów. Kierowcom Ubera w okrutny sposób sprzedaje się fałszywy sen o niekończącej się elastyczności i swobodzie przedsiębiorczości. Rzeczywistość to nielegalnie niskie płace, niebezpiecznie długie godziny pracy i intensywny nadzór cyfrowy" - dodał Farrar, który jest sekretarzem generalnym ADCU.
Jak wskazywał, widoczne to się stało zwłaszcza w czasie pandemii koronawirusa, gdy z racji zakazów przemieszczania się bez uzasadnionego powodu liczba przejazdów spadła o ok. 80 proc. i większość kierowców ma problemy z pokryciem kosztów, nie mówiąc już o zarobieniu na życie.
Mimo że Sąd Najwyższy jest ostatnią instancją odwoławczą, a jego piątkowe orzeczenie jednoznacznie przyznaje rację kierowcom, sprawa nie jest jeszcze zupełnie zamknięta. Uber w wydanym oświadczeniu podkreśla, że wyrok odnosi się tylko do grupy kierowców reprezentowanej przez Farrara i Aslama, a nie do wszystkich.
"Uznajemy decyzję sądu, która odnosi się do niewielkiej liczby kierowców korzystających z aplikacji Uber w 2016 r. Od tego czasu wprowadziliśmy kilka znaczących zmian w naszym modelu biznesowym, uwzględniając na każdym kroku zdanie kierowców. Obejmują one m.in. przyznanie im jeszcze większej kontroli nad tym, jak zarabiają, i zapewnienie nowych zabezpieczeń, takich jak bezpłatne ubezpieczenie w przypadku choroby lub obrażeń. Czujemy się zobowiązani do tego, by zrobić więcej, i będziemy teraz konsultować się z każdym aktywnym kierowcą w Wielkiej Brytanii, aby zrozumieć zmiany, które chcą zobaczyć" - oświadczył Jamie Haywood, generalny menedżer Ubera na Europę Północną i Wschodnią.
O ewentualnej zmianie statusu wszystkich kierowców w kontekście wyroku Sądu Najwyższego będzie teraz decydował sąd pracy. Ponadto Sąd Najwyższy jedynie orzekł, że kierowcy powinni być uznawani za pracowników, a nie za pracowników zatrudnionych na etacie, czego zresztą Farran i Aslam wcale się w pozwie nie domagali. Zatem do rozstrzygnięcia jeszcze pozostaje, jaką pośrednią formę między etatem a samozatrudnieniem będą w przyszłości mieli kierowcy.