W sobotę Senat uniewinnił Trumpa z zarzutów o podżeganie tłumu zwolenników do powstania. 57 senatorów głosowało za impeachmentem a 43 przeciwko, co oznacza, że zwolennicy impeachmentu nie uzyskali wymaganej większości 2/3 głosów. Były prezydent oświadczył, że "ruch, aby ponownie uczynić Amerykę wielką, dopiero się rozpoczął”.
W piątym dniu procesu impeachmentu do usiłujących dowieść winę byłego prezydenta Demokratów przyłączyło się siedmiu Republikanów, w tym senator polskiego pochodzenia Lisa Murkowski oraz były kandydat na prezydenta Mitt Romney. Przeforsowanie werdyktu skazującego wymagało jednak poparcia dwóch trzecich Senatu, czyli głosów 67 senatorów.
Ostateczną decyzję Senatu poprzedziły mowy końcowe demokratycznych menedżerów impeachmentu z Izby Reprezentantów oraz obrony byłego prezydenta. Przerzucali się oni argumentami, które obydwie strony przedstawiły w poprzednich dniach procesu.
Demokratyczni oskarżyciele przedstawiali materiały filmowe przedstawiające zamieszki 6 stycznia na Kapitolu. Ilustrowały one wdarcie się tłumu do gmachu Kongresu. Pokazywały przykłady przemocy m.in. wobec usiłujących powstrzymać tłum policjantów. W zajściach zginęło pięć osób.
Demokraci przytaczali też fragmenty wypowiedzi ówczesnego prezydenta, które, jak podkreślali, prowokowały tłum do ataków. Argumentowali, że przyzwolił na stosowanie przemocy pragnąc utrzymać władzę pod nieprawdziwym zarzutem fałszowania wyborów. Jak podkreślali tłum działał w reakcji na wielokrotnie powtarzane przez Trumpa kłamstwa o nieprawidłowościach w głosowaniu oraz wezwania do powstania. Nie wstrzymał ataku, ani też nie potępił przemocy.
„Jeśli to nie jest podstawa do skazania, jeśli nie jest to poważne przestępstwo i wykroczenie przeciwko Stanom Zjednoczonym Ameryki, to nic tym nie jest” (…) prezydent Trump musi zostać skazany dla bezpieczeństwa i demokracji naszego narodu” – argumentował główny menedżer impeachmentu Jamie Rankin wzywając Senat do skazania byłego prezydenta.
W zupełnie odmiennym tonie przedstawił swą ocenę procesu adwokat byłego prezydenta Michael van der Veen.
Kwestionował on prawdziwość oświadczenia członkini Izby Reprezentantów Herrei Beutlery, jednej z 10 republikanów, która wcześniej głosowała za oskarżeniem Trumpa.
Stwierdziła ona, że 6 stycznia przywódca mniejszości republikańskiej w Izbie reprezentantów Kevin McCarthy poprosił prezydenta, by publicznie powstrzymał zamieszki. Trump powtórzył jednak kłamstwo, że to „Antifa wdarła się Kapitol”. Zarzucił też McCarthy’emu, że uczestnicy zamieszek są widocznie bardziej niż on poirytowani wynikiem wyborów.
Van der Veen zarzucił menedżerom impeachmentu, że nie przywoływali pryncypiów Konstytucji i zniekształcali dowody. Jak przekonywał nikt nie może zinterpretować przemówienia Trumpa z 6 stycznia inaczej niż pokojowe. Oznajmił zarazem, że część buntowników, którzy zaatakowali Kapitol, dokonali tego przed wypowiedzią Trumpa.
Po uniewinniającym głosowaniu Senatu Trump wydał oświadczenie, w którym nazwał postępowanie w sprawie jego impeachmentu „kolejnym etapem największego polowania na czarownice w historii naszego kraju”.
Były prezydent zdradził także swoje plany przyszłość.
„Wkrótce wystąpimy z wizją jasnej, promiennej i niczym nieograniczonej przyszłości Ameryki. (…) Nasz historyczny, patriotyczny i piękny ruch, aby ponownie uczynić Amerykę wielką, dopiero się rozpoczął” - oświadczył.
Decyzję wyższej Izby Kongresu poprzedziło zaakceptowanie przez Senat wniosku o powołanie świadków . Ostatecznie jednak senatorzy się z tego wycofali.
Zdaniem dziennika „New York Times Republikanie „zagniewani perspektywą kontynuowania procesu, który wielu z nich odrzuciło jako niezgodny z konstytucją, ostrzegli, że jeśli proces będzie kontynuowany, zablokują wszelkie próby zatwierdzenia nominacji do administracji Bidena lub przepisów dotyczących pomocy ofiarom pandemii”.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ jm/