W opublikowanym w minionym tygodniu raporcie ekonomiści Goldman Sachs oszacowali wpływ zakończenia działań wojennych w Ukrainie na gospodarkę strefy euro na 0,2–0,5 proc. PKB. Niższa z dwóch wartości odzwierciedla konsekwencje zawieszenia broni, ale bez kompleksowego i wiarygodnego porozumienia pokojowego. W tym scenariuszu nie występują efekty związane np. z odbudową Ukrainy czy ze zwiększeniem skali handlu między Rosją a Unią Europejską, a ogólny wpływ na gospodarkę jest pomijalny.
Tylko trwały pokój się liczy
Jeśli jednak dojdzie do trwałego zakończenia konfliktu, sytuacja ekonomiczna strefy euro poprawi się znacząco. Gdyby efekty miały w przeważającej części zmaterializować się w przyszłym roku i wzmocnić efekty zwiększonych wydatków fiskalnych Niemiec, wzrost gospodarczy na obszarze wspólnej waluty i UE mógłby wynieść ok. 2 proc. To wynik przewyższający średnie osiągnięcia w XXI w. i zbliżony do prognoz wzrostu PKB Stanów Zjednoczonych w 2026 r.
Największy udział w przyspieszeniu wzrostu gospodarczego powinien mieć spadek cen surowców energetycznych. Eksperci Goldman Sachs nie przewidują, żeby wstrzymanie walk doprowadziło do wznowienia dostaw gazu z Rosji na unijny rynek rurociągami. Niemniej do spadku cen powinno wystarczyć zwiększenie produkcji w Ukrainie i zwiększone dostawy LNG z Rosji, po zdjęciu amerykańskich sankcji.
Jednak szerokiego powrotu rosyjskiego gazu na unijny rynek nie można wykluczyć. Odsłaniając kulisy rozmów między Rosją a USA, dziennik „ The Wall Street Journal” poinformował, że Stephen P. Lynch, biznesmen wspierający finansowo prezydencką kampanię Donalda Trumpa, wydał 600 tys. dol. na działania lobbingowe, których celem jest uzyskanie zezwolenia Departamentu Stanu na ewentualny zakup łączącego Rosję z Niemcami rurociągu Nord Stream 2. Doniesienia są zgodne z wcześniejszymi ustaleniami DGP, że Stany Zjednoczone zamierzają być pośrednikiem w handlu rosyjskimi surowcami energetycznymi.
– Co do dwóch rzeczy możemy być w miarę pewni, jeśli chodzi o konsekwencje zakończenia walk w Ukrainie dla polskiej gospodarki. Umocni się złoty, a ceny surowców energetycznych spadną. Dzięki temu niższa będzie inflacja i niższe będą mogły być stopy procentowe – mówi Marcin Mazurek, główny ekonomista mBank.
Surowce energetyczne potaniają
W tym roku ceny gazu w Europie spadły już o ponad 40 proc. W minionym tygodniu notowania surowca na holenderskim rynku TTF znalazły się na poziomie 27 euro/MWh, najniższym od 20 miesięcy. Oczekiwane zwiększenie podaży po wstrzymaniu walk powinno przyspieszyć powrót cen do poziomów sprzed wojny. W 2020 r., nim Rosja zaczęła ograniczać dostawy do Europy, ceny gazu spadły nawet poniżej 10 euro/MWh. Tańszy gaz poprawi sytuację mocno poturbowanych energochłonnych sektorów unijnego przemysłu i przełoży się na niższe ceny energii płacone przez konsumentów.
Porozumienie pokojowe powinno także obniżyć ceny ropy. Wprawdzie Rosja nauczyła się omijać zachodnie sankcje i dostarcza na globalne rynki tyle samo surowca co przed wojną, to jednak ma problemy z utrzymaniem produkcji. Jeśli walki zostaną wstrzymane, Rosja będzie miała szansę na odbudowę wydobycia. Ekonomiści JPMorgan ocenili, że zwiększenie dostaw surowca na globalne rynki, uwzględniające także efekty zakończenia wojny w Ukrainie, może zbić cenę ropy do 30 dol. za baryłkę w 2027 r. Obecnie baryłka gatunku Brent kosztuje niecałe 64 dol.
Spadek cen surowców energetycznych, przez niższą inflację, doprowadzi do wzrostu dochodów pozostających do dyspozycji gospodarstw domowych. Zakończenie działań wojennych powinno też poprawić nastroje konsumentów, zwiększając ich chęć do wydawania pieniędzy. Podwyższone dochody i lepsze nastroje konsumentów przekładają się na ponad połowę efektów związanych z zakończeniem walk w Ukrainie.
Ukraińcy nie są przekonaniu do powrotu
Ale pokój niesie też za sobą zagrożenie dla gospodarki strefy euro, związane z powrotem do kraju Ukraińców, którzy uciekli przed wojną za granicę. W skali całej UE Polska jest państwem najmocniej narażonym na oddziaływanie tego czynnika. Według ostatnich danych Głównego Urzędu Statystycznego w naszym kraju pracuje 714 tys. Ukraińców, co stanowi ok. 5 proc. wszystkich zatrudnionych. Ekonomiści mBank oszacowali, że gdyby z dnia na dzień z polskiego rynku pracy zniknęło 500 tys. z nich, to nasz PKB spadłby o 0,8 pkt proc. w 2026 r. i był niższy o 0,2 pkt. proc. także w kolejnych trzech latach. Biorąc pod uwagę przyszłoroczną prognozę wzrostu PKB na poziomie 4,2 proc., skutek byłby znaczący.
– To tylko ćwiczenie intelektualne. Nie wiemy, jak naprawdę zachowają się Ukraińcy. Analizując na chłodno – czy po dłuższym pobycie w Polsce, gdzie instytucje działają lepiej, a poziom życia jest wyższy, rzeczywiście tak wiele osób będzie chciało wracać? W szczególności jeśli gdzieś na horyzoncie będzie ryzyko wznowienia wojny? – zwraca uwagę Marcin Mazurek. Zdaniem eksperta nie można wykluczyć scenariusza, w którym po wstrzymaniu walk i poluzowaniu ukraińskiej polityki mobilizacyjnej część mężczyzn opuści Ukrainę, łącząc się z rodzinami mieszkającymi za granicą. I zamiast spadku zanotujemy wzrost liczby osób pracujących w Polsce.
Ekonomiści Goldman Sachs powołują się na badania, z których wynika, że w miarę przedłużania się wojny coraz wyższy odsetek Ukraińców deklaruje chęć pozostania za granicą na stałe, a coraz niższy odsetek jest przekonanych do powrotu do kraju. Eksperci szacują, że ostatecznie na Ukrainę wróci od 14 proc. do 27 proc. obecnych imigrantów. ©℗