Wie pan, co jest najzabawniejsze? Że Polska 2050 skończy swój żywot ćwierć wieku wcześniej – usłyszałem na początku tego tygodnia od jednego z parlamentarzystów Koalicji Obywatelskiej. I nie był to jedyny głos w tym tonie. – Już od dawna żartowaliśmy sobie, pytając „żółtych” posłów, kiedy przyjdą do nas. Zaraz pewnie będą pierwsze transfery – przewiduje inny z polityków KO.

I choć były to uwagi nieco kąśliwe, trudno uznać je za niewłaściwe. Obserwując ostatnie wydarzenia w Polsce 2050, skojarzenia same nasuwają się na myśl: Szymon Hołownia robi wiele, aby na swój sposób powtórzyć los Ryszarda Petru, Jarosława Gowina… i pewnie paru innych.

Na sobotnim posiedzeniu rady krajowej partii Szymon Hołownia oświadczył bowiem, że nie zamierza się ubiegać ponownie o stanowisko przewodniczącego Polski 2050. Stery w ugrupowaniu ma przejąć „lider, który w odpowiedzialny, sprawny sposób poprowadzi Polskę 2050 do zwycięstwa w 2027 r.” – przekonywał Hołownia. Jednocześnie nie wskazał, kto mógłby go zastąpić. W kuluarowych rozmowach pada kilka nazwisk: Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz (minister funduszy i pierwsza wiceprzewodnicząca), Paweł Śliz (szef klubu parlamentarnego) czy Michał Kobosko (eurodeputowany, były przewodniczący partii). Formalnie zdecydują o tym członkowie partii podczas wyborów lidera w styczniu 2026 r.

– Frakcje w partii istnieją. Pokazały to chociażby wyniki głosowania w sprawie odrzucenia prezydenckiego projektu o Centralnym Porcie Komunikacyjnym. Ale, mówiąc wprost, nie wiem, co wydarzy się w styczniu. Do tej pory byliśmy typową „partią wodzowską”, skoncentrowaną wokół Szymona. Trudno spekulować, co będzie dalej – mówi nam jeden z parlamentarzystów Polski 2050.

I to właśnie ta niepewność – jak słyszymy – jest dziś największym utrapieniem polityków tej formacji. Szczególnie że czasu do kolejnych wyborów nie pozostało już wiele. – Dwa lata przed głosowaniem to moment, gdy zaczynają się pytania. „Czy wywalczę reelekcję?”, „Czy dotrwamy do końca kadencji w pełnym składzie?”, „W jakim formacie pójdziemy?”. Nie wierzę, że posłowie Polski 2050 nie stawiają sobie takich pytań – mówi DGP jeden z polityków Porozumienia Jarosława Gowina, dziś poza ogólnopolską polityką.

Wątpliwości potęguje to, że mocno niedookreślona pozostaje rola samego lidera. W sobotę rada krajowa partii zdecydowała o zarekomendowaniu Szymona Hołowni na stanowisko wicemarszałka Sejmu. Stanowisko ma objąć w połowie listopada, mimo wcześniejszych deklaracji, że ta funkcja go nie interesuje. – Nie wejdę do rządu i nie będę też pełnił funkcji wicemarszałka Sejmu. Po tym, jak zostanie zrealizowany zapis umowy koalicyjnej, zostanę wolnym politycznym elektronem, posłem RP – mówił jeszcze w czerwcu br. lider Polski 2050 na spotkaniu z dziennikarzami.

Sytuacja się więc zmieniła. Hołownia chce być wicemarszałkiem, ale nie chce przewodzić partii. A jeszcze bardziej nie chce być wicemarszałkiem, tylko wysokim komisarzem Narodów Zjednoczonych ds. uchodźców. W grudniu kończy się kadencja obecnego komisarza – pochodzącego z Włoch – Filippa Grandiego, od lat związanego ze strukturami ONZ. Jego miejsce chciałby właśnie zająć „rotacyjny” marszałek.

Cała ta historia pokazuje, że zderzenie Szymona Hołowni z polityką można powoli kwalifikować jako średnio udane. Przyszedł, zamieszał, dwa razy kandydował na prezydenta, zachwycił Polaków jako marszałek, ale przygasł, gdy codzienna praktyka politycznego układania nie okazała się tak spektakularna, jakby oczekiwał.

Tylko o jednym zapomniano. Wielokrotnie powtarzane hasło lidera o tworzeniu Polski „na pokolenia, nie kadencję” należało opatrzeć gwiazdką, że – owszem, Polska będzie przez niego tworzona „na pokolenia” – ale tylko do momentu, gdy nie znudzi się on polską polityką. Bo gdy się znudzi, to zrezygnuje z przewodzenia swojej formacji i będzie rozglądał się za lepszą fuchą. Ot – Polska 2025. ©℗