Na 3 września 2025 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny wyznaczył posiedzenie w sprawie skargi Wód Polskich, które inwestycję chciałyby prowadzić pomimo odmowy określenia jej środowiskowych uwarunkowań przez Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska, Piotra Otawskiego. Decyzja GDOŚ zapadła pod koniec zeszłego roku po niemal dekadzie prowadzenia procedury administracyjnej w tej sprawie. Chociaż w Siarzewie do tej pory żadna łopata nie została wbita pod budowę tamy, to na jej przygotowanie Wody Polskie wydały już ok. 5 mln zł. Koszt samej inwestycji z biegiem lat spuchł natomiast z ok. 2 mld zł w 2016 roku do 9,5 mld w 2022 roku.

Dlaczego Wody Polskie zaskarżyły decyzję GDOŚ w sprawie stopnia wodnego Siarzewo?

Kluczowym dokumentem w tej sprawie jest raport środowiskowy, który składa inwestor. To w nim przedstawia się trzy warianty inwestycji i bada ich wpływ na środowisko. Starania o uzyskanie decyzji środowiskowej zaczęły się w 2016 roku, a dwa lata temu firma projektowa, która raport sporządziła, poinformowała Wody Polskie o utracie do niego praw autorskich, proponując ich zakup. Wody Polskie uznały wtedy, że informacje zawarte w raporcie są już tak nieaktualne, że koszt ich aktualizacji jest zbliżony do kosztów sporządzenia nowego raportu, tym razem opartego o obecnie obowiązujące przepisy, a nie te sprzed dekady. Mimo to w skardze do sądu administracyjnego Wody Polskie zarzucają GDOŚ, że:

  • nie przeczytał tego raportu dokładnie w trakcie wydawania decyzji (jako że liczy on sobie siedem tomów i dziewięć załączników)
  • że w tej sprawie należy właśnie decydować na podstawie starych przepisów, czyli tych sprzed reformy prawa wodnego, zmian prawa środowiskowego, a nawet powstania samych Wód Polskich, nie mówiąc już o szeregu rozporządzeń wykonawczych.

Sąd będzie więc musiał ocenić, czy można prowadzić inwestycję silnie ingerującą w ekosystem największej rzeki w Polsce, w oparciu o dane historyczne - zarówno środowiskowe, prawne jak i ekonomiczne.

Dlaczego Wody Polskie chcą budować nową tamę na Wiśle?

Z biegiem lat, choć determinacja Wód Polskich do budowy tamy pozostała niezmienna, wielokrotnie zmieniało się uzasadnienie decyzji o budowie. Początkowo chodziło o wsparcie istniejącej zapory we Włocławku. Chodzi o to, że przegrodzenie rzeki tak ogromną budowlą ma w siebie wpisaną również jej niestabilność. Podczas gdy powyżej tamy zatrzymuje się rumosz, który normalnie niesie rzeka, a także np. toksyczne osady, poniżej dochodzi do erozji. Żeby temu zaradzić, buduje się kolejną tamę, której problemy jednak z biegiem czasu się powtórzą. Koncepcja tzw. kaskadyzacji Wisły, która wzorem dokonań radzieckich inżynierów pracujących wówczas na Wołdze, powstała w latach 60/70-tych i zakładała od siedmiu do dziewięciu takich zapór, które wzajemnie zapewniałyby sobie stabilność. Powstała tylko jedna - we Włocławku. Jednym z wariantów zaprezentowanym w raporcie środowiskowym było więc rozebranie tamy włocławskiej. Ten został jednak odrzucony jako niespełniający celu inwestycyjnego - ten dotyczy budowy tamy, a nie rozbiórki.

Kolejnym uzasadnieniem była transformacja energetyczna. Tama w Siarzewie miała wytwarzać 80 MW prądu, czyli tyle co ok. 20 wiatraków. Po drodze Energa, która początkowo była zainteresowana tą inwestycją, porzuciła ją, a inwestorem pozostały Wody Polskie.

Jak rząd tłumaczył inwestycję w Siarzewie?

Rząd tłumaczył też, że Siarzewo jest kluczową inwestycją dla drogi wodnej E40 i rozwoju żeglugi, która miała odbywać się na szlaku transportowym od Bałtyku do Morza Czarnego. Plany te (pomijając poziom wody w samej Wiśle i Bugu, które nie pozwalają na ciężki transport) ucichły po zaostrzeniu konfliktu z Rosją i Białorusią. Wisła miała być bowiem połączona z Dnieprem przez Bug i Prypeć, a plan zakładał ścisłą współpracę z Białorusią. Potem w czasie pełnoskalowej wojny wysadzona została też zresztą tama w Kachowce na Dnieprze. Ostatnim uzasadnieniem sprzed zmiany rządów był natomiast rozwój żeglugi turystycznej, a także konieczność budowy kanałów do nawadniania pól rolnych. W niektórych dokumentach planistycznych Siarzewo występowało też jako element walki z suszą, w innych z powodzią.

Kluczowe decyzje w sprawie przyszłości dolnej Wisły

Procedowanie pozwolenia na inwestycję od początku zmagało się z kłopotami. Pierwszą decyzję w tej sprawie wydał Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska w Bydgoszczy, który się na nią nie zgodził. Dzień później stracił stanowisko, a nowy dyrektor wydał w pierwszej instancji pozytywną decyzję. Od niej odwołało się osiem organizacji pozarządowych, które mają status strony w sprawie. W drugiej instancji minister środowiska Michał Kurtyka (PiS), tuż przed tym jak odszedł z rządu, zdecydował o uchyleniu tej decyzji i jej ponownym rozpatrzeniu. W tym czasie poprzedni dyrektor GDOŚ wyłączył się jednak ze sprawy, powołując się na konflikt interesów, jako że wcześniej pracował jako pełnomocnik ds. Siarzewa w Enerdze. Następczyni Kurtyki, Anna Moskwa (PiS), uznała, że konflikt jest pozorny, bo formalnie Energa nie była nigdy stroną w tej sprawie. Sama do końca kadencji decyzji też nie wydała. Zrobił to dopiero Piotr Otawski, który został GDOŚ po zmianie rządu. Zrobił to tuż przed wigilią zeszłego roku.

fotoliczny - tama Siarzewo
ikona lupy />
Przygotowanie budowy tamy w Siarzewie w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

Przymiarki do inwestycji i wskazanie lokalizacji odbyło się jeszcze za czasów poprzedniego rządu PO, jej procedowanie administracyjne trwało przez obie kadencje rządu PiS, a do sądu sprawa trafiła już pod rządami KO. Na wyrok WSA stronom też będzie przysługiwał środek odwoławczy.