Dyskusja nad budżetem UE na lata 2028–2034 uwidoczniła zmiany w układzie sił kierujących Europą?
ikona lupy />
Rafał Szymanowski, ekspert ds. europejskich w Instytucie Zachodnim, adiunkt na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe

Myślę, że jest zachowany status quo względem poprzednich negocjacji budżetowych. Budżet ma być większy od poprzedniego, co tradycyjnie spotyka się z oporem państw, które są płatnikami netto. Natomiast mam wrażenie, że głosy sprzeciwu nie są tak radykalne i tak głośne, jak przy pracach nad poprzednimi budżetami. Propozycja KE, choć ambitna, nie jest przełomowa – budżet wzrósł do 1,26 proc. dochodu narodowego UE, co wydaje się racjonalne i uzasadnione. Pamiętajmy, że to na razie propozycja i dopiero teraz zaczną się dwuletnie negocjacje, które pokażą, które kraje i rządy faktycznie mają największą siłę oddziaływania na UE.

Nadal będą to Niemcy?

Niemcy są największą gospodarką UE i największym płatnikiem netto do unijnej kasy, więc to oczywiste, że ich głos jest mocno słyszalny. Niemcy, mimo ostatniej reformy hamulca zadłużenia, nadal zachowali konserwatywne podejście do zarządzania wydatkami, więc sceptycznie patrzą na lawinowy wzrost wydatków. Mimo tego, że zarówno wicekanclerz i minister finansów Lars Klingbeil, jak i rzecznik rządu Stefan Kornelius skrytykowali propozycję budżetową KE, to jestem pewny, że ostatecznie uda się osiągnąć porozumienie. Kanclerz Fredrich Merz chce przywrócić swojemu krajowi wiodącą rolę w Europie, w RFN jest nazywany „Außenkanzler”, co ma podkreślać, że w przeciwieństwie do swojego poprzednika Olafa Scholza ma bardziej angażować się w sprawy międzynarodowe. Jeśli tak, to nie powinien blokować tego budżetu.

Agencja Bloomberga poinformowała w czwartek, że Merz „był zirytowany” propozycją KE. Tym samym staje w opozycji do swojej rodaczki i przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen.

Merz ma od lat prywatne konflikty z Angelą Merkel, a część ważnych polityków CDU, która wypłynęła na szerokie polityczne wody za czasów rządów kanclerz Merkel, również jest w lekkiej opozycji do Merza. Tak, jak przewodnicząca von der Leyen. Nie wiem, na ile te personalne zadry będą odgrywały rolę w konstruowaniu budżetu i przyszłości UE, ale w oficjalnym stanowisku rząd w Berlinie poinformował, że traktuje propozycję jako punkt wyjścia do dalszych rozmów. Dla RFN istotne są zapisy potwierdzające, że UE duży nacisk będzie kładła na sprawy dla Niemców szczególnie ważne – bezpieczeństwo, wzrost konkurencyjności gospodarczej i dalszy rozwój europejskiego przemysłu.

Da się budować bezpieczeństwo Europy w sytuacji, gdy dwie tradycyjnie najmocniejsze siły – kanclerz Niemiec i przewodnicząca KE – ciągną wózek w przeciwne strony?

Wydaje mi się, że te niesnaski personalne nie przełożą się na funkcjonowanie UE. KE mogła przygotować znacznie bardziej radykalny budżet, mogła zaproponować przedłużenie mechanizmu zadłużania się przez emisję euroobligacji, a więc wariant dla Berlina nieakceptowalny. Tymczasem stanęło na propozycji redukowania zadłużenia covidowego, co jest pewnym ukłonem w kierunku Niemiec.

Wszyscy zdają sobie sprawę, że bezpieczeństwo Europy nie może zależeć od personalnych rozgrywek. Przełomem w kwestii zdolności obronnych Europy jest instrument SAFE, dzięki któremu skończyliśmy z tabu, że ze wspólnych środków UE nie możemy finansować zbrojeń. Ten mechanizm już mamy przegłosowany, gotowy do działania i teraz będziemy obserwować, jak on się przełoży w praktyce na zwiększenie potencjału obronnego Wspólnoty. Boris Pistorius jasno wskazał, po czyjej stronie jest piłka, gdy niedawno zwrócił się do niemieckich firm zbrojeniowych z narracją, że „my już zrobiliśmy swoje, zabezpieczyliśmy pieniądze na zbrojenia w budżecie. Teraz czas na wasze działania”. Bezpieczeństwo Europy będzie teraz zależeć od dwóch zmiennych: efektywności wydawania tych pieniędzy oraz mobilizacji kapitału prywatnego i chęci włączenia się przemysłu w odbudowę sił obronnych kontynentu.

Co znów jest z korzyścią dla gospodarek przemysłowych, takich jak niemiecka.

W Niemczech zaszła fundamentalna zmiana w świadomości dotyczącej wagi przemysłu obronnego. Jeszcze 30 lat temu niemiecki minister obrony Volker Ruhe kwestionował zasadność wydatków na obronność, „skoro Niemcy są otoczone przez samych przyjaciół”. Dziś świadomość zagrożeń wzrosła. Jednocześnie Niemcy zdają sobie sprawę, że na wzroście wagi przemysłu zbrojeniowego i obronnego mogą zyskać ich firmy. Chcą wykorzystać moment i dzięki publicznym wydatkom na szeroko rozumianą obronność – uwzględniającą także infrastrukturę transportową czy energetykę – pomóc swojemu przemysłowi.

Berlin ma dziś znacznie mocniejszą pozycję w UE niż Paryż?

I kanclerz Merz, i prezydent Emmanuel Macron zdają sobie doskonale sprawę, że Europa funkcjonuje dziś w innych realiach politycznych niż jeszcze 10 lat temu. Mamy obecnie rozkwit partii skrajnych, populistycznych – i na lewicy, i na prawicy. Polityczne centrum wymiera – jeszcze dekadę temu ok. 50 proc. elektoratu plasowało się w centrum, dziś to już tylko 25–30 proc. Obaj przywódcy muszą więc sterować swoimi działaniami, uwzględniając ten czynnik, co nieco osłabia ich pozycję w Europie. Niemniej skoro mówiliśmy o tym, że Berlin może być ostatecznie zdolny zaakceptować propozycję KE, to Paryż ma powody do zadowolenia. Utrzymany został wysoki priorytet dla polityki spójności oraz wspólnej polityki rolnej. To kluczowe sprawy dla Francji.

Podziela pan optymizm polskiego rządu, który uważa, że ten budżet jest korzystny dla Polski?

W liczbach nominalnych Polska zawsze jest jednym z największych beneficjentów z racji populacji, wielkości gospodarki oraz bycia pod kreską, jeśli chodzi o unijną średnią bogactwa. Na razie polski rząd osiągnął połowiczny sukces, bo jesteśmy dopiero na etapie propozycji KE, która teraz przez dwa lata podlegać będzie zmianom i przesunięciom. Przed rządem więc druga część pracy domowej, by te propozycje obronić. Inna sprawa, że coraz więcej środków unijnych ma być przyznawane dla poszczególnych krajów członkowskich w formie konkurencyjnej. To z kolei zadanie dla polskich firm, ale i polskich uczelni, by umieć o te granty i konkursy skutecznie rywalizować. ©℗

Rozmawiał Nikodem Chinowski