Nie istnieją żadne programy gospodarcze. Trochę ze względu na pytania zadawane przez dziennikarzy – skomentował dzień po ostatniej debacie wszystkich kandydatów na prezydenta Leszek Balcerowicz, były wicepremier i szef banku centralnego.
Z oceną, że gospodarka odgrywała w kampanii rolę drugorzędną, można się spotkać nie tylko ze strony liberałów. – Tematy gospodarcze pojawiały się w ograniczonym zakresie. To nie jest główny przekaz kandydatów. Skupiali się na innych tematach, jak kwestie międzynarodowe, związane z bezpieczeństwem czy stosunkiem do rządu – mówi Leszek Skiba, prezes Instytutu Sobieskiego, wiceminister finansów za rządów Prawa i Sprawiedliwości.
– Żaden z kandydatów, prócz Karola Nawrockiego, nie złożył istotnych szczegółowych propozycji w obszarze reform podatkowych. To jest w pewnym sensie spójne z rolą prezydenta w Polsce, jeśli chodzi o politykę gospodarczą. Jeśli prezydent nie ma przełożenia na większość parlamentarną, to bez względu na obietnice może ostatecznie niczego nie uzyskać – zwraca uwagę Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA, niezależnej fundacji naukowo-badawczej.
Pomysły kandydatów na obniżenie rat hipotek
– Warto podkreślić, że w przeszłości prezydenci mieli swoje różne podatkowe inicjatywy. Ostatecznie jednak o kształcie reform decydował rząd. To było dobrze widać w trakcie prezydentury Bronisława Komorowskiego, który miał swój program modyfikacji podatkowego wsparcia rodzin z dziećmi, jednak na bazie inicjatywy prezydenta rząd przyjął zbliżone, ale jednak odmienne rozwiązania – dodaje Myck.
W trakcie kampanii prezydenckiej przewinęło się kilka wątków dotyczących gospodarki. Kilkoro kandydatów dotykało banków i kredytów – zwłaszcza w kontekście rynku hipotek i dostępności mieszkań oraz wysokich stóp procentowych. Do obniżek stóp wzywali Szymon Hołownia (który jako marszałek Sejmu spotkał się w sprawie marż banków z szefem urzędu antymonopolowego) czy Rafał Trzaskowski. Zaś Magdalena Biejat zaproponowała ustalenie limitu oprocentowania kredytów mieszkaniowych. Kandydatka Lewicy chciałaby, żeby nie przekraczało ono 4 proc. (z czego marża banku mogłaby wynosić maksymalnie 1 pkt proc.). Dziś sama stopa bazowa, do której jest dokładana bankowa marża, przekracza 5 proc.
W debatach pojawiały się również komentarze dotyczące polityki celnej Donalda Trumpa, współpracy w ramach Unii Europejskiej, unijnego Zielonego Ładu i transformacji klimatycznej, rozwoju energetyki jądrowej (Adrian Zandberg) lub też powrotu do węgla (Grzegorz Braun), czy sytuacji naszego rolnictwa. Padały – np. ze strony Joanny Senyszyn – propozycje ograniczenia wydatków na obronność i przeznaczenia oszczędzonych pieniędzy na mieszkania. Trudno jednak doszukać się wypowiedzi, w których kandydaci odnosiliby się do stanu finansów publicznych: wysokiego deficytu budżetowego czy spodziewanego w perspektywie roku–dwóch przekroczenia przez dług publiczny (liczony według metodyki unijnej) progu 60 proc. PKB.
Podatkowe pomysły Karola Nawrockiego niespójne z podejściem PiS
Pojawiały się natomiast propozycje zwiększające wydatki lub ograniczające dochody państwa. Celowali w nich dwaj kandydaci: popierany przez PiS Nawrocki i Sławomir Mentzen z Konfederacji.
Pierwszy deklarował „Pierwszego dnia urzędowania złożę projekt ustawy obniżającej podstawową stawkę VAT z 23 proc. do 22 proc.” i zapowiadał „niższe i prorodzinne podatki”. Żeby zakwalifikować się do zerowej stawki PIT, wystarczyłoby mieć dwójkę dzieci. Drugi próg podatkowy zostałby podniesiony do 140 tys. zł. Wśród propozycji była też likwidacja podatku Belki.
– Szczegółowy program Karola Nawrockiego budzi, prawdę mówiąc, spore zdziwienie. Jego główna propozycja jest bowiem niespójna z podejściem PiS, które często podkreśla konieczność wspierania słabszych i odnoszenia się do grup materialnie zmarginalizowanych. Nawrocki z kolei wychodzi z propozycją rozwiązań podatkowych, które zdecydowanie najbardziej wspierają rodziny najbogatsze. To propozycje kosztowne dla budżetu państwa i koncentrujące korzyści wśród najbogatszych – komentuje Michał Myck.
Na jego analizę propozycji Nawrockiego powoływał się w trakcie jednej z telewizyjnych debat Adrian Zandberg. Według wyliczeń ośrodka CenEA „z całkowitych kosztów dla sektora finansów publicznych z pełnego pakietu modelowanych rozwiązań (19,1 mld zł rocznie) aż 12 mld zł trafiłoby do najbogatszych 20 proc. populacji, a jedynie 150 mln zł do najbiedniejszych 20 proc.”.
Najdalej ze swoimi pomysłami poszedł Sławomir Mentzen. „Doprowadzę do likwidacji podatku od spadków, likwidacji podatku Belki, a także PCC od mieszkań. Znacząco uproszczę PIT, CIT i VAT. ZUS będzie dla przedsiębiorców dobrowolny, powrócimy też do składki zdrowotnej sprzed Nowego Ładu” – deklarował w programie wyborczym. Zamiast Narodowego Funduszu Zdrowia chciałby funduszy konkurujących o pieniądze ubezpieczonych. Mentzen jest za gotówką, ale i za kryptowalutami.
– Konfederacja i inne partie tego środowiska co pewien czas wracają z hasłem: „Likwidujemy wszystko, ale nikomu niczego nie odbierzemy” albo „Likwidujemy wszystko zarówno po stronie podatków, jak i wydatków publicznych”. W takich przypadkach mowa o reformach w tak wielkiej skali, że wymagałyby kompletnej rewolucji w systemie gospodarczym. Po pierwsze ich wprowadzenie wydaje się z praktycznych, jak i prawnych względów niemożliwe, a po drugie ich potencjalne konsekwencje są wręcz niewyobrażalne – komentuje Myck, wyjaśniając równocześnie, dlaczego nie przedstawił szczegółowej analizy programu Mentzena.
Prezydent ma niewielkie kompetencje w zakresie gospodarki
CenEA nie oceniła również propozycji Trzaskowskiego. Powód? Kandydat Koalicji Obywatelskiej nie przedstawił pomysłów modyfikacji systemu podatkowego. W „planie na Polskę” ma deregulację, patriotyzm gospodarczy i „Nowy Centralny Okręg Przemysłowy” na Podkarpaciu. Najbardziej konkretna propozycja to wart 2 mld zł rocznie Prezydencki Fundusz Inwestycyjny jako „narzędzie realnego wsparcia regionów borykających się z długotrwałymi problemami gospodarczymi i społecznymi”. Nie do końca jasne jest, skąd miałyby się wziąć na niego pieniądze ani kto miałby nim zarządzać.
„Większość programów wyborczych ma charakter hasłowy, dominuje w nich podejście etatystyczno-interwencjonistyczne oraz protekcjonistyczne, a przedstawiane postulaty często ignorują realia gospodarcze i finansowe, w jakich znajduje się obecnie Polska” – stwierdza fundacja Balcerowicza Forum Obywatelskiego Rozwoju w analizie programów wyborczych. I dodaje: „Pamiętając o ograniczonych kompetencjach prezydenta, może to i dobrze, że zdecydowana większość postulatów nie zostanie spełniona”. ©℗