Sformowanie nowego resortu i umieszczenie go w Katowicach – głównym ośrodku przemysłu ciężkiego Polski – premier Donald Tusk zapowiadał jeszcze przed wyborami parlamentarnymi na jesieni 2023 r. Jak wyjaśniał, utworzony w drodze przekształcenia Ministerstwa Aktywów Państwowych resort miał się koncentrować na „najbardziej palących problemach kopalń, górnictwa i Śląska”, a „decyzje dotyczące Śląska miały zapadać na Śląsku”.
Dopieszczanie górnictwa, a w tle wygaszanie kopalń
Zdaniem komentatorów rok funkcjonowania ministerstwa w Katowicach nie dał jednak przekonujących argumentów, że istnieje inne niż polityczne uzasadnienie wyprowadzenia tego urzędu ze stolicy.
– Ten ruch miał pokazać, że sprawy górnictwa są dla rządu niezwykle istotne. Politycznie jest to zrozumiałe: kto wygrywa wybory na Śląsku, wygrywa w Polsce, ale praktycznie decyzja nie wydaje się optymalna – mówi Maciej Stańczuk, ekspert BCC ds. energetyki i transformacji energetycznej. – Urzędnicy i kierownictwo muszą i tak spędzać po dwa–trzy dni w tygodniu w Warszawie, bo administracja rządowa jest niezwykle scentralizowana – dodaje.
Umiejscowienie ministerstwa poza stolicą budziło też obawy o rozdmuchanie kosztów personalnych związanych z przeniesieniem części pracowników szczebla centralnego zajmujących się górnictwem i energetyką na Górny Śląsk. Z informacji uzyskanych z resortu wynika jednak, że żadna ze 145 zatrudnionych tam osób nie jest delegowana do pracy z Warszawy i resort nie ponosi kosztów ich relokacji czy zakwaterowania. Miesięczny budżet na wynagrodzenia to 1,64 mln zł. W kwestii obsady stanowisk umiejscowione 290 km od KPRM ministerstwo również wyróżnia się na tle pozostałych. Przez ponad pół roku – od formalnego powołania w marcu 2024 r. – działało bez żadnego wiceministra. Od listopada 2024 r. jedynym sekretarzem stanu jest Wojciech Wrochna, który pełni jednocześnie funkcję pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Jak poinformował DGP rzecznik resortu Tomasz Głogowski, „na razie nie przewiduje się powoływania innych wiceministrów”.
Ministerstwem kieruje z kolei osoba spoza światka politycznego. Marzena Czarnecka jest jednak na Śląsku doskonale znana – to specjalistka od prawa energetycznego, profesorka Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach oraz współautorka programu wyborczego KO w obszarze energetyki. Desygnowanie do rozmów z branżą górniczą technokraty miało rządowi pomóc w rozmasowaniu problemów polskich kopalń. Czarnecka, wolna od potrzeby budowania poparcia społecznego, miała skutecznie przeprowadzić gospodarkę przez drażliwy proces wygaszania górnictwa, a obejmując resort, deklarowała podtrzymanie umowy społecznej zawartej ze stanem górniczym jeszcze przez rząd PiS. Warunkiem niezbędnym do zachowania ustalonego harmonogramu musi być jednak zgoda KE na pomoc publiczną dla polskich kopalń, której uzyskanie Czarnecka deklarowała jako priorytet swojej misji. Minął prawie rok, a Bruksela zgody wciąż nie wydała i wiele wskazuje na to, że nie wyda. Na tym polu polityka resortu przemysłu na razie ponosi porażkę, choć górnicy nadal cierpliwie czekają na rozwój sytuacji.
Atut, który nie pomaga w rywalizacji z innymi resortami
Skuteczności działań katowickiemu ministerstwu nie sprzyja rozłożenie odpowiedzialności za transformację energetyczną i środowisko na kilka resortów. Prerogatywy w tym zakresie w gabinecie Tuska mają chociażby resorty: klimatu i środowiska, rozwoju i technologii czy aktywów państwowych. Jakub Sokołowski, ekspert od energetyki w Instytucie Badań Strukturalnych, ocenia, że jeżeli podział odpowiedzialności miał wzmagać pozytywną konkurencję, to ten eksperyment się nie powiódł.
– Miałem nadzieję, że powstanie ministerstwo transformacji energetycznej, które będzie kompleksowo zajmować się jednym z kluczowych wyzwań dla Polski. Skończyło się na kilku resortach, zabieganiu o wpływy i przerzucaniu się odpowiedzialnością za konkretne tematy. Niestety, ministerstwa nie współpracują ze sobą – wskazuje Sokołowski.
Eksperci oceniają, że brak politycznych konotacji, który miał być atutem Czarneckiej w negocjacjach ze związkowcami, ogranicza jej siłę przebicia w międzyresortowej rywalizacji o tempo i kierunek transformacji polskiego górnictwa. – W tym temacie zdecydowanie brakuje aktywności i asertywności ministerstwa. Nie jestem przekonany, czy to nie jest jednak zadanie bardziej dla polityka z krwi i kości niż dla eksperta – zastanawia się Stańczuk.
Ulokowane na Górnym Śląsku ministerstwo poza kopalinami zajmuje się m.in. gospodarką wodorową i energetyką jądrową. ©℗