– Chcieliśmy wyeliminować sytuację, w której dziecko od pornografii oddziela tylko jedna plansza – zapowiada wiceminister cyfryzacji Michał Gramatyka. MC kończy prace nad ustawą o ochronie małoletnich przed treściami szkodliwymi w internecie. Jak słyszymy w resorcie, ma trafić do wykazu prac legislacyjnych Rady Ministrów jeszcze w styczniu. Plan jest taki, by została przyjęta w I połowie roku.
Na czym dokładnie polega pomysł? Dostawcy usług świadczonych drogą elektroniczną, np. stron internetowych, będą musieli przeprowadzić analizę ryzyka, czy dzieci mogą spotkać się w ich produktach ze szkodliwymi dla nich treściami. Na razie resort chciałby vrozprawić z pornografią, ale Gramatyka zapowiada, że być może uda się też dołączyć do tego patostreaming. To jednak zależy od tego, czy ministerialnym legislatorom uda się opracować definicję. Z pornografią jest łatwiej, bo takie definicje już są.
Dostawcy, którzy mają u siebie treści pornograficzne, zostaną zmuszeni do wprowadzenia skutecznego mechanizmu weryfikacji wieku. – Nie określamy, jaki ma to być mechanizm. Zastrzegamy jedynie, że nie może się opierać na biometrii ani na samej deklaracji, że użytkownik jest pełnoletni – tłumaczy Gramatyka. – Dostawcy tego typu treści przerzucają odpowiedzialność na użytkowników internetu. Trzeba to odwrócić – dodaje.
Blokowanie domen przez dostawców
Dostawcy, którzy nie dostosują się do wytycznych, trafią do prowadzonego przez NASK rejestru domen, jakie muszą blokować dostawcy komunikacyjni. Tych stron, które nie dostosują się do przepisów, nie będzie można odwiedzać z Polski (trzeba będzie użyć programu typu VPN, który pozwala w internecie udawać, że łączymy się z innego miejsca). – Oczywiście sprytny nastolatek ominie takie zabezpieczenia. Natomiast my chcemy się zająć przede wszystkim dziećmi, które na treści pornograficzne natykają się przypadkowo – mówi wiceminister.
Gramatyka liczy, że PiS nie wywróci ustawy na etapie prac parlamentarnych. Ugrupowanie tuż przed wyborami chciało wprowadzić własne przepisy – wówczas blokada pornografii polegała w praktyce na tym, że dostawcy telekomunikacyjni musieli dostarczać abonentom narzędzia do kontroli rodzicielskiej. Ustawa została jednak wycofana z Sejmu.
Równolegle do polskich prac nad ustawą nad swoim mechanizmem weryfikacji wieku pracuje właśnie Komisja Europejska. Wstępna faza projektowania ma się rozpocząć na początku 2025 r., a oprogramowanie do weryfikacji wieku ma zlecić podmiot trzeci. Jak wynika z informacji DGP, rozwiazaniem będzie prawdopodobnie aplikacja pobierana przez użytkownika na smartfon.
– Mamy tu zobowiązanie do osiągnięcia pewnego rezultatu, a więc założenia projektu idą o krok dalej niż RODO, które w kontekście weryfikacji wieku zobowiązuje tylko do dołożenia należytej staranności – komentuje dr Paweł Litwiński, adwokat, partner w kancelarii Barta Litwiński i członek Społecznego Zespołu Ekspertów przy prezesie Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
Zgodnie z RODO administrator danych, „uwzględniając dostępną technologię, podejmuje rozsądne starania, by zweryfikować, czy osoba sprawująca władzę rodzicielską lub opiekę nad dzieckiem wyraziła zgodę lub ją zaaprobowała” (art. 8).
– Ten przepis pozostaje martwy, co moim zdaniem jest jedną z największych klęsk RODO. Według mojej wiedzy nikt w całej Unii nie został dotychczas ukarany za naruszenie tego przepisu. To zobowiązanie niemożliwe do wyegzekwowania – wskazuje Paweł Litwiński.
Czy podobnie będzie z polską ustawą? – Nie twierdzę, że obowiązku weryfikacji wieku nie da się zrealizować. Pytanie jak. Jeżeli autorzy założeń świadomie użyli pojęcia weryfikacji, to obawiam się, że jedynym sposobem na to jest podpis kwalifikowany. A tego chyba nie chcemy – zastanawia się dr Litwiński.
Dodaje, że posłużenie się np. numerem karty kredytowej nie gwarantuje pewności, bo kartę może mieć osoba niepełnoletnia.
Są wykluczenia
Polska ustawa ma nie obejmować komunikatorów internetowych ani poczty elektronicznej, zatem nie będzie możliwe skanowanie treści indywidualnych wiadomości. Od dłuższego czasu prace, które zakładają takie rozwiązania, toczą się na poziomie UE – ich celem jest ograniczenie materiałów ukazujących wykorzystywanie seksualne dzieci (CSAM). W czwartek węgierska prezydencja podjęła próbę uzgodnienia wspólnego stanowiska w tej sprawie.
Unijny projekt – zwany Chat Control 2.0 – zakłada nałożenie na platformy internetowe obowiązku skanowania wiadomości użytkowników w poszukiwaniu materiałów pokazujących krzywdzenie najmłodszych. Chodzi o komunikację prywatną i biznesową w ramach poczty elektronicznej, komunikatorów internetowych, a nawet chatów na platformach gier wideo. Projektowanym rozwiązaniom zarzuca się, że umożliwią masową inwigilację. Jak podkreślają krytycy Chat Control 2.0, środki przewidziane do zwalczania pornografii łatwo dałoby się później zastosować do poszukiwania innych treści. Brak również przekonujących dowodów na skuteczność kontroli komunikacji w walce z CSAM.
Projekt przepisów budzi wątpliwości obrońców prywatności i grupy państw członkowskich – w tym Polski. W czwartek w Radzie UE po raz kolejny znalazła się mniejszość blokująca przepisy. ©℗