Pod koniec kwietnia Adam Glapiński stanie się najbardziej doświadczonym prezesem Narodowego Banku Polskiego w jego powojennej historii. Pod względem długości sprawowania urzędu wyprzedzi Hannę Gronkiewicz-Waltz, która kierowała bankiem w latach 1992-2000. Jeśli wziąć pod uwagę sześcioletnią kadencję w Radzie Polityki Pieniężnej w latach 2010-2016, Glapiński już teraz jest osobą z największym doświadczeniem w organach, które decydują o wysokości stóp procentowych.

Bankierzy centralni tak bardzo uważają na każde słowo, że są w stanie jedno zdanie powtarzać miesiącami, jeśli nie chcą dać ekonomistom, inwestorom na rynkach finansowych czy konsumentom sygnału, że ich ocena sytuacji się zmienia. Stąd w przeszłości przyglądano się nawet kolorom krawatów szefów banków centralnych (broszek lub apaszek w przypadku kobiet), żeby odgadnąć, czy bardziej prawdopodobne są obniżki czy podwyżki stóp procentowych. Trudno więc podejrzewać, że prezes NBP rzuca słowa na wiatr. Ale trudno też znaleźć kogoś, kto byłby bardziej chętny do zmiany zdania.

Glapiński jest szefem banku centralnego tak długo, że mało kto pamięta jego nastawienie, gdy był szeregowym członkiem RPP. Wtedy uchodził za jastrzębia, czyli zwolennika restrykcyjnej polityki pieniężnej i duszenia inflacji nawet kosztem aktywności gospodarczej. Sytuacja się zmieniła, gdy został prezesem. Wtedy najpierw przez kilka lat w ogóle nie ruszał stóp procentowych. Referencyjna długo wynosiła 1,5 proc. Miało to uzasadnienie, gdy inflacja pozostawała poniżej celu banku centralnego (2,5 proc. z dopuszczalnymi odchyleniami o 1 pkt proc. w górę i w dół), ale gdy na przełomie lat 2019 i 2020 szła w stronę 4 proc., nie brakowało głosów, że czas na podwyżkę. Wtedy jednak wybuchła pandemia i stopy procentowe znalazły się w pobliżu zera. Dopiero za sprawą „putinflacji” (pamiętamy banery na budynku NBP) RPP pod przewodnictwem Glapińskiego zaczęła podnosić stopy procentowe. Doszły do poziomów niewidzianych od dwóch dekad, ale to wciąż były dość gołębie podwyżki. A jesienią ubiegłego roku mieliśmy już łagodzenie polityki. Później inflacja mocno spadła i na powrót nieco wzrosła, a obecnie wynosi ok. 5 proc. (w listopadzie chwilowo obniżyła się do 4,6 proc.), co nie doprowadziło do zmian stóp procentowych. Ale wiadomo, że teraz koszt pieniądza powinien pójść w dół, nie w górę. Można się tylko zastanawiać kiedy.

Jeszcze niedawno słyszeliśmy zapewnienia, że o cięciu stóp procentowych będzie można porozmawiać w marcu. Mówił o tym prezes Glapiński, mówiła większość członków RPP. W minionym tygodniu okazało się, że prezes zmienił zdanie. Teraz rozmowy o obniżaniu stóp każe się spodziewać jesienią przyszłego roku, a samych obniżek w 2026 r. Co się zmieniło? Przed miesiącem NBP brał pod uwagę dwa scenariusze dotyczące mrożenia cen energii: uwolnienie ich z początkiem 2025 r. lub utrzymanie dotychczasowych rozwiązań. W pierwszym scenariuszu inflacja podskoczyłaby na początku przyszłego roku, by później wyhamować. W drugim byłaby niższa – do czasu, gdy rząd w końcu zdecydowałby się na rezygnację z łagodzenia skutków drogiego prądu. Rząd przyjął wariant pośredni: mrożenie ma być utrzymane przynajmniej do połowy przyszłego roku. – To częściowe zamrożenie jest trudne do interpretacji, trudno przewidzieć, jak to się będzie rozwijało – skomentował szef banku centralnego.

Dla niego to może być wystarczające uzasadnienie. Ale w kłopotliwej sytuacji stawia to tych przedstawicieli RPP, którzy wcześniej zdążyli powiedzieć, że marzec to dobry miesiąc na początek rozmów o obniżaniu stóp. O marcu przyszłego roku była dotąd mowa dlatego, że wtedy jest spodziewany „lokalny szczyt” inflacji, później powinna ona dość szybko spadać. Ekonomiści Santander Bank Polska w piątkowym raporcie zwrócili uwagę na wypowiedź Henryka Wnorowskiego, jednego ze zdeklarowanych gołębi w radzie, o tym, że rządowe decyzje dotyczące mrożenia cen energii nie wpływają na perspektywy dyskusji o stopach procentowych. „To już kolejny raz, kiedy jastrzębi piwot w komunikacji prezesa Glapińskiego nie znajduje powszechnego poparcia w RPP” – wskazali. Raczej nie należy się spodziewać sytuacji, w której w głosowaniu na posiedzeniu RPP prezes znajdzie się w mniejszości. Prędzej można się spodziewać kolejnej zmiany zdania. ©℗