Ma pan poczucie, że ARP stało się pierwszym narzędziem rządu w kreowaniu polityki przemysłowej Polski?
Mam satysfakcję, że ARP wreszcie wkracza na tory, do którego zostało powołane. Moim celem jest, żeby był to wehikuł, który będzie wyznaczał kierunek i nadawał wysokie tempo rozwoju przemysłu w Polsce. Wchodząc do ARP umówiłem się z ministrem Kropiwnickim (Robert Kropiwnicki, wiceminister aktywów państwowych – red.), że ARP nie będzie spółką, która zajmuje się mikro zarządzaniem, pojedynczymi projektami. Od tego są inne spółki, także te należące do naszej grupy. ARP ma wskazywać obszary makro, szukać szans rynkowych, które jako kraj musimy wykorzystywać.
Pytałem o tą wiodącą rolę ARP w kontekście pewnej bierności Ministerstwa Przemysłu, które – wbrew nazwie – ogranicza swoje działania jedynie do branży energetycznej.
Minister Czarnecka (Marzena Czarnecka, minister przemysłu – red.) wzięła na siebie odpowiedzialność za niezwykle trudny odcinek naszej gospodarki. Branża górnicza przechodzi strukturalne zmiany, spółki górnicze balansują na pograniczu utraty płynności finansowej, niedługo trzeba będzie zagospodarować kilkadziesiąt tysięcy pracowników tego sektora. Temat kopalin, wobec kryzysu energetycznego, powrócił na agendę polityczną i gospodarczą w całej Europie, więc działania minister Czarneckiej są niezwykle istotne i trzeba je doceniać. Nie można więc się dziwić, że większość swojej uwagi minister poświęca kopalinom, co nie znaczy, że nie jesteśmy w bieżącym kontakcie w kwestii pozostałych gałęzi polskiego przemysłu.
Chociażby w temacie przebranżowienia górników i absorpcji tej siły pracowniczej w innych branżach przemysłu na Śląsku?
Odpowiednie zagospodarowanie tych ludzi jest niezwykle ważne, bo wobec wyzwań demograficznych niedługo bardzo boleśnie odczujemy braki kadrowe. Chcemy tworzyć na Śląsku biznes i nowoczesne zakłady przemysłowe, które będą mogły korzystać z doświadczeń tych ludzi.
A jakieś konkrety?
Chcemy m.in. stworzyć duży cluster, konglomerat gospodarki obiegu zamkniętego, którego zadaniem będzie odzyskiwanie metali szlachetnych. Mamy już dość zaawansowane plany tego projektu, którego wartość inwestycyjną szacujemy na ok. 460 mln zł. Projekt jest w opracowywaniu przez zespoły specjalistów z ARP i MP.
Patrząc na portfolio projektów ARP widać duży nacisk na energetykę odnawialną. To wytyczne z ministerstwa rozwoju?
Z ministrem Kropiwnickim przyjęliśmy założenie, że ARP musi być w pierwszej linii transformacji energetycznej naszej gospodarki. Jako przemysł musimy dostarczyć duży komponent do tej transformacji i dziś możemy powiedzieć, że tych projektów mających zapewnić Polsce nowy miks energetyczny, nad którymi jako agencja pracujemy, jest wiele.
Przy naszym udziale w Gdańsku powstaje największa i najnowocześniejsza fabryka morskich wież wiatrowych w Europie, która będzie produkowała 150 wież rocznie. Wartość tej inwestycji szacowana jest na ok. 200 mln euro i stworzy ponad 500 wysoko wyspecjalizowanych miejsc pracy. Możemy dziś mówić, że Polska w dziedzinie wież wiatrowych będzie numerem jeden, a w dziedzinie pozostałego osprzętu towarzyszącego w pierwszej trójce graczy.
Globalnie?
Może nie globalnie, ale na pewno czołowym graczem w Europie. Będziemy produkować nie tylko wspomniane wieże wiatrakowe, ale również trafostacje, elektronikę do trafostacji oraz okablowanie. Dziś głównym dostawcą do Europy tych elementów są Chińczycy, natomiast w ciągu tylko dwóch najbliższych lat w Europie spodziewamy się inwestycji w sektor OZE na poziomie ok. 30 mld zł, więc ten tort do podziału jest tak duży, że musimy wziąć duży kawałek dla siebie.
Chwalicie się, że po sierpniu przychody są o 280 proc. wyższe niż planowane na cały 2024 r. ARP ma zarabiać pieniądze czy jednak jako agencja rządowa ma pełnić funkcję misyjną i przede wszystkim działać na rzecz przemysłu?
ARP ma i zarabiać pieniądze, i odgrywać rolę misyjną, trzeba to właściwie wyważyć. Nie wyobrażam sobie misyjności bez racjonalności. Wszystkie projekty inwestycyjne trzeba oceniać przez pryzmat ekonomicznej opłacalności. Te, które straciły na swojej aktualności – przez postęp technologii, zmiany uwarunkowań rynkowych – trzeba po prostu wygaszać. Nie ma co się obrażać, jeśli rynek pewne dotychczasowe założenia weryfikuje negatywnie. Są w Polsce pewne branże i zakłady, które na siłę od lat próbujemy ratować, dosypując tam kolejne miliony czy miliardy złotych. Ale to jest oszukiwanie podatników i załóg, które tam pracują. Taki zakład trzeba wygasić.
W grupie ARP jest kilka spółek w różnej fazie upadłości i procesów naprawczych. Będzie miał pan odwagę zgasić im światło?
Środki, które wydalibyśmy na sztuczne podtrzymywanie działalności trzeba przeznaczyć na reorganizację takiej fabryki. Nie możemy kontynuować praktyk, w których proces upadania zakładu trwa np. 10 lat, a jedyne zasoby, jakie tam zostały, to zarząd i kilka osób wokół, które pobierają jeszcze wynagrodzenie. Praktyka pokazuje, że nierentowane zakłady czy spółki trzeba wygaszać – albo likwidować całkowicie albo zmieniać profil działalności. I takiego podejścia, z szacunku dla publicznych pieniędzy, będziemy się w ARP trzymać.
Przykładem jest Rafako, które we wrześniu złożyło wniosek o upadłość? Jaki byłby pana pomysł na raptownie tego giganta?
Pomysł na Rafako jest taki, żeby w miejsce tego, co nie działa powstało coś, z czego spółka i państwo będzie czerpać korzyści. Kolejne obietnice zarządu Rafako o możliwości przywrócenia spółki do życia uważam za całkowicie bez pokrycia - obecny zarząd wielokrotnie spotykał się z nami zapewniając o mitycznym inwestorze ze Stanów Zjednoczonych, ale do tej pory nic się nie wydarzyło, a spółka generuje gigantyczne koszty. Dzisiaj ta spółka nie jest w stanie znaleźć żadnego finansowania, rynkowo profil jej działalności się nie broni. ARP nie jest władne do podejmowania decyzji dotyczących przyszłości Rafako, ale moja rekomendacja, jako prezesa ARP, byłaby jednoznaczna.
Żeby zakręcić kroplówkę?
Żeby przyjrzeć się aktywom Rafako, zamknąć tę część biznesu, która generuje tylko koszty i poszukać nowego modelu działania firmy. Jak w każdym rynkowym biznesie. Szansą dla spółki może być głęboka reorganizacja, w trosce o markę Rafako, żeby ona wróciła na rynek w innym wydaniu.
Co dalej ze specjalnymi strefami ekonomicznymi - ten model przyciągania kapitału zagranicznego ma jeszcze sens po 20-30 latach wolnego rynku?
SSE od lat sprawdzają się na całym świecie i nic mądrzejszego, póki co nikt nie wymyślił. Nie powinniśmy się dzisiaj zastanawiać nad samą instytucją stref ekonomicznych, tylko nad czynnikami, które stanowiłyby naszą dodatkową przewagę względem innych rynków. Dziś nie walczymy o inwestorów zagranicznych już tylko z krajami regionu, bo konkurencja ma charakter globalny. Przewagi, które do tej pory mieliśmy już się wypłaszczają, np. koszty pracy. Dziś kluczem do rozwoju przemysłu i atrakcyjności SSE są niskie koszty energii. Tego szukają światowe firmy i inwestorzy. Wygra ten, kto będzie miał niskie, stabilne, przewidywalne koszty energii.
Czy w takim razie nadal potrzebujemy zachęt, ulg podatkowych, grantów, żeby ściągać inwestycje?
Cały świat stosuje te mechanizmy i one muszą zostać, żebyśmy nie wypadli z kręgu zainteresowania kapitału zagranicznego. To istotny argument, który jednak trzeba wzbogacić o kolejny – tanią energię. Przy rosnących kosztach pracowniczych i wyzwaniach demograficznych gros firm przechodzi na procesy automatyzacji i robotyzacji produkcji. To wymaga ogromu energii, nie tylko w przypadku przemysłu ciężkiego, ale też przemysłu wysokich technologii. To jest kierunek, w którym jako państwo musimy zapewnić rozwój przemysłu w Polsce. Stąd tak duży nacisk kładziemy w ARP na rozwój OZE.