- Braki polskiej szkoły
- Nauczyciele w polskiej szkole
- Uczniowie w polskiej szkole
- Nowe technologie w polskiej szkole
- Brak prac domowych w polskiej szkole
Z okazji Dnia Edukacji Narodowej zapytaliśmy polonistkę, co sądzi o polskiej szkole, sytuacji nauczycieli, potrzebach uczniów, zmianach w kanonie lektur i braku prac domowych.
Aneta Korycińska to nauczycielka języka polskiego, oligofrenopedagożka specjalizująca się w pracy z osobami w spektrum autyzmu, podcasterka, popularyzatorka wiedzy o języku i literaturze polskiej, która od ośmiu lat prowadzi social media oraz stronę „Baba od polskiego”. Autorka książki „Radio w mojej głowie. Opowieści o ADHD” i zwyciężczyni konkursu VIVELO Top Creators 2024 w kategorii Education. W swojej działalności internetowej skupia się na obnażaniu językowego obrazu świata, punktuje absurdy systemu edukacji, a także pogłębia wrażliwość na neuroatypowość.
Katarzyna Broda: Co z okazji Dnia Edukacji Narodowej może świętować polska szkoła?
Aneta Korycińska: Polska szkoła może świętować przede wszystkim siłę i zaangażowanie nauczycieli, którzy – mimo licznych wyzwań – codziennie poświęcają się pracy z uczniami. Dzień Edukacji Narodowej to czas, w którym warto docenić ich determinację, umiejętność adaptacji i innowacyjność w podejściu do nauczania. Polscy nauczyciele, niezależnie od okoliczności, starają się wprowadzać kreatywne rozwiązania i odpowiadać na potrzeby uczniów. Możemy również świętować coraz częstsze inicjatywy mające na celu współpracę nauczycieli, samorządów i organizacji pozarządowych, które wpływają na rozwój edukacji i promują otwartość na nowatorskie metody.
Braki polskiej szkoły
Jakie Pani zdaniem braki ma polski system oświaty?
Jednym z najpoważniejszych braków polskiego systemu oświaty jest nadmiar biurokracji, która obciąża nauczycieli, odbierając im czas i energię na pracę z uczniami. Kolejnym wyzwaniem jest ograniczona autonomia w podejmowaniu decyzji dotyczących treści programowych oraz niewielka elastyczność w dostosowywaniu się do potrzeb uczniów. Brakuje również dostępności szkoleń dla nauczycieli, które byłyby dostosowane do ich indywidualnych potrzeb i pomagały im rozwijać specjalistyczne kompetencje (a właściwie: środków na nie, bo nie powinno być tak, że za wszystkie dodatkowe szkolenia nauczyciele płacą ze swoich prywatnych pieniędzy). Istnieje również niedobór wsparcia dla uczniów z trudnościami edukacyjnymi i emocjonalnymi, co w dużej mierze wynika z przeciążenia pedagogów i psychologów pracujących w szkołach.
Polski system oświaty cierpi także na zjawisko testomanii, nacisk kładzie się głównie na wyniki egzaminów i ocenę teoretycznej wiedzy, zamiast rozwijania umiejętności przydatnych w codziennym życiu. Skupienie się na wypełnianiu arkuszy i zapamiętywaniu faktów, które często nie są praktyczne ani dostosowane do wyzwań współczesnego świata, sprawia, że uczniowie tracą motywację i radość z nauki. A przecież chodzi o to, żeby mieć pasję! Człowiek, który nie widzi sensu, nie ma motywacji, by się uczyć – i zraża się całkowicie do procesu uczenia się
Nauczyciele w polskiej szkole
Jakie powody do świętowania mają dziś nauczyciele w Polsce?
Choć codzienne wyzwania mogą przyćmiewać pozytywne aspekty pracy w edukacji, nauczyciele mają wiele powodów do dumy. Wielu z nich może świętować sukcesy swoich uczniów – osiągnięcia, które często są owocem ich wieloletniego wysiłku i wsparcia. Za osiągnięcia nie uznaję tu jednak perfekcyjnego świadectwa ze średnią 6.0, lecz postępy (a te najlepiej widać na przykładzie uczniów z problemami; tak naprawdę nadrobienie braków przez słabszego ucznia jest równie wielkim powodem do dumy, jak sukcesy uczniów zdolnych w konkursach). Polscy nauczyciele pokazują, że, mimo licznych trudności, potrafią motywować młodzież, rozwijać ich talenty i kształtować młode pokolenia. Ponadto, mają powody do świętowania rosnącej świadomości społecznej na temat wartości edukacji – coraz częściej w przestrzeni publicznej mówi się o znaczeniu ich pracy i potrzebie systemowych zmian, które mogłyby realnie wesprzeć szkołę i kadrę nauczycielską (i to mimo wielkiego hejtu).
Co jest największym wyzwaniem dla nauczycieli w polskim systemie edukacji?
Biurokracja, niezrozumiałe zasady przeprowadzania egzaminów (więcej o tym piszę w kolejnych odpowiedziach), niechęć ze strony społeczeństwa, często także bardzo duże oczekiwania ze strony rodziców, a ostatecznie: niskie pensje. Brakuje nam kształtowania nowych liderów, szkoleń, pogłębiania własnych mocnych stron, możliwości realizowania ciekawych projektów, przez co wiele osób rezygnuje lub mierzy się z wypaleniem zawodowym.
Jakie unikalne kompetencje mają polscy nauczyciele? Takie, o których mało wiemy?
W Polsce mamy mnóstwo fantastycznych nauczycieli, którzy pokazują, że się da – nawet jeśli wszyscy wokół mówią, że jest inaczej. Powiedziałabym więc, że nasi nauczyciele mają zapał i umieją uszyć coś z niczego: robić swoje, chociaż mierzą się z niechęcią, biurokracją; robią swoje, choć nie mają wielkich środków i nie czeka na nich wielka nagroda, w końcu pensje nauczycieli są niestety śmiesznie niskie. I tak samo, jak o Polakach w okresie PRL mówiło się, że umieją zrobić coś z niczego, byliśmy mistrzami genialnych rozwiązań tworzonych bez żadnego budżetu, tak można powiedzieć o nauczycielach. To jednak jest jednocześnie naszym przekleństwem. Nauczyciele są niezniszczalni, nie złamie ich żadna nieprzemyślana reforma wprowadzona na kolanie przez polityków, ale przez to nie mamy poważania w społeczeństwie. Zauważmy, że nauczyciele od lat byli spychani na dalszy plan, nigdy nie było pieniędzy na podwyżki – a mimo to szkoły nie stanęły. Unikalną kompetencją jest więc to, że naprawdę polscy nauczyciele są pasjonatami i mają niezwykłą determinację, by robić swoje.
Uczniowie w polskiej szkole
Czy uczniowie lubią polską szkołę?
Trudno generalizować, ponieważ na opinię uczniów o szkole składa się wiele czynników: młodzieńczy bunt (któż go nie przeżywał?), niechęć do obowiązków, indywidualne doświadczenia z nauczycielami. Wiadomo, że nauczyciel nauczycielowi nie jest równy, jeden będzie mieć pasję i zaangażowanie, stanie na głowie, aby tylko zainteresować młodzież, a inny będzie zmagać się z wypaleniem i poczuciem bezsensu. Spotykam się z opiniami, że szkoła jest na ogół postrzegana negatywnie, ale niektórzy nauczyciele są stawiani jako wyjątki: zawsze jest jakaś pani od WF, która dostrzegła talent i wspierała dziecko (albo dostrzegała trudności ucznia i wzmacniała w nim poczucie własnej wartości), pan od fizyki, który miał niesamowitą pasję i potrafił nią zarazić całą klasę albo nauczyciel języka, który pokazał, że język obcy może być piękny (i nie musi oznaczać tylko wkuwania regułek). Wydaje mi się, że mimo wszystko coś się zmienia. Szkoła nie jest już aż takim betonem, jakim była 10, 20 czy 30 lat temu. Owszem, są mankamenty, w wielu kwestiach wciąż mamy wiele do poprawy, ale dostrzegam pozytywne zmiany. Wcześniej znalezienie szkoły, którą dałoby się lubić, byłoby trudne – a dziś? Tak naprawdę w każdej gminie jest szkoła, która wyróżnia się czymś pozytywnym i nie jest to kwestia tylko wielkich miast i okolic.
Martwi mnie natomiast, że wśród starszego pokolenia (głównie u 30- i 40-latków) można dostrzec bardzo negatywny stosunek do wszystkiego, co związane ze szkołą. Niestety przez taką formę odreagowywania stresu w komentarzach w mediach społecznościowych cierpią wszyscy nauczyciele: każdy, kto edukuje w internecie, spotyka się z olbrzymim hejtem, natomiast pod artykułami dotyczącymi szkoły (np. pensji nauczycieli) pojawiają się tysiące komentarzy o nierobach i ludziach, którzy nie nadają się do niczego. Tak na pewno nie powinno być i jestem przekonana, że kolejne pokolenia będą miały lepsze wspomnienia dotyczące szkoły i nauczycieli.
Jakie wymagania wobec szkoły mają dziś rodzice uczniów? I czy słusznie?
Rodzice oczekują od szkoły przede wszystkim wysokiej jakości edukacji i wsparcia w rozwijaniu kompetencji ich dzieci. Chcieliby, aby szkoła nie tylko uczyła wiedzy teoretycznej, lecz także kształciła umiejętności praktyczne i społeczno-emocjonalne, które są niezbędne we współczesnym świecie. Wielu rodziców domaga się również większej indywidualizacji podejścia do ucznia, co jest zrozumiałe, biorąc pod uwagę zróżnicowane potrzeby dzieci. Oczekiwania te są jak najbardziej słuszne, jednak ich realizacja wymaga od systemu edukacji dodatkowych zasobów, wsparcia dla nauczycieli oraz odpowiednich reform, które umożliwią im dostosowanie się do tych wymagań. Niezależnie od zaangażowania nauczyciela w pewnym momencie zderzamy się ze ścianą: nie możemy sami zrobić wszystkiego, co byłoby wymagane, ponieważ po prostu nie ma na to czasu.
Nie chcę też wdawać się w dyskusję na temat słuszności wymagań rodziców: wiadomo, że niektóre wymagania są słuszne, a inne nie. Chciałabym jednak, aby rodzice wiedzieli, że nauczycielom naprawdę zależy na dobru ich dzieci. Nie jesteśmy niczyim wrogiem; nasze relacje powinny być relacją partnerską: zarówno nauczycielom, jak i rodzicom chodzi przecież o to, aby dziecko rozwijało się jak najlepiej.
W odniesieniu do Pani edukacyjnych doświadczeń. Z czym dziś uczniowie radzą sobie dobrze, a co sprawia im trudności?
Współczesne pokolenie uczniów wyróżnia się biegłością w korzystaniu z technologii, co umożliwia im szybkie wyszukiwanie informacji oraz przyswajanie nowych umiejętności w dynamicznym środowisku cyfrowym, ale niestety mają problem z selekcją informacji i oceną, co jest istotne, ważne, przydatne, a co nie. To zresztą nie jest wyłącznie domena uczniów – ten problem mamy wszyscy jako społeczeństwo. Uczniowie wykazują również otwartość na współpracę i są bardziej świadomi różnorodności kulturowej, co ułatwia im adaptację do zmian i nowych sytuacji. Trudności sprawiają im jednak umiejętności związane z głębszym przetwarzaniem treści, np. analizą literacką, krytycznym myśleniem czy umiejętnością samodzielnego organizowania pracy. Do tego dochodzi oczywiście klasyczny problem z rozumieniem treści lektur. Tu jednak sprawa nie jest jakoś szczególnie nowa – moje pokolenie również niechętnie sięgało po literaturę i nie rozumiało języka Mickiewicza czy Prusa. Nie oznacza to, że współcześni uczniowie są gorsi; pamiętajmy, że chociażby zainteresowanie literaturą z roku na rok rośnie wśród młodych – tylko że najchętniej czytają to, na co sami mają ochotę. Powinniśmy więc wspierać ich pasje czytelnicze w odniesieniu do tego, co naprawdę interesuje młodzież – i jeśli jest to literatura Young Adult, to nie ma co się jej bać!
Nowe technologie w polskiej szkole
Jak nowe technologie i nowatorskie narzędzia (np. ChatGPT) wpływają na kompetencje polonistyczne uczniów?
Nowe technologie, takie jak ChatGPT, mogą stanowić zarówno cenne wsparcie, jak i pewne zagrożenie dla kompetencji polonistycznych uczniów. Z jednej strony, tego typu narzędzia umożliwiają szybkie uzyskanie odpowiedzi, ułatwiają analizę tekstów i pomagają w rozwoju umiejętności pisania, gdy są mądrze wykorzystywane. Mogą również inspirować uczniów do poszukiwania wiedzy i rozwijać ich ciekawość literacką. Z drugiej strony, korzystanie z AI może prowadzić do uproszczenia procesu myślowego, jeżeli uczniowie używają tych narzędzi wyłącznie do uzyskiwania gotowych odpowiedzi, zamiast samodzielnie analizować i wyciągać wnioski. Kluczowe jest więc edukowanie uczniów w zakresie odpowiedzialnego wykorzystywania technologii, aby narzędzia te wspierały, a nie zastępowały procesy myślenia krytycznego i interpretacji literatury.
W jakim zakresie Internet wspiera edukacyjne uczniów, a w jakim przeszkadza?
Jedną z największych zalet Internetu jest to, że znajdziemy w nim pasjonatów, którzy mają naprawdę niesamowite pomysły na wyjaśnianie szkolnych zagadnień. Pod tym względem na pewno jest prościej niż było 20 czy 30 lat temu, gdy jedyną alternatywą dla podręcznika były pojedyncze repetytoria.
Ten medal ma jednak dwie strony. Musimy zrozumieć, że na rynek edukacyjny coraz silniej wchodzą wielkie korporacje – a te są nastawione na zysk, niekoniecznie na dobrostan ucznia. Pojawiają się więc firmy, które wprowadzają chaos i dezorientację; twierdzą, że matura czy egzamin ósmoklasisty to najtrudniejszy egzamin na świecie, a jedynym remedium jest zakup kursu. Wielokrotnie spotykałam się z opiniami, że najlepszą rzeczą, jaką maturzyści mogli zrobić, było odobserwowanie niektórych kont na Tiktoku, aby nie musieć się stresować. Mamy więc do czynienia z zupełnie nową kategorią trudności: związaną z selekcją treści.
Mimo to uważam, że Internet jest przydatnym narzędziem edukacyjnym. Można w nim znaleźć mnóstwo darmowej wiedzy – tak naprawdę codziennie odbywają się live'y, w trakcie których ktoś omawia zadania egzaminacyjne i wyjaśnia, jak je rozwiązać. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać – a to niestety trochę większy kłopot.
Brak prac domowych w polskiej szkole
Czy brak prac domowych to dobry pomysł Ministerstwa Edukacji?
I tak, i nie. Oczywiście mówimy tylko o szkole podstawowej i klasach 4-8 (w klasach 1-3 mogą być zadawane prace domowe, np. kształtujące małą motorykę). Uczniowie powinni mieć więcej czasu dla siebie, nie mogą ciągle siedzieć w książkach. Myślę, że brak prac domowych na ocenę to przywilej, z którego należy mądrze korzystać: jeżeli uczeń potrzebuje nad czymś popracować, coś zrozumieć, to powinien mieć możliwość zweryfikowania swojej wiedzy. Nie powinien być również oceniany przez pryzmat tego, czy dobrze wykonał konkretne zadanie, czy nie, lecz powinien dostać rzetelną informację zwrotną, aby później móc nie popełniać tych samych błędów. Ideały pracy domowej nie były złe (samodzielna praca), ale w praktyce sprowadzało się to do zawodów, kto kogo przechytrzy – wiemy przecież, że odrabianie prac domowych często polegało na przepisaniu zadania z internetu. Można więc ocenić tę zmianę pozytywnie, ale z zastrzeżeniem, że samodzielne kształcenie też może odgrywać niebagatelną rolę w edukacji.
Zmiany w kanonie lektur szkolnych
Co Pani myśli o zmianach w kanonie lektur obowiązkowych?
To jest temat-rzeka. W przypadku matury od 2025 r. miały obowiązywać 53 lektury (+ "Lament świętokrzyski" i inne utwory poetyckie), obecnie jest ich 28 (+ "Lament świętokrzyski"). Do 2024 r. matura była przeprowadzana na podstawie skróconych wymagań egzaminacyjnych, a nie podstawy programowej – czyli od tego roku miało być dużo trudniej, za to po zmianie jest mniej lektur niż planowano na 2025 i mniej niż było w latach 2023-2024. Skrócenie wymagań na pewno jest dobrym krokiem, ponieważ plan był zbyt ambitny, przez co nauka w liceum (4 lata na opanowanie materiału) lub technikum (5 lat) była maratonem, na którym trzeba było cały czas biec sprintem. Takie omawianie kilkunastu lektur było przeciwskuteczne – człowiek nie jest w stanie cały czas czytać lektur szkolnych, bo nie miałby czasu na naukę innych przedmiotów, odpoczynek i realizowanie swoich pasji.
Są lektury, za którymi uczniowie nie będą tęsknić (np. za "Pamiętnikami" Jana Chryzostoma Paska), ale są też takie wybory, które mnie dziwią. Jest nim chociażby ograniczenie "Pana Tadeusza" w szkole podstawowej do kilku ksiąg. To ma niebagatelne znaczenie, bo w szkole średniej "Pan Tadeusz" od długiego czasu nie jest lekturą (nie ma go w podstawie programowej), przez co tak naprawdę znajomość utworu będzie naprawdę znikoma (pamiętajmy, że uczniowie w szkole podstawowej dużo mniej rozumieją niż uczniowie szkół średnich). Szkoda mi też "Kordiana", który został przeniesiony w szkole średniej z podstawy na rozszerzenie.
Czy zmiana jest pozytywna albo negatywna? Trudno to uznać za rewolucję; rewolucją byłoby dodanie tekstów, które byłyby ciekawe dla uczniów. Ciekawym pomysłem było dołożenie "Katedry" Jacka Dukaja, czyli opowiadania science-fiction, ale jednocześnie był to niezwykle trudny tekst i zapewne z tego powodu "Katedrę" wykreślono z podstawy programowej, bo się nie sprawdziła w praktyce.
Egzamin maturalny z języka polskiego
Jakie zmiany wprowadziłaby Pani w egzaminie maturalnym z języka polskiego?
Poważnym problemem polskiej szkoły jest to, że wszelkie zmiany są wprowadzane na zasadzie czyjejś decyzji (czy to konkretnego polityka, czy określonej partii). Przede wszystkim potrzebujemy wielkiej burzy mózgów, aby określić, jakie umiejętności powinna sprawdzać matura. W takich dyskusjach powinni brać udział uczniowie, nauczyciele i rodzice, politycy ze wszystkich frakcji, a także przedstawiciele uczelni (w końcu matura stanowi bilet wstępu na studia) oraz pracodawcy. Mój pojedynczy głos nie jest szczególnie istotny; jeżeli zmiana miałaby być przemyślana, to powinna uwzględniać perspektywę innych stron.
Gdybym jednak miała powiedzieć, co bym zmieniła w obrębie aktualnej nowej formuły matury, na pewno byłoby to odejście od formalności związanych z ocenianiem wypracowania. Aktualnie informacje dotyczące zasad oceniania są niezwykle rozbudowane formalnie, a jednocześnie panuje w nich chaos. W Informatorze (a więc: w dokumencie dotyczącym zasad oceniania) nie ma wielu informacji, na przykład tego, kiedy można uznać, że lektura jest omówiona w pełni funkcjonalnie – te niuanse pojawiają się dopiero w "Zasadach oceniania rozwiązań zadań" publikowanych po przeprowadzeniu matury. Ponadto wiele innych informacji jest ukrytych w materiałach dodatkowych – i w efekcie uczeń czy nauczyciel musi przeczytać kilkadziesiąt stron dokumentów, aby wiedzieć, za co będzie oceniany i w jaki sposób. Do tego dochodzą elementy, które nie są w żaden sposób skodyfikowane (np. typy błędów językowych), przez co prace nie są oceniane w równy sposób: dla jednego egzaminatora coś będzie błędem, dla drugiego już nie.
Musimy więc się zdecydować, w którym kierunku zmierzamy: czy dajemy wolną rękę, czy chcemy wszystko spisać i umieścić w tabelce.
Na poziomie matury na pewno pozostawiłabym test historycznoliteracki, ponieważ jest to dobra forma sprawdzenia wiedzy, być może zmodyfikowałabym test "Język polski w użyciu", który niestety jest dość zawiły (podobnie jak jedno ze sztandarowych zadań z tego testu – czyli notatka syntetyzująca).
Na poziomie wypracowania zmieniłabym formułę tematów. Te, które są obecnie, niestety nie są zbyt życiowe (dla młodzieży są po prostu nudne) i w dodatku opierają się na błędnym rozumieniu pojęcia argumentu. Zgodnie z zasadami logiki argument to przesłanki i wniosek, które popierają jakieś stanowisko. Tematy są jednak skonstruowane w taki sposób, że czasami wymyślenie quasi-argumentów to wyższa szkoła jazdy. Jak bowiem postawić tezę, a później dobrać argumenty do tematu "Bunt i jego konsekwencje dla człowieka" w taki sposób, aby omówić zarówno bunt, jak i konsekwencje? Według CKE (dodajmy, że nową formułę matury wprowadzał były już Dyrektor, Marcin Smolik), argument ma pokazywać jakieś oblicze omawianego zagadnienia. To niestety sprawia, że po prostu egzamin jest nielogiczny. Jeśli już, to postulowałabym powrót do rozprawkowej formy tematów (takiej, jaka obowiązywała na maturze w formule 2015). Tam był postawiony problem i należało podać swoje stanowisko i je uzasadnić, a nie szyć tekst, który jest tak naprawdę o niczym.
Chciałabym więc, aby tematy wypracowań były wyzwaniem, ale nie wyzwaniem intelektualnym na zasadzie: matko, co tu napisać, żeby było okej, tylko aby to były problemy do rozwiązania. Dzięki temu moglibyśmy lepiej poznać perspektywę młodych – a ci mieliby możliwość wyrażenia swojej opinii.
Odeszłabym też od restrykcyjnych zasad oceniania spójności w wypracowaniu. Owszem, matura to poważny egzamin, ale maturzyści nie muszą być od razu mistrzami pióra. Tego się jednak od nich wymaga. Zgodnie z zasadami oceniania każdy akapit musi łączyć się z poprzednim i wprost z niego wynikać (i podobnie, na poziomie akapitu, każde zdanie musi wynikać z poprzedniego). Tutaj już mamy do czynienia z przesadą; oczywiście często w tym względzie egzaminatorzy mają rację, ale sam ten wymóg jest po prostu absurdalny. Napisanie perfekcyjnego tekstu – w dodatku ręcznie, a nie na komputerze, co utrudnia edycję – to nie jest zadanie, z którym poradzi sobie każdy maturzysta (w dodatku: piszący w stresie i pod presją czasu).
Zauważmy, że nawet na studiach nikt nie ocenia aż tak rygorystycznie spójności tekstu. Ostatecznie tekst powinien być po prostu zrozumiały, a to, czy można było napisać lepiej jakieś zdanie, nie ma większego znaczenia.
Kolejna sprawa: konteksty. W tym aspekcie niestety cały system edukacji poniósł spektakularną klęskę, co tylko pokazuje, że matura w formule 2023 była projektowana na papierze i nie została skonfrontowana z rzeczywistością w warunkach testowych. Uczniowie nie rozumieją funkcji kontekstu. Sama się im nie dziwię, ponieważ definicja kontekstu w dokumentach CKE jest efemeryczna, lapidarna, a jednocześnie zawiła (co jest osiągnięciem samym w sobie). Jeżeli twórcy egzaminu nie umieli wytłumaczyć, czego oczekiwali, to nie możemy mieć pretensji, że maturzyści tego nie rozumieją. Ponadto nie sądzę, że taka forma weryfikacji wiedzy jest konieczna (dostrzeganie kontekstów kulturowych jest ważne, ale nie musi się odbywać w takiej formie). Odbyłam w tym temacie bardzo ciekawą rozmowę z mamą pewnego ucznia, którego nauczycielka ostro wymagała, aby uczeń UMIAŁ stosować konteksty (pominę już kwestię tego, że uczeń powinien móc się tego nauczyć, a nie już umieć coś, ucząc się na własną rękę). Wyjaśniłam, że z pragmatycznego punktu widzenia konteksty nie mają większej wartości. Można za nie uzyskać maksymalnie 3 punkty (o ile zostaną spełnione inne warunki, np. erudycyjność, pogłębiona, bogata argumentacja). Znacznie ważniejsze jest funkcjonalne omówienie utworu w kontekście argumentu (to od tego zależy, czy praca wpadnie w widełki 1-4 pkt, 5-8 pkt, 9-12 pkt czy 13-16 pkt) i to na to należy położyć nacisk, zwłaszcza jeśli mamy do czynienia z uczniem, który nie celuje w 100%, a jedynie chce zdać maturę. Z tym niestety mamy problem.