Każdy z zalanych obiektów oferujących żywność, zanim ponownie rozpocznie działalność, musi zostać zaakceptowany przez inspektora. Jeśli zajdzie taka konieczność, inspektor wyda też decyzje nakazujące utylizację zniszczonego przez powódź towaru.

– Każdy produkt spożywczy, który miał kontakt z wodą powodziową, należy poddać tej procedurze. Co więcej, dotyczy to również szczelnie zapakowanych towarów oraz tych, które nie zostały fizycznie zalane, ale mogły zostać narażone na zawilgocenie – tłumaczy Marek Waszczewski, rzecznik prasowy GIS i dodaje, że jak dotąd skontrolowano 702 obiekty, z czego do działalności dopuszczono 532.

– Wydano tylko trzy decyzje o utylizacji żywności, co oznacza, że właściciele placówek w wielu przypadkach zdecydowali się na nią wcześniej – mówi Marek Waszczewski.

Mniej zleceń po powodzi

Firmy, które się w niej specjalizują, przyznają, że od czasu powodzi mają zdecydowanie więcej zleceń. – Zgłaszają się do nas z prośbą o utylizacje zarówno nasi stali klienci, jak i zupełnie nowi przedsiębiorcy. Zleceń przybyło, przez co musieliśmy ograniczyć w pewnym stopniu wykonywanie pozostałych usług – wyjaśnia Rafał Derda z Eco Solution.

O większym popycie mówi też Karolina Ławniczak. Wylicza, że z placówek z zalanych terenów trafia od 300 kg towaru do nawet powyżej tony.

– Są to jednak nie tylko towary, które znalazły się pod wielką wodą. To także produkty, które były przechowywane w chłodniach i mroźniach, a na skutek awarii prądu straciły swoją przydatność do spożycia – tłumaczy Karolina Ławniczak.

Cena utylizacji może być wyższa

Z rozmów z ekspertami z branży recyklingowej wynika, że większe zapotrzebowanie na utylizację ma przełożenie na ceny. Właściciele sklepów i restauracji chcą jak najszybciej wznowić działalność, dlatego oczekują szybkiego przyjazdu po zniszczony towar. To – jak mówią przedstawiciele firm recyklingowych – wymaga uruchomienia dodatkowych transportów, zmiany dotychczasowej trasy odbioru towarów, co odbija się na kosztach usługi. Szczególnie że, jak zauważają, zalane towary często wymagają również większej pracy ludzkiej, bo nie zawsze mogą je posegregować maszyny. Dotyczy to np. mąki czy makaronu pakowanych w zbiorcze opakowania. Po zalaniu zamieniają się w jedną masę. To sprawia, że cena utylizacji może być wyższa o 100 zł za tonę. Zwykle wynosi średnio od 600 do 800 zł za tonę.

– Patrząc na asortyment, który odbieram od zalanych sklepów, mam podejrzenie, że nie wszystkie produkty trafiają do utylizacji. Nie wiem, co potem się z nimi dzieje, czy są przewidziane do użytku własnego, czy z powrotem mają trafić na półkę w sklepie – mówi przedstawiciel jednej z firm recyklingowych.

Sanepid we Wrocławiu przestrzega przed nieutylizowaniem zalanych towarów. Jak tłumaczy rzecznik stacji, wystawienie takiego towaru ponownie do sprzedaży jest przestępstwem fałszowania żywności. Grozi za to kara w wysokości do 10 proc. obrotu za rok poprzedni.

W GIS zostało też wydane zalecenie, by inspektorzy stacji ościennych do terenów zalanych mieli baczenie na to, czy do obrotu w ich regionie nie są kierowane produkty z miejsc powodziowych. – Trzeba pamiętać, że towary te zagrażają bezpieczeństwu konsumentów. Dlatego tak ważne jest, by nie trafiały do obrotu – zauważa Marek Waszczewski.

Poza tym inspektorzy będą sprawdzać, jak została wykonana utylizacja przez sklepy i restauracje.

– Będą porównywać stan magazynowy sprzed i po powodzi. Jeśli okaże się wysoki, zostanie zbadana legalność zakupu produktów u producenta lub hurtowni. Każdy przypadek będzie oceniany indywidualnie – mówi rzecznik WSSE we Wrocławiu, dodając, że w sytuacjach, w których właściciele powołają się na to, że część towaru udało im się uchronić przed zalaniem przez jego przeniesienie w bezpieczne miejsce, inspektorzy będą sprawdzać te miejsca.

– Może się bowiem okazać, że nie były one odpowiednie do składowania żywności przez to, że jest w nich zbyt gorąco albo wilgotno, w związku z czym nie zostały zachowane wymogi do przechowywania. Przykład stanowi majonez, który nie może stać w nasłonecznionym miejscu. A to też jest powód do utylizacji – zaznacza. Inspektorzy będą też oglądać taki towar. Sprawdzać, w jakim stanie są opakowanie, etykiety.

Ogromne straty po powodzi

Przedstawiciele sieci sklepów przyznają, że straty z powodu powodzi są ogromne. W przypadku PSH Lewiatan ucierpiało w sumie 30 sklepów, które są prowadzone przez franczyzobiorców.

– W tych bardzo zalanych straty na towarze sięgają setek tysięcy złotych. A to towar, który nie dość, że wymaga rozliczenia się z dostawcą, to jeszcze trzeba go zutylizować. Dlatego negocjujemy dłuższe terminy płatności, pomagamy w utylizacji, tak by przedsiębiorcy mogli wrócić jak najszybciej do działalności – wyjaśnia Adam Imielski z PSH Lewiatan.

Żabka przyznaje, że dwie jej placówki w Lądku-Zdroju i Kłodzku uległy całkowitemu zniszczeniu, a kilkanaście wymaga remontu. Netto mówi o jednym całkowicie zniszczonym markecie, Biedronka wciąż nie otworzyła z powodu zalania kilkunastu marketów, a w Eurocash ucierpiało w sumie kilkadziesiąt placówek. ©℗