W 2023 r. administracja publiczna zakontraktowała prawie 280 mld zł. Choć zamówień jest coraz więcej, to firmy wciąż nie są chętne, by się o nie ubiegać.

Z projektu sprawozdania prezesa Urzędu Zamówień Publicznych za 2023 r., do którego dotarł DGP, wynika, że w kolejnym roku wzrosła wartość tego rynku. W 2022 r. osiągnęła ona prawie 275 mld zł, w ubiegłym roku wzrosła już do prawie 280 mld zł. „Rekordowa była także liczba udzielonych zamówień. Około 157 tys. zamówień, a tym samym wzrost w stosunku do poprzedniego roku o ok. 10 proc., to przejaw dużej aktywności zamawiających i dowód na to, że obowiązujące od 2021 r. przepisy nie stanowią przeszkody do sprawnego i skutecznego wyłaniania wykonawców” – napisał w projekcie sprawozdania były już prezes UZP Hubert Nowak (w minionym tygodniu na to stanowisko powołano Agnieszkę Olszewską).

Z jednej strony przy ubiegłorocznej inflacji wzrost wartości rynku nie powinien dziwić. Z drugiej jednak eksperci niekoniecznie się go spodziewali.

− Nie było jeszcze pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, nie uruchomiono także programów z funduszy strukturalnych, co oznacza, że chodzi głównie o zamówienia finansowane z budżetów państwa i samorządów. Dlatego wzrost może stanowić pewne zaskoczenie – zauważa dr hab. Włodzimierz Dzierżanowski, wykładowca Uczelni Łazarskiego i radca prawny Grupy Doradczej Sienna. – Pewnym wytłumaczeniem może być to, że był to rok wyborczy, a zazwyczaj przed wyborami władza zwiększa publiczne wydatki – dodaje ekspert.

Firmy nie są zainteresowane

O ile wzrost wartości rynku może cieszyć, o tyle wciąż daleka od zadowalającego jest jego konkurencyjność. Mówiąc wprost – firmy nie chcą startować w polskich przetargach. W tych poniżej progów unijnych średnia liczba ofert nieznacznie wzrosła (do 2,6 na jedno postępowanie, patrz: grafika), ale to nadal niewiele. Prawie 40 proc. postępowań skończyło się złożeniem tylko jednej oferty. Co więcej, w co piątym postępowaniu − 21 proc. przetargów − odrzucano oferty (średnio 1,64 oferty). W większości z nich nie można więc mówić o jakiejkolwiek rywalizacji.

− To zaś oczywiście odbija się na cenach, które mogłyby być niższe, gdyby większa grupa przedsiębiorców chciała walczyć o zamówienia – mówi Artur Wawryło, prawnik prowadzący Kancelarię Zamówień Publicznych. − Główną przyczyną jest nadmierny formalizm. Z jednej strony mamy firmy, które od lat specjalizują się w zamówieniach publicznych i doskonale znają procedury i wszystkie kruczki. Z drugiej przedsiębiorców, którym z powodu braku doświadczenia trudno zaistnieć na tym rynku. Co gorsza, są oni pozostawieni w zasadzie samym sobie – zaznacza ekspert.

Powody nikłego zainteresowania wykonawców od lat są takie same – wyśrubowane warunki podmiotowe, którym trudno sprostać, jeśli wcześniej nie realizowało się zamówień publicznych, bardzo drobiazgowe wymogi dotyczące przedmiotu zamówienia oraz formalizm. − Nie dalej niż tydzień temu spotkałem się z sytuacją, gdy zamawiający zastanawiał się nad odrzuceniem oferty, gdyż przygotowano ją w innej formie niż dostarczony wraz ze specyfikacją wzór PDF – ubolewa Artur Wawryło.

Zdaniem ekspertów dodatkową barierą dla przedsiębiorców, która nabrała szczególnego znaczenia w czasie inflacji, jest niechęć zamawiających do waloryzacji umów. − Jest to widoczne w branży usług, zwłaszcza niskomarżowych, takich jak sprzątanie, ochrona czy catering. Niestety wielu zamawiających nie godzi się na podwyżki albo przeciąga negocjacje z nimi związane, co jest destrukcyjne dla firm realizujących te zamówienia. Ostatecznie zaś odbija się na sposobie świadczenia i jakości samych usług – uważa Grzegorz Lang, dyrektor ds. prawnych z Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Procedury nie są przewlekłe

Przy zamówieniach publicznych poniżej progów unijnych wzrósł odsetek postępowań, w których przewidziano możliwość negocjacji. „Cieszyć może coraz częściej dostrzegany potencjał w wariantach trybu podstawowego uwzględniających negocjacje dla zamówień o wartości mniejszej niż progi unijne. W 2023 r. 12,7 proc. zamówień o łącznej wartości ponad 17 proc. udzielonych zostało przy zastosowaniu trybu podstawowego z możliwością lub obligatoryjnością negocjacji” – z zadowoleniem odnotował Hubert Nowak.

Tryby, o których mówi, są dlatego specyficzne, że wykonawcy nie kończą na raz złożonej ofercie, tylko w dalszych negocjacjach mogą proponować korzystniejsze warunki, w tym niższą cenę. – Tym prawdopodobnie należy tłumaczyć największą konkurencyjność właśnie tych postępowań. Są one bowiem najbardziej zbliżone do procedur komercyjnych, do których przyzwyczajeni są przedsiębiorcy, i oznaczają większą elastyczność w składanych propozycjach – ocenia dr hab. Włodzimierz Dzierżanowski. W tym trybie składano średnio 2,71 oferty na postępowanie.

Ciekawie wygląda statystyka czasu trwania przetargów. Od lat urzędnicy narzekają na przeciągające się w nieskończoność procedury. Tymczasem dane UZP wskazują, że średni czas postępowania poniżej progów unijnych to 40 dni (tak samo było w 2022 r.), a powyżej progów unijnych – 90 dni (o dwa dni krócej niż w 2022 r.).

– To nie jest dużo, zważywszy na to, że mówimy o często bardzo skomplikowanych zamówieniach, przy których nierzadko sztab ludzi ściga się z czasem, żeby zdążyć przygotować ofertę. Powiem wręcz, że wyznaczanie najkrótszych dopuszczalnych prawem terminów na składanie ofert może być jednym z powodów niskiej konkurencyjności – przekonuje Włodzimierz Dzierżanowski.

Jego tezę potwierdzają szczegółowe dane UZP. W przypadku zamówień powyżej progów unijnych najwięcej ofert jest składanych w trybie przetargu ograniczonego. To paradoks, gdyż siłą rzeczy mamy tu do czynienia z procedurą mniej konkurencyjną niż przetarg nieograniczony. Jednocześnie jednak na pierwszym etapie wykonawcy muszą jedynie złożyć wnioski o dopuszczenie do udziału w postępowaniu, a na przygotowanie właściwych ofert mają więcej czasu.©℗

ikona lupy />
Jak wyglądał rynek zamówień publicznych w 2023 r. / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe