Na barykady – tak można podsumować to, co się dzieje w polskiej polityce na nieco ponad dwa tygodnie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego.

Do ostrego języka Prawa i Sprawiedliwości przywykliśmy, ale tym razem Koalicja Obywatelska, na czele z Donaldem Tuskiem, próbuje dorównać swojemu przeciwnikowi. Po co? Po to, aby kampanię skierować na stare, znajome tory plemiennej wojny pomiędzy dwoma największymi obozami politycznymi, co automatycznie spycha do narożnika mniejsze partie.

Donald Tusk, który w ostatnich dwóch kampaniach – zarówno parlamentarnej, jak i samorządowej – unikał agresywnych wypowiedzi, a co najwyżej mówił o potrzebie rozliczenia rządów PiS, ale bez zacietrzewienia, tym razem przeszedł do frontalnego ataku. Kulminację mieliśmy podczas sejmowej debaty nad odwołaniem minister Pauliny Hennig-Kloski, kiedy obecny premier przywołał słowa sprzed ponad 30 lat, które padły pod adresem posłów ówczesnej lewicy w czasie debaty nad potępieniem wprowadzenia stanu wojennego. Tusk grzmiał, że wtedy, „z tej mównicy weteran polskiej polityki” Leszek Moczulski rozczytał akronim PZPR jako „Płatni zdrajcy pachołki Rosji”. Zaznaczył, że nazwa Partia Zjednoczonej Prawicy może być dokładnie tak samo odczytana. – Gdyby dzisiaj był tutaj pan Moczulski, toby patrzył w tę stronę i mówił: „Płatni zdrajcy pachołki Rosji” – zwracał się do posłów PiS.

Robił to nieprzypadkowo, bo wpisuje się to w kontekst bezpieczeństwa Polski, które jest jednym z najważniejszych tematów europejskiej kampanii. PiS w tej dziedzinie ma opinię „twardzieli”, PO jest postrzegana jako ta łagodniejsza, co ułatwia głównej partii opozycyjnej ataki na największą partię koalicji rządzącej. Dlatego szef rządu wchodzi na boisko przeciwnika i próbuje grać podobnie. – Szef nie chce popełnić błędu sprzed lat, kiedy pozwoliliśmy PiS zawłaszczyć patriotyzm. Zlekceważyliśmy ten temat i nigdy się z tego nie wygrzebaliśmy – mówi DGP jeden z polityków PO.

Tym samym celom ma służyć niedawny spot wyborczy KO na temat wpływów rosyjskich w Polsce. Tu z kolei przywołano słowa byłego szefa Służby Kontrwywiadu Wojskiego, gen. Piotra Pytla: „Rosja już tu jest. Jej największym sukcesem w Polsce jest PiS”.

Czy takie bojowe nastawienie formacji rządzącej przyniesie oczekiwane efekty? Sondaże nie są łaskawe. Badanie IBRiS dla „Rzeczpospolitej” pokazało, że opinię szefa rządu i porównanie PiS z PZPR podziela 29,8 proc. ankietowanych, a 60 proc. się z nimi nie zgadza. – Ale tu chodzi o mobilizację naszego twardego elektoratu, bo wszystko wskazuje na to, że frekwencja będzie niska – mówi nam inny polityk KO, dodając, że ten bój rozegra się pomiędzy tymi najwierniejszymi z wiernych obu największych ugrupowań.

Platforma liczy oczywiście na swoją naturalną przewagę w dużych miastach. W tym kontekście pojawiają się pytania o zarządzenie prezydenta Warszawy, które ma zakazać eksponowania symboli religijnych w stołecznych urzędach. Z takiej okazji nie mógł nie skorzystać prezes PiS, który oprócz tego, że zarzucił Rafałowi Trzaskowskiemu rozpętanie wojny religijnej, przy okazji zaatakował całą liberalną UE. – Ta opcja europejska jest właśnie taka – zniszczyć religię (...). Chcą to zniszczyć, chcą z ludzi zrobić zwierzęta – mówił prezes Kaczyński na spotkaniu wyborczym w Dąbrowie Białostockiej.

Na wystąpienie głównego oponenta politycznego natychmiast zareagował Donald Tusk. – „«Opcja europejska chce zniszczyć religię i zrobić z ludzi zwierzęta! Wolność na Zachodzie się cofa». Putin? Nie, to Jarosław Kaczyński wczoraj do swoich wyborców na Podlasiu” – skomentował szef rządu na portalu X. Jeszcze dalej na tej samej platformie poszedł szef MSZ Radosław Sikorski. – Uprzejmie informuję prezesa Kaczyńskiego, że jest ssakiem z rzędu naczelnych, czyli gadającą małpą. Tego nawet Czarnek z Nowak nie zdążyli usunąć z programu nauczania w polskich szkołach – napisał minister.

To „krzyżowe” kampanijne zamieszanie nie budzi jednak w sztabie KO większego niepokoju, bo wpisuje się w zaostrzenie kampanii. Inaczej jest w przypadku sędziów i słynnej już poprawki do ustawy o KRS. Ta sprawa w kancelarii premiera wywołała spore emocje. – Po co Bodnar (minister sprawiedliwości – red.) to zrobił przed wyborami, na końcówce tego kampanijnego maratonu? Przecież to uderza w nasz twardy elektorat – komentuje zdenerwowany senator. Przyznaje jednocześnie, że głosował za budzącą kontrowersje poprawką, ale był przekonany, że została uzgodniona zarówno ze środowiskiem sędziowskim, jak i z Pałacem Prezydenckim.

Tymczasem nie została do końca uzgodniona z nikim. Przypomnijmy, że w parlamencie trwają prace nad nowelizacją ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa. Spór budzi senacka poprawka dotycząca neosędziów, nazywanych też „neonami”, pozwalająca im na kandydowanie i głosowanie w wyborach do tego ciała. To budzi gigantyczny opór zarówno środowiska sędziowskiego, jak i tych, którzy latami protestowali na ulicach w obronie sądów, a dziś domagają się twardych rozliczeń i usunięcia wszystkich neonów, nominowanych za poprzedniej władzy. – W tej sprawie nasz twardy elektorat jest bardzo radykalny i zaczyna być na nas obrażony – mówi poseł PO. Rzeczywiście sondaże przedwyborcze nie wydają się łaskawe, a Donald Tusk bardzo potrzebuje tego, by móc ogłosić, że w końcu odniósł ewidentne, niepodważalne zwycięstwo nad PiS, i by Jarosław Kaczyński nie mógł wyjść na scenę i zakomunikować, że jego partia po raz kolejny z rzędu wygrała batalię wyborczą.

Badania z ostatniego tygodnia w najlepszym wypadku pokazują niewielką przewagę KO nad PiS, choć częściej prognozują jednak możliwy sukces partii Jarosława Kaczyńskiego. Ostateczne wyniki eurowyborów w dużej mierze będą jednak zależeć od frekwencji, a ta zapowiada się słabo, bo między 45 a 50 proc. ©℗