Koalicję Obywatelską, Trzecią Drogę i Lewicę czekają niełatwe rozmowy o większości w sejmikach i obsadzie zarządów województw. Sytuację komplikuje spór między Lewicą a Trzecią Drogą.
Formacje współtworzące Koalicję 15 października mają szansę rządzić w 11 z 16 województw. W pozostałych większość zdobyło Prawo i Sprawiedliwość, a na Podlasiu PiS musi przekonać jedynego radnego z Konfederacji. W grze jest obsada nie tylko prezydiów w sejmikach, lecz także stanowisk marszałków województw i ich zastępców, a w dalszej kolejności instytucji i spółek samorządowych.
Koalicja Obywatelska samodzielną większość ma tylko na Pomorzu. W dziewięciu województwach (dolnośląskie, kujawsko-pomorskie, lubuskie, mazowieckie, opolskie, śląskie, warmińsko-mazurskie, wielkopolskie i zachodniopomorskie) potrzebuje współpracy z Trzecią Drogą, a w Łódzkiem także z Lewicą. Niewykluczone, że szersza koalicja, także z reprezentantami Lewicy, powstanie w sumie w sześciu województwach, gdzie ta formacja zdołała wprowadzić swoich radnych. Z naszych informacji wynika, że takie były ustalenia przed wyborami samorządowymi. – Rozmowy w tej sprawie jeszcze przed nami. Dopiero poznaliśmy wyniki wyborów – zastrzegał wczoraj w rozmowie z DGP jeden z czołowych polityków Lewicy.
Jedenaście regionów, w tym tylko dwa odbite z rąk PiS (woj. łódzkie i dolnośląskie), to wynik znacznie poniżej oczekiwań. Przed wyborami przedstawiciele obozu rządowego snuli nawet plany przejęcia Podkarpacia, bastionu prawicy. – Myślę, że po kwietniowych wyborach mamy szansę rządzić we wszystkich sejmikach – mówił w styczniu PAP Mariusz Witczak z KO. Jeszcze w niedzielę po ogłoszeniu sondażowych wyników exit poll minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński wyrażał nadzieję, że KO przejmie władzę także w Małopolsce. Tam jednak PiS utrzymał samodzielną większość w sejmiku, podobnie jak na Podkarpaciu, Lubelszczyźnie i w Świętokrzyskiem.
Na Podlasiu o większości może zdecydować jeden radny Konfederacji
Negocjacji w sprawie nowego rozdania w regionach nie ułatwią napięcia w koalicji, do których dochodziło zarówno przed wyborami, jak i w ostatnich dniach. Wczoraj na posiedzeniu rządu omawiano projekt ustawy o babciowym. Ze strony Polski 2050 wyrażano zastrzeżenia, że projekt pojawił się dopiero w przeddzień posiedzenia, a na stronie Rządowego Centrum Legislacyjnego odpowiednią zakładkę utworzono raptem wczoraj rano. Jak zwrócił uwagę jeden z polityków Polski 2050, koalicja sama mówiła wcześniej o zmianie stylu prac rządu w porównaniu z PiS. Była nawet mowa, że prace mogą zostać przystopowane, żeby można było na spokojnie przeanalizować projekt. Ostatecznie jednak rząd go przyjął. A ta sprawa to tylko jeden z wewnątrzkoalicyjnych zgrzytów. Kolejny to aborcja. Jutro ma ruszyć procedowanie projektów liberalizujących obecne prawo zgłoszonych przez partie koalicyjne. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia nie chciał tego robić w trakcie kampanii samorządowej, przez co naraził się na krytykę Lewicy.
Okołoaborcyjne zamieszanie było jednym z istotnych wątków kampanii. – Gdyby posłanka Anna Maria Żukowska głupio nie atakowała Szymona Hołowni w sprawie aborcji, może wynik byłby lepszy – irytuje się jeden z posłów koalicji. Chodzi o wulgarny wpis szefowej klubu Lewicy, która zniecierpliwiona zwłoką w procedowaniu projektów ustaw związanych z aborcją i apelami marszałka o spokój w tej sprawie, poradziła mu na portalu X, by „wypier… z tym spokojem”. Na najbliższym posiedzeniu ma się odbyć I czytanie i choć różnice w tej sprawie są spore, posłowie koalicji mają nie głosować za odrzuceniem projektów kolegów z koalicji. Premier Donald Tusk z kolei skrytykował wczoraj pomysł przeprowadzenia referendum w sprawie aborcji, co proponuje Trzecia Droga. Zwracał uwagę, że i tak, by wprowadzić wynik referendum w życie, potrzebne jest uchwalenie ustawy przez Sejm. – Namawiam liderów koalicji, by zastanowili się nad jednoznaczną liberalizacją ustawy, by oddali prawo do decydowania kobietom – mówił Tusk. To sprawa, która w najbliższych dniach może mocno rezonować. Zgrzyty mogą utrudnić osiągnięcie porozumienia w sejmikach.
Inne wyzwania stoją przed PiS i Konfederacją. PiS ma samodzielną większość w czterech sejmikach: w Kielcach, Krakowie, Lublinie i Rzeszowie. W każdym z nich, poza Małopolską, są także radni Konfederacji, choć w tych regionach nie potrzeba ich do rządzenia. Ale już w Białymstoku bez głosu Stanisława Derehajły z Konfederacji nie ma szans na utworzenie większości. A Derehajło ma powody, by nie kochać PiS. Politycy Konfederacji chcieliby – jak pisaliśmy wczoraj – rozmawiać o porozumieniu pakietowym, by mieć szanse na współrządzenie także w innych województwach poza Podlasiem. Nie wykluczają jednak, że zaczną się podchody, by przejąć Derehajłę. – Powstaje pytanie, czy to faktycznie my będziemy decydować. Może się okazać, że sami radni z PiS zostaną podkupieni przez koalicję, bo tam PiS jest bardzo podzielony – zastanawia się polityk Konfederacji.
Wczoraj Tusk deklarował wprawdzie, że będzie pilnował, by nie zaszła sytuacja przypominająca tę z ówczesnym radnym KO Wojciechem Kałużą w sejmiku śląskim, który dogadał się z PiS w 2018 r., dzięki czemu partia Jarosława Kaczyńskiego przejęła większość w Katowicach. – Nie wchodzi w grę żaden typ korupcji politycznej – mówił wczoraj lider KO, zastrzegając jednak, że dopuszcza transfery. Jak mówił, nie zna sytuacji w poszczególnych sejmikach, ale jeśli dojdzie do transferów, mają się odbyć przy zapalonym świetle, by nie było podejrzeń, że ktoś coś dostał lub zarobił w zamian za zmianę barw partyjnych.
Obie strony sceny politycznej zapowiadają pakietowe negocjacje w sprawie przejęcia władzy w sejmikach wojewódzkich. Koalicja Obywatelska i Trzecia Droga mają rozmawiać o porozumieniu z Lewicą także tam, gdzie jej radni nie są potrzebni do utworzenia większości. Z nieoficjalnych informacji wynika, że takie były jeszcze przedwyborcze ustalenia koalicjantów. Głos lewicowych radnych jest niezbędny KO i TD wyłącznie w Łodzi. W 10 innych sejmikach ich koalicyjni partnerzy poradzą sobie sami. Negocjacje mają się toczyć na szczeblu liderów w najbliższych dniach. Jednocześnie premier Donald Tusk zapewniał, że nie będzie prób podkupywania politycznej konkurencji.
Z kolei Prawo i Sprawiedliwość na Podlasiu potrzebuje do większości przymierza z Konfederacją. Ta ostatnia chciałaby się dogadać w sprawie koalicji także tam, gdzie PiS dysponuje samodzielną większością. W Białymstoku wszystko zależy jednak od nowo wybranego radnego Stanisława Derehajły, byłego polityka Porozumienia Jarosława Gowina. Derehajło przekonywał wczoraj, że żadnych rozmów nie prowadzi. – Po co? Za wcześnie jeszcze – powiedział DGP. Zapewnił przy tym, że nie zamierza wstępować do klubu radnych PiS. Ale w partii Jarosława Kaczyńskiego słyszymy, że rozmowy w tej sprawie są obiecujące. Politycy Konfederacji mówią nam zaś, że nie ma co się spodziewać finału rokowań przed czerwcowymi wyborami europejskimi.