- Ten wynik świadczy o tym, że poglądy konserwatywne są trwałe, ugruntowane na poziomie trzydziestu kilku procent, ale to nie wystarczy do tego, aby samodzielnie rządzić. Od dawna namawiam, aby nie kopać rowów, tylko budować porozumienia, zwłaszcza na poziomie lokalnym - mówi Jan Krzysztof Ardanowski, poseł Prawa i Sprawiedliwości.

Jak pan ocenia wyniki wyborów?
ikona lupy />
Jan K. Ardanowski poseł PiS / Materiały prasowe

Nie jestem zdziwiony. Odległość pomiędzy wyborami parlamentarnymi a samorządowymi jest niewielka, wyniki ogólnokrajowe dla PiS, choć trochę niższe, są podobne. Problemem PiS, mówię to ze smutkiem, jest to, że swoją strategią, działalnością polityczną doprowadził do tego, że nie ma zdolności koalicyjnych. Tak było w wyborach parlamentarnych i obawiam się, że tak będzie i teraz, jeśli chodzi o sejmiki wojewódzkie. Władze partii koalicji obecnie rządzącej będą bardzo pilnowały, aby ich działacze nie wchodzili w żadne konszachty z Prawem i Sprawiedliwością. Nawet, gdyby było to lokalnie uzasadnione.

Ale z czego to wynika? Ten brak możliwości koalicyjnych?

Przed jesiennymi wyborami władze PiS założyły, że nie tylko wygrają wybory, lecz także będą rządzić samodzielnie, w związku z czym trzeba iść na wojnę ze wszystkimi. Panowało przekonanie, że o nic i o nikogo nie trzeba zabiegać. Za tym poszło odwrócenie się plecami do wszystkich możliwych koalicjantów. Dziś ani Trzecia Droga, ani Konfederacja nie chcą słuchać o współpracy z PiS.

A tymczasem prezes PiS ogłosił dziewiąte zwycięstwo PiS. Jak to się ma do tego, o czym pan mówi?

Po ośmiu trudnych latach sprawowania władzy ten wynik nie jest najgorszy, ale w systemie demokratycznym wygrywa ten, który jest w stanie stworzyć większość parlamentarną i sprawować władzę wykonawczą. Trudno tutaj mówić o wygranej. Ten wynik świadczy o tym, że poglądy konserwatywne są trwałe, ugruntowane na poziomie trzydziestu kilku procent, ale to nie wystarczy do tego, aby samodzielnie rządzić. Od dawna namawiam, aby nie kopać rowów, tylko budować porozumienia, zwłaszcza na poziomie lokalnym. Poza tym nie wystarczy atakować aktualnie rządzących. Ja akurat spodziewam się szybkiej erozji tej władzy z powodu złożonych na wyrost obietnic. Nawet ci, którzy w październiku głosowali na Donalda Tuska, już dziś są rozczarowani nową władzą, tylko że ten spadek poparcia dla rządzących wcale nie przekłada się na wzrost notowań PiS. Znaczna część społeczeństwa, zwłaszcza na wsi, podkreśla, że nie ma na kogo głosować. O czym świadczy frekwencja. Połowa Polaków nie głosowała w tych wyborach.

Na razie nie widać szans na zakopanie rowów. Jak w takim razie widzi pan nadciągającą kampanię do Parlamentu Europejskiego?

Nie spodziewam się żadnych koncyliacyjnych ruchów z żadnej ze stron. Donald Tusk będzie chciał utrzymać w społeczeństwie przekonanie, że to on rządzi i nikt mu nie podskoczy, a Prawo i Sprawiedliwość będzie się starało stawiać na mocnych, a co za tym idzie, wyrazistych kandydatów, co zresztą jest naturalne. Jednak ja jako polityk, który jest postrzegany jako człowiek środka, namawiam do współpracy. Zwłaszcza w takich obszarach jak rolnictwo, gdzie nie da się politycznie zbyt wiele ugrać, a zgoda ponad podziałami pomogłaby uchronić rolników przed szaleństwami Unii Europejskiej. Obawiam się jednak, i znów mówię to ze smutkiem, że przed wyborami do Parlamentu Europejskiego raczej nie jest to możliwe. ©℗

Rozmawiała Agnieszka Burzyńska