Podwyższenie kwot, jakie partie będą mogły wydać na zbliżające się wybory, podzieliło polską scenę polityczną. Gdy jedni twierdzą, że podwyżka inflacyjna w zupełności wystarczy, by zdobyć mandat, inni chętniej widzieliby zmianę całego systemu finansowania wyborów.

Od czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego zmieni się ilość pieniędzy, jakie partie będą mogły wydać na finansowanie kampanii. Podwyżka, nad którą już pracuje Ministerstwo Finansów, nie będzie co prawda wielka i wyniesie 6,5 proc., jednak w skali kraju uzbiera się z tego ładnych kilka milionów złotych. Europarlamentarzyści, którzy już myślą o reelekcji, z uwagą obserwują proponowane zmiany. W ocenie Ryszarda Czarneckiego z PiS, limity nie są wielkie, ale poseł zdradza sposób, jak można sobie poradzić, aby nie zostać całkiem bez pieniędzy.

Większa kasa na wybory. Poseł zdradza pewien sposób

- Ratunkiem jest, a mówię to jako praktyk, człowiek który angażuje się w każdej kampanii, że ci, którym najbardziej zależy na kampanii i walczą aby wejść, że tak powiem, gryzą trawę, to oni uzgadniają przekazywanie limitów przez kolegów z listy, którzy z różnych powodów kandydują, ale wiedzą, że nie mają szans, albo środków finansowych. I te limity konsumują ci politycy, którym bardziej zależy. I to jest legalny sposób – mówi europoseł Czarnecki.

I choć sam od lat bierze udział w różnych kampaniach wyborczych oraz stosuje się do prawnych obwarowań, chciałby, aby system finansowania wyborów w Polsce uległ pewnej zmianie. Ma nawet swój własny pomysł.

- Takie obecne finansowanie budzi pewne emocje, ale byłoby zupełnie inaczej, gdyby w Polsce przyjęto, jak w wielu innych krajach, listę krajową. Bo wtedy to by partie zarządzały i nie budziłoby to takich emocji, kiedy to poszczególni kandydaci muszą zabiegać, aby zdobyć środki – wyjawia Ryszard Czarnecki.

Wybory tylko dla pracowitych?

Zupełnie inną receptę na wyborcze zwycięstwo, bez konieczności zmian w systemie finansowania wyborów ma europoseł Tomasz Frankowski z Platformy Obywatelskiej.

- Wydaje mi się, że wydatki na kampanie są wystarczające dla osób, które rzetelnie pracują i dają się zapamiętać w świadomości wyborców, a nie raz na pięć lat wyskakują na bilbordach. Moje doświadczenie z kampanii w 2019 pokazuje, że wykorzystałem ten limit, który mi przysługiwał, zostałem wybrany, więc nie mam złych doświadczeń – mówi poseł Frankowski.

A czy w oczach polityka PiS, warto by było pomyśleć o jeszcze większym podwyższeniu kwot na najbliższe, czerwcowe wybory?

- Uważam, że europosłowie powinni w tej sprawie dosyć ostrożnie zabierać głos, ponieważ możliwości finansowe europosłów są jednak większe, niż posłów krajowych, więc takie mądrzenie się byłoby nieeleganckie - twierdzi Czarnecki.

Jak tłumaczy resort finansów, zmiana wysokości kwot jest niezbędna, a obowiązek corocznej analizy nakłada ustawa. Przy jej ustalaniu brany jest pod uwagę roczny wzrost wskaźnika cen towarów i usług konsumpcyjnych. Przy wyliczeniu pod uwagę brano zmianę, jaka zaszła od IV kwartału 2022 r. do IV kwartału 2023 r. i urzędnikom wyszło, iż w czasie tym ceny wzrosły o 6,5 proc., co w przeliczeniu na jednego wyborcą daje wzrost z 80 gr do 85 gr. W przypadku wyborów do Sejmu kwota, jaką partie będą mogły wydać na najbliższe wybory wynosi 1,17 zł na każdego wyborcę (wzrost z 1,10 zł), a do Senatu 26 groszy (wzrost z 24 gr.).