Pacjenci zapłacą średnio o 78 gr mniej za jedno opakowanie polskiego leku. Maksymalna obniżka ceny wyniesie 5 zł – tak wynika z analizy wykonanej na prośbę DGP. Nowy mechanizm, który ma docelowo wzmocnić krajowych producentów, rusza od kwietnia.
Przekierowanie preferencji na polskie produkty ma wzmocnić branżę farmaceutyczną. Mechanizm został zaproponowany w najnowszej liście refundacyjnej. Pacjenci zapłacą 10 proc. mniej za leki produkowane w Polsce i 15 proc. mniej za te, przy których produkcji wykorzystano substancję czynną (API ) wytwarzaną w naszym kraju.
Jednak obniżki wynikające z nowego mechanizmu są raczej skromne.
Jak wynika z analizy przeprowadzonej przez PEX PharmaSequence – którą poprosiliśmy o przeliczenie, jak nowy mechanizm wpłynie na rynek – w skali roku sprzedaje się 32,7 mln opakowań polskich leków, które zostałyby objęte obniżką. W przypadku niemal 80 proc. z nich, czyli 25,5 mln – pacjenci zapłacą mniej o ok. 1 zł. W przypadku 21 proc. leków, co przekłada się na niemal 7 mln opakowań, zniżka będzie wynosić do 3 zł. Tylko w przypadku 1 proc. leków, których sprzedaje się ok. 170 tys. sztuk rocznie, chory zapłaci do 5 zł mniej.
– Przy obecnych strukturze i wolumenie sprzedaży leków, które zostały objęte programem, regulator dopłaci pacjentom – głównie w wieku 19–64 lata – ok. 25 mln zł. To raczej minimum, bowiem sprzedaż leków rośnie i do rozpatrzenia zostało podobno 50 kolejnych wniosków – zauważa Jarosław Frąckowiak, prezes PEX. Dodaje, że to dobra wiadomość dla pacjentów i dla producentów, którzy zainwestowali w wytwarzanie farmaceutyków w naszym kraju. Przyznaje jednak, że skalę zachęt ograniczają programy darmowych leków: szczególnie dla seniorów w wieku 65+ i dzieci.
Sami producenci chwalą nowy mechanizm. – Doceniamy to, że nowa minister zdrowia Izabela Leszczyna zdecydowała o opublikowaniu listy refundacyjnej polskich leków z niższymi dopłatami pacjentów. Oznaczają one nie tylko mniejszy wydatek w aptece, lecz także pierwszy krok do zwiększania produkcji leków w Polsce, a więc gwarancji ich dostaw w sytuacjach kryzysowych – mówi Krzysztof Kopeć, prezes Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego.
Polski lek
Krajowe leki, które znalazły się na tej liście, będą na niej dłużej (przez pięć lat, a nie trzy). Nie będzie też obowiązkowych konsultacji z komisją ekonomiczną w sprawie ceny, jeżeli minister zdrowia zaakceptuje tę proponowaną przez firmę, to skróci się czas negocjacji.
Teraz dyskusja dotyczy tego, czym jest polski lek. Zachęty mają służyć rozwijaniu produkcji w Polsce, tak aby w razie kryzysów uniezależnić się od dostaw z innych krajów. Jednak czy preparat, do którego surowce są importowane, można uznać za „polski lek” i czy daje to szansę na niezależność i bezpieczeństwo? Firmy szacowały, że pod określeniem polski lek kryje się więcej produktów niż te, które ostatecznie trafiły na listę. Ich liczba to ok. 1,3, tys. W finalnym projekcie jest 329 produktów polskich i 24 z polskim API.
– Na pewno możemy mówić o rewolucji. Jednak do odrodzenia się przemysłu potrzeba stworzenia jeszcze listy leków i substancji, które mają być produkowane w Polsce spośród tych, które Komisja Europejska uznała za krytyczne dla utrzymania bezpieczeństwa lekowego. Istnieje więc konieczność wskazania priorytetów, przy jednoczesnym uruchomieniu pieniędzy z KPO na inwestycje – mówi Barbara Misiewicz-Jagielak, wiceprezeska Polskiego Związku Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego, dyrektorka ds. relacji zewnętrznych firmy Polpharma.
– Zwiększanie szans rynkowych producentów jako forma zachęt do inwestowania jest bardzo dobrym tropem, ale – w mojej opinii – nie zastąpi gospodarczych i regulacyjnych programów wsparcia lokalnej produkcji na eksport na cały świat. Bo w przypadku produkcji leków na większą skalę nie można się koncentrować wyłącznie na potrzebach krajowych – mówi Jarosław Frąckowiak. ©℗