- Jeśli zostanie zamknięta kopalnia i elektrownia, w regionie bezrobocie będzie dramatyczne - powiedział Marek Dołkowski, wiceprzewodniczący turowskiej Solidarności (NSZZ „Solidarność” KBW Turów).

Czy pracownicy Kopalni Turów obawiają się o swoje miejsca pracy po wyroku Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, który unieważnił koncesję na wydobycie węgla?

Oczywiście, że boimy się o miejsca pracy pracowników Kopalni Węgla Brunatnego Turów i wszystkich zależnych od kopalni i elektrowni miejsca pracy. Wyrok ten jest skandaliczny i haniebny, uderza w społeczeństwo i podważa praworządność. Nie zgadzamy się z tym, że ktoś na podstawie umowy polsko-czeskiej ma obiekcje co do tego, że w koncesji wydanej później przez Generalną Dyrekcję Ochrony Środowiska nie znalazły się zapisy o budowie wałów czy ekranów filtracyjnych.

Niektórzy mieli nadzieję, że wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego będzie korzystny dla Turowa. Wszystko na to wskazywało. Jednak przy okazji protestu rolników spodziewaliśmy się, że będzie on taki, jaki był. Pierwotnie miał on zostać wydany 6 marca, lecz wtedy odbywały się protesty rolników, w których brała udział również Solidarność. Wydanie takiego wyroku w czasie protestów groziłoby eskalacją konfliktu na ulicach w Warszawie. Od tamtej pory trwał czas niepewności. Nie zmienia to faktu, że wyrok ten nie liczy się z miejscami pracy i bezpieczeństwem energetycznym Polski. Pokazuje to podejście rządzących do nas – jakbyśmy byli niechciani. Nie słyszeliśmy, żeby minister aktywów państwowych, ani minister przemysłu odnieśli się w mediach do tego wyroku. Poprzednio, gdy w 2021 r. kopalni groziło zamknięcie, ówcześni rządzący zapewniali, że będą bronić Turowa. Teraz w tej sprawie jest cisza, jakbyśmy byli kulą u nogi.

Zapis w wyroku, że możemy pracować dalej, nas nie pociesza – polskie prawo mówi, że złoże trzeba wykorzystywać do końca. Gdyby to zastosować, moglibyśmy pracować nawet po 2044 r. Rozumiemy, że trzeba odejść od węgla, ale nie w taki sposób. W zeszłym roku wprowadzone zostały rozwiązania osłonowe z myślą o górnikach w Koninie, żeby mogli oni jak najszybciej z tego skorzystać, a wygląda na to, że to my skorzystamy z niej pierwsi.

Czy możemy spodziewać się protestów w związku po wyroku sądu?

W tej chwili trwa analiza i oczekiwanie na uzasadnienie wyroku. Nie wiemy co się znajdzie w uzasadnieniu – czy znajdzie się tam propozycja usunięcia uchybień w koncesji, czy tylko wskazanie, że przysługuje nam prawo do odwołania do wyższej instancji. Na pewno nie spodziewamy się większych protestów przed uzasadnieniem, a potem będziemy czekać na decyzję właściciela ws. odwołania się od wyroku. Musimy prowadzić rozmowy z właścicielem z ministerstwem, co oni o tym myślą, jeszcze przed uzasadnieniem. My ze strony związkowej jeszcze bardziej wzmożyliśmy czujność. Nie chciałbym, żeby doszło do sytuacji, w której ktoś podejmie decyzje bez zrozumienia analiz, i potem zobaczy co się stanie z naszym systemem energetycznym, kiedy zabraknie w nim prądu z Turowa. Bez tej elektrowni ceny prądu wzrosną, bo będziemy musieli więcej importować. Być może pokaże to kilkudniowy strajk.

Jak odniesiecie się do argumentów skarżących, że środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji pomogą rozwiązań problem braku miejsc pracy w Turowie po zamknięciu kopalni?

Tzw. worek turoszowski to specyficzny region – nie wiem, choć to oczywiście abstrakcja co by się stało po włączeniu tego kawałka Polski do Niemiec. Przypuszczam, że wówczas moglibyśmy bez problemu wydobywać węgiel dłużej niż do 2026r. może nawet do wyczerpania złoża. Niemcy na pewno mają powód do radości z powodu tego wyroku. Kilkanaście kilometrów od kopalni po stronie niemieckiej, w mieście Zittau, przez kilkadziesiąt były podziemne wyrobiska, a teraz zaskarżają kopalnię w Turowie, że pękają tam domy i ubywa im wody.

Jeśli zostanie zamknięta kopalnia i elektrownia, w regionie bezrobocie będzie dramatyczne. Mamy specjalną strefę ekonomiczną, ale uprawiane są tam warzywa. W Polsce w okolicy pracy nie ma, jest za to w Czechach i w Niemczech – np. przy składaniu butów, gdzie pracuje wielu mieszkańców Zgorzelca. Jeśli zatrzymamy wydobycie, tysiące ludzi straci pracę, a zostanie tylko garstka, którzy przez następne lata będą zabezpieczać wyrobisko, wykonywać prace odwodnieniowe, zabezpieczać bieg Nysy, która płynie nieopodal. Tak będzie wyglądać likwidacja.

Kiedy Waszym zdaniem powinno nastąpić odejście od węgla i na jakich warunkach?

Była ustalona data odejścia od węgla – na rok 2044. Węgla starczyłoby na o sporo dłużej. Nie dostaliśmy jednak pieniędzy na transformację bo jak uzasadniano to zbyt odległy termin. Niezależnie od tego, jak olbrzymią kwotę mielibyśmy dostać, żeby zastąpić miejsca pracy dla górników i pracowników elektrowni. Trzeba się zastanowić co chcemy i możemy konkretnie zrobić w ramach transformacji, ale to bardziej rola samorządów.

Czekaliśmy na utworzenie Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego – wówczas właścicielem kopalni i elektrowni Turów byłby Skarb Państwa, a Polska Grupa Energetyczna miałaby możliwość pozyskiwania kredytów na zielone inwestycje. Tak to powinno było wyglądać. Z biegiem lat moglibyśmy wydobywać coraz mniej węgla, zamykane byłyby najstarsze bloki w elektrowni, aż w 2044 r. wyłączony zostałby najnowszy blok. Przypomnę, że decyzja o budowie najnowszego bloku w Elektrowni Turów zapadła za czasów rządów Platformy Obywatelskiej. Ten blok kosztował 4,6 mld złotych. Jeśli zgodnie z wyrokiem sądu kopalnia przestanie wydobywać węgiel w 2026r, te pieniądze pójdą w błoto. To ma być gospodarność?