Rolnicy żądają uszczelnienia kontroli transportów z Litwy, które, ich zdaniem, z powrotem do Polski zwożą ukraińskie zboże. Apelują też do litewskiego rządu o nałożenie na nie embarga.

Jutro ma się rozpocząć siedmiodniowy protest polskich rolników na punkcie granicznym w Budzisku. Wbrew wcześniejszym doniesieniom, inaczej niż na granicy polsko-ukraińskiej, manifestujący nie zamierzają blokować ruchu samochodów. Jak poinformował DGP Karol Pieczyński, organizator strajku, rolnicy we współpracy z polskimi służbami będą jedynie wyrywkowo kontrolować transporty z Litwy.

– Blokować ruchu nie zamierzamy. Wraz z izbą celno-skarbową, inspekcją transportu drogowego oraz policją będziemy wybiórczo kontrolować te samochody wjeżdżające do Polski, które mogą przewozić z Litwy zboże. Cysterny spożywcze, chłodnie, tak jak pozostałe samochody osobowe i ciężarowe, będą przejeżdżać bez zatrzymywania – powiedział nam Pieczyński. Dodał, że podobne kontrole – dotyczące transportów wyjeżdżających z Polski – po swojej stronie granicy będą prowadzić służby litewskie.

Zdaniem polskich producentów rolnych pośrednicy wykorzystują terytorium Litwy do legalizowania zboża pochodzącego z Ukrainy. Wjeżdża ono do Polski zgodnie z dokumentacją jako tranzyt, a punktem końcowym ma być port w Kłajpedzie. Po wjechaniu na Litwę polskie służby przestają je śledzić systemem SENT, a towar wraca na polski rynek. SENT to teleinformatyczny System Elektronicznego Nadzoru Transportu wykorzystywany przez Krajową Administrację Skarbową do monitorowania drogowego i kolejowego przewozu tzw. towarów wrażliwych oraz obrotu paliwami opałowymi.

Polscy producenci ustalili, że istnieją trzy metody legalizowania ukraińskiego surowca. – Część zboża jest przeładowywana w magazynach na litewskie ciężarówki i ze zmienioną dokumentacją wraca do Polski. Część jest przez Litwinów przerabiana i trafia na nasz rynek już jako np. mąka. Dochodzą nas jednak sygnały, że niektóre ładunki nawet nie są zrzucane z naczep – kierowca robi pauzę w Kalwarii (litewskie miasto, 30 km od polskiej granicy – przyp. aut.) i po kilku godzinach z tym samym towarem wjeżdża do Polski – tłumaczy Pieczyński.

Pytany o dowody na taki proceder, wskazuje na posiadane posiadane przez przewoźników zdjęcia dokumentów i rozmowy z kierowcami transportów, którzy przyznawali się, że – świadomie lub nie – brali udział w tego typu działaniach.

Adresatem postulatów protestujących polskich rolników ma być rząd w Wilnie. – Apelujemy do Litwinów, aby wprowadzili podobny zakaz importu ukraińskiego zboża, jaki obowiązuje w Polsce. Wiemy jednak, że dla litewskich rolników największym problemem jest zboże rosyjskie, które zalewa ich rynek przez Łotwę – mówi Pieczyński.

Jego informacje potwierdza nam Karolis Šimas, prezes Stowarzyszenia Litewskich Przetwórców i Handlowców Zbożem. – Znacznie większym problemem (niż zboże ukraińskie – przyp. aut.) jest dla nas transport zboża rosyjskiego przez Litwę i Łotwę. Rosyjskie zboże konkuruje z naszym i zaniża ceny na rynku. To ono jest problemem dla litewskich rolników – komentuje dla DGP Šimas, dodając, że „nie widzi problemu” w eksporcie ukraińskiego zboża przez Litwę. Według jego szacunków w tym sezonie przez Litwę przeszło tranzytem nie więcej niż 50 tys. t ukraińskiego zboża. – Mamy nadzieję, że wspólnym wysiłkiem Litwy, Polski i Łotwy uda się zatrzymać eksport rosyjskiego zboża przez Litwę – dodał Karolis Šimas.

Pieczyński, pytany o brak poparcia ze strony litewskich rolników, twierdzi, że jest w kontakcie z dwoma największymi organizacjami branżowymi z Litwy i nie wyklucza, że niedługo dołączą oni do protestu na granicy. Jednocześnie dodaje, że manifestacja po polskiej stronie ma charakter oddolny, nie jest wspierana przez żadną krajową organizację. – Organizujemy się sami, działamy jako rolnicy indywidualni. Wielu z nas czuje się oszukanych po wtorkowym proteście w Warszawie. Ci, którzy poszli negocjować z rządem – panowie Izdebski, Wójcik, Szmulewicz – są od lat liderami związków rolniczych, ale mają niewielkie poparcie wśród zwykłych rolników – mówi nam Pieczyński.

We wtorek przez Warszawę przeszedł marsz rolników, w którym wzięło udział – jak podał stołeczny ratusz – ok. 10 tys. osób. Na czele protestu szli m.in. Sławomir Izdebski z OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych, Wiktor Szmulewicz z Krajowej Rady Izb Rolniczych oraz Szczepan Wójcik z Instytutu Gospodarki Rolnej. Rolnicza delegacja spotkała się w Sejmie z marszałkiem Szymonem Hołownią, a w KPRM z ministrem Janem Grabcem. Jak podsumował Wójcik, „żadnego porozumienia nie ma, są postulaty, teraz czekamy na ruch parlamentu i rządzących”. Kolejna rolnicza manifestacja w stolicy jest zaplanowana na środę, 6 marca. ©℗