Jutro mogą zapaść pierwsze formalne decyzje w Komisji Europejskiej, które odblokują nam 173 mld euro. Rząd będzie musiał jednak zmagać się z koniecznością rozliczenia dużej części z nich już w 2026 r.

W tym tygodniu na biurko premiera ma trafić propozycja rewizji liczącego kilkaset stron Krajowego Planu Odbudowy, na którego realizację Bruksela uwolniła środki. To efekt prac resortów pod nowym kierownictwem. Chodzi m.in. o zmianę terminów zrealizowania poszczególnych kamieni milowych lub stwierdzenie, na ile w ogóle jesteśmy w stanie je wykonać.

Gdy projekt zostanie zatwierdzony, rząd rozpocznie rozmowy z Komisją. Do końca czerwca musimy złożyć już kolejne wnioski o płatność z KPO. Z kolei do końca lutego rząd ma wysłać Brukseli pierwszy wniosek o płatność z puli tzw. tradycyjnych eurofunduszy na lata 2021–2027.

Wiceminister funduszy Jan Szyszko mówi DGP, że łącznie w tym roku do Polski w ramach KPO, ale także wieloletniej perspektywy finansowej, ma trafić prawie 100 mld zł. Tusk zapowiadał, że łącznie mamy otrzymać 600 mld zł.

Na razie Polska stara się skorygować KPO. Później będzie musiała podjąć decyzję, czy prosić Brukselę o przesunięcie terminów na realizację programu. Zgodnie z pierwotnym harmonogramem powinniśmy rozliczyć KPO do końca 2026 r. Już dziś widać, że to mało realne. Jak wynika z informacji DGP, na razie rząd nie zamierza oficjalnie wnioskować o wydłużenie terminu. Chce najpierw uzgodnić zmiany. Liczy też, że im bliżej 2026 r., tym większa będzie skłonność także innych krajów członkowskich – zwłaszcza tych zapóźnionych w realizacji KPO – by renegocjować termin z Komisją.

Jutro kolegium komisarzy ma ocenić pierwszy polski wniosek o płatność

Jeśli chodzi o Brukselę, to jutro pozytywną ocenę polskiego pierwszego wniosku o płatność na kwotę 6,3 mld euro ma wydać kolegium komisarzy. Wraz z pozytywną oceną KE przyzna de facto, że Warszawa wypełnia zobowiązania z kamieni milowych dotyczące niezawisłości sądownictwa (mimo że na razie ciągle mówimy jedynie o projektach ustaw i decyzjach personalnych ministra Bodnara). W przypadku Funduszu Spójności Bruksela zgodzi się po prostu z Polską samooceną dotyczącą wypełniania warunków m.in. Karty praw podstawowych, które dotychczas stanowiły podstawową przeszkodę do refinansowania inwestycji.

KPO Donalda Tuska

Ogłoszenie przez Ursulę von der Leyen odblokowania wszystkich unijnych pieniędzy dla Polski zamyka konflikt z KE w sprawie praworządności. Od 2015 r. był on przedmiotem licznych postępowań, kilkudziesięciu wysłuchań w Radzie UE i Parlamencie Europejskim oraz wyroków TSUE. Ostatecznie ma być zakończony dwoma decyzjami Komisji Europejskiej.

Pierwsza z nich to pozytywna ocena pierwszego polskiego wniosku o płatność z KPO, który został złożony w połowie grudnia ub.r. na kwotę 6,3 mld euro. Rząd Mateusza Morawieckiego nigdy podobnego wniosku nie złożył, dlatego Bruksela formalnie nie mówiła o „blokowaniu” pieniędzy – decyzja o nieprzyznaniu środków mogłaby zapaść dopiero po zawnioskowaniu o nie. Wszystko wskazuje na to, że dziś kolegium komisarzy nie zajmie się polskimi płatnościami – komisarze odpowiedzialni za przestrzeganie zasad rządów prawa: Věra Jourová i Didier Reynders, jedynie poinformują o stanie praworządności w Polsce, choć w świetle ich ostatnich wypowiedzi nietrudno odgadnąć, jaka będzie to informacja. Pozytywna opinia o pierwszym wniosku o płatność ma zostać zarekomendowana przez gabinet komisarzy jutro, a sama procedura pisemnie zostanie dokończona w czwartek. I wówczas wniosek trafi do państw członkowskich, które w najbliższych tygodniach dadzą ostatecznie zielone światło dla wypłaty Polsce pieniędzy. A ta, biorąc pod uwagę kalendarz spotkań przedstawicieli państw, może nastąpić na przełomie marca i kwietnia.

Wczesną wiosną będziemy mieć na koncie ok. 11,3 mld euro spośród 60 mld zarezerwowanych w KPO. Sam plan działa na zasadzie kontynuacji – w pierwszych etapach rozpoczyna się inwestycje, których realizacja pozwala na uruchomienie kolejnych etapów płatności, a zatem i kolejnych etapów inwestycji. Do tego dane państwo jest ograniczone składanymi wnioskami – na ocenę każdego z nich KE ma dwa miesiące. Polska chce złożyć w tym roku jeszcze trzy wnioski łącznie na 24 mld euro.

Będziemy mieli zatem ok. dwóch lat na uruchomienie i wydanie pozostałych prawie 25 mld euro, dlatego rząd zamierza złożyć nowy projekt KPO. Pierwsza płatność nastąpi na podstawie bazowego projektu, natomiast jeszcze w tym tygodniu do Brukseli ma trafić zmieniony plan uwzgledniający możliwość zrealizowania inwestycji i rozliczenia ich w 2026 r. W tej chwili w UE brakuje państw, które mogłyby utworzyć koalicję zdolną do przeforsowania przedłużenia obowiązywania Funduszu Odbudowy. Wszystkie kraje z wyjątkiem Polski i Węgier przez dwa lata korzystały z tych środków bez przeszkód.

W przypadku Funduszu Spójności Bruksela miała te same wątpliwości dotyczące niezawisłości sądownictwa co w przypadku KPO. Jednak blokada pieniędzy nastąpiła nie na skutek kamieni milowych, których rząd nie wypełnił, lecz warunków Karty praw podstawowych. Polska według Brukseli sama w swojej samoocenie wykazywała w okresie rządów PiS, że tych warunków nie realizuje. Natomiast nowa ocena będzie uwzględniała zielone światło dla KPO na podstawie planu działania przekazanego przez szefa Ministerstwa Sprawiedliwości Adama Bodnara i z uwzględnieniem kontekstu porozumienia między Warszawą a Brukselą. KE po prostu przyzna, że Polska już realizuje warunki horyzontalne i Kartę praw podstawowych, bo przystąpiła do Prokuratury Europejskiej i ma „mapę drogową” realizacji reform.

Z pieniędzmi na spójność nie będzie trzeba już tak się spieszyć, bo 76 mld euro będzie można rozliczać do 2030 r. Każda inwestycja może być bowiem prowadzona jeszcze trzy lata po zakończeniu obowiązywania wieloletniego budżetu, a obecny kończy się w 2027 r. Co roku jednak każde państwo może złożyć maksymalnie sześć razy wnioski o wypłatę środków. Polski rząd w tym roku liczy na ok. 4,5 mld euro z Funduszu Spójności, a pierwsze wnioski mają zostać złożone jeszcze w tym miesiącu. ©℗

Pieniądze mają przyspieszyć kolej

Odblokowanie pieniędzy z UE pozwoli wreszcie rozkręcić inwestycje na torach. W tym wypadku ogromny spadek zamówień widoczny jest od 2021 r. Piotr Malepszak, wiceminister infrastruktury, zapowiada w rozmowie z DGP, że w przypadku Krajowego Programu Odbudowy w dużej mierze nacisk zostanie postawiony na szybsze, niezbyt drogie zadania, które poprawią parametry na głównych liniach. Z jednej strony pozwoli to spełnić warunek wydatkowania środków z KPO do sierpnia w 2026 r., a z drugiej strony pozwoli sprawnie uzyskać efekty dla pasażerów i przewoźników. – Na sieci kolejowej można wykonać wiele przedsięwzięć, które poprawią prędkości czy zwiększą przepustowość, a niekoniecznie są związane z czasochłonnym procesem inwestycyjnym i wydatkowaniem dużych pieniędzy. Poprawiana będzie chociażby linia z Warszawy przez Koluszki, Częstochowę do Katowic. Chcemy uzyskać parametry, które pozwolą tam osiągać prędkość 140–160 km/h – mówi Piotr Malepszak. Poprawiana będzie też tzw. nadodrzanka, czyli linia z Wrocławia przez Zieloną Górę, Kostrzyn do Szczecina. Likwidowane będą tam m.in. wąskie gardła, które obniżają przepustowość. Szybkiego remontu i podwyższenia prędkości do 160 km/h doczeka się linia z Gliwic do Opola, która jest fragmentem ważnej magistrali E30 biegnącej ze Zgorzelca przez Wrocław, Katowice do Przemyśla. Łącznie na przebudowę torów w KPO zarezerwowano 11 mld zł. Dodatkowo 6,6 mld zł jest zapisanych na tabor kolejowy. Oprócz tego ok. 20 mld zł na kolej zarezerwowano w programie FEnIKS (Fundusze Europejskie na Infrastrukturę, Klimat i Środowisko). ©℗

Krzysztof Śmietana

Zastrzyk gotówki dla energetyki

Pieniądze z KPO są przewidziane m.in. na budowę lub modernizację 320 km sieci przesyłowych, na rozbudowę sieci dystrybucyjnych na obszarach wiejskich, a także na działania mające na celu stworzenie nowoczesnego systemu zarządzania siecią. Jak przekonuje Michał Smoleń, ekspert Fundacji Instrat, publiczne inwestycje w sieci przesyłowe i dystrybucyjne odblokują nowe inwestycje sektora prywatnego: – Mamy duże zainteresowanie zarówno ze strony inwestorów, jak i odbiorców czystej energii, jednak obecnie ten kapitał nie może zostać uruchomiony – mówi.

Z kolei Konstancja Ziółkowska, analityczka Forum Energii, zwraca uwagę, że pilnie potrzebne są środki na poprawę efektywności budynków, w tym kontynuację programu „Czyste powietrze”. To wieloletni program wymiany źródeł ciepła i termomodernizacji domów jednorodzinnych, który łącznie do 2030 r. ma pochłonąć 103 mld zł. Podkreśla, że inwestycje te w dłuższym okresie mogą zmniejszyć zapotrzebowanie na energię. – Dla gospodarstw domowych oznacza to niższe i bardziej stabilne koszty ogrzewania. Co istotne, producentami wielu surowców, materiałów i produktów dla termomodernizacji budynków są rodzime przedsiębiorstwa, więc KPO może być bodźcem rozwojowym dla polskiego przemysłu – mówi Ziółkowska. ©℗

Michał Perzyński