Najpierw uchwały Sejmu, potem działania legislacyjne ad hoc, a na koniec ustawa zmieniająca konstytucję – to koncepcja, nad którą trwają dyskusje w koalicji rządzącej.

Większość sejmowa wciąż nie wychodzi z uchwałami stwierdzającymi wadliwe obsadzenie miejsc w Trybunale Konstytucyjnym przez trzech tzw. sędziów dublerów. – Sprawy uchwał są wciąż aktualne, ale one prowadzą jedynie do stwierdzenia stanu faktycznego, a nie do odwoływania sędziów – podkreśla przedstawiciel koalicji.

Dlatego, jak słyszymy, w zaciszu rządowych gabinetów równolegle trwają wstępne prace nad ustawą dotyczącą trybunału, która miałaby korygować przepisy konstytucji. – Mówimy o kompleksowym załatwieniu sprawy. Jeśli dziś stwierdzamy, że prawdziwego Trybunału Konstytucyjnego nie ma, to rozwiązanie tego problemu musi sięgnąć ustawy zasadniczej – twierdzi nasz rozmówca z rządu.

Informacje te potwierdza inne źródło DGP. – Rzeczywiście jest pomysł zmian w konstytucji, ale chyba dość mglisty. To jest dyskutowane na poziomie liderów i szefów klubów. Wydaje się jednak, że to jest nieuniknione, choć na razie jest co robić, bo mamy pootwieranych kilka frontów, np. w mediach publicznych czy prokuraturze – przyznaje.

Kolejny rozmówca z koalicji rządzącej mówi nam, że zmiany w konstytucji miałyby być końcowym elementem szerszego planu reformy wymiaru sprawiedliwości, w tym w samym TK. – Generalnie chodzi o przedstawienie całościowej koncepcji, bez dat. Plan zakładał w pierwszym kroku uchwałę Sejmu, potem podejmowanie pewnych działań na gruncie rozporządzeń i zarządzeń ministra Bodnara, następnie jakąś ustawę, którą Andrzej Duda podpisze lub zawetuje, a potem, najpewniej gdy prezydenta już nie będzie, zmiany w konstytucji – mówi rozmówca DGP.

Na razie nasi rozmówcy nie chcą zdradzać, czego konkretnie zmiany ustawowe w sprawie TK miałyby dotyczyć. Część zwraca jednak uwagę na pojawiające się wcześniej koncepcje suflowane przez środowiska sędziowskie czy niezależne think tanki. Dotyczyły one m.in. wprowadzenia innych zasad wyboru sędziów TK przez Sejm (zmianę z obowiązującej dziś większości bezwzględnej np. na dwie trzecie albo trzy piąte czy rozszerzenie podmiotów uprawnionych do zgłoszenia kandydata na sędziego np. o prezydenta RP i środowiska sędziowskie), umocowania prezesa TK (np. odejście od jednoosobowego kierownictwa TK na rzecz zasady kolegialności czy wprowadzenie kilkuletniej kadencji), zmiany przepisów dotyczących postępowania dyscyplinarnego wobec sędziów TK (by w skład gremium prowadzącego takie postępowanie wchodzili też byli sędziowie TK) czy precyzującego zakres kompetencji TK.

Pytanie, czy taka gruntowna zmiana organizacyjna mogłaby skutkować np. wyzerowaniem obecnego składu TK. – Reorganizacja trybunału zakładająca wygaszenie kadencji obecnych sędziów wskutek ustawowych zmian w konstytucji teoretycznie jest możliwa z prawnego punktu widzenia. Ale politycznie chyba nie jest to możliwe, bo wybrać musiałaby nowa większość i byłby zarzut, że ci sędziowie zostali wybrani według klucza politycznego – mówi Wojciech Hermeliński, sędzia TK w stanie spoczynku.

O sprawę pytamy też konstytucjonalistę zastrzegającego na tym etapie anonimowość. – Cały sens dziewięcioletniej kadencji sędziów TK polega na tym, że dana większość sejmowa nie powołuje wszystkich sędziów TK, bo to miało zapobiec sytuacji, gdy cały trybunał jest przedłużeniem jednej większości – ocenia.

Rządowe rozważania dotyczące przyszłości Trybunału Konstytucyjnego wpisują się w trwającą dyskusję dotyczącą „resetu konstytucyjnego”. Impuls przyszedł ze strony Konfederacji. Formacja zaproponowała poprawki do konstytucji, które wyzerowałyby składy najważniejszych organów sądownictwa (w tym Krajowej Rady Sądownictwa, Sądu Najwyższego oraz Trybunału Konstytucyjnego). Miałyby one zostać wspólnie wybrane na nowo. Jeśli chodzi o sam TK, to w listopadzie ub.r. Przemysław Wipler z Konfederacji na łamach DGP zaproponował, by grupa 30 posłów zgłaszała swojego przedstawiciela do TK, a sędzia pełnił kadencję dożywotnio (w wypadku pojawienia się wakatu prezydent uzupełniałby skład). – To byłoby rozwiązanie, które daje nam nowe otwarcie. A jednocześnie możliwość, żeby prezydent również brał udział w procesie naprawy – stwierdził Wipler.

Koncepcja „resetu konstytucyjnego” w ostatnich dniach zyskuje na popularności. W połowie stycznia wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz ocenił, że potrzebny jest nowy rozdział konstytucji. – Chciałbym, żebyśmy przedstawili nowy rozdział konstytucji, który zmieni cały Trybunał Konstytucyjny – zapowiedział. Teraz do debaty dołączył prezydent Andrzej Duda. „Na pewno dobrym pomysłem jest to, żeby usiąść i zacząć rozmowę. Większość naszego społeczeństwa czeka na to, by sytuacja w kraju została uspokojona” – stwierdził prezydent w poniedziałkowym wywiadzie dla „Super Expressu”. Dzień wcześniej zarysował swoje warunki brzegowe dla zmian w wymiarze sprawiedliwości – mianowicie, że nie pozwoli na żadną weryfikację sędziów powołanych w ciągu 8,5 roku jego prezydentury.

Jest jeszcze jeden problem. Ustawę o zmianie konstytucji uchwala Sejm większością co najmniej dwóch trzecich głosów oraz Senat bezwzględną większością głosów. Oznacza to konieczność szukania szerszego konsensusu politycznego, o co dziś może być trudno. – Otwieranie dyskusji o zmianie konstytucji z prawicą w postaci dużego klubu PiS, Konfederacji czy mocno chadeckiej Trzeciej Drogi z naszej perspektywy jest otwieraniem puszki Pandory – mówi Anna-Maria Żukowska, przewodnicząca klubu Lewicy. Sceptycznie nastawiony jest także nasz rozmówca z PiS. – Widzę duże zacietrzewienie w partii wokół tego całego „resetu konstytucyjnego”, wątpię, by była zgoda na zmiany w ustawie zasadniczej, a zwłaszcza na jakieś wyzerowanie składów. Do dyskusji byłaby może kwestia dotycząca trzech dublerów, ale już nie całego składu TK – przyznaje. ©℗