Nie zgadzamy się na zadłużanie państwa, biorąc kredyty na poczet finansowania armii z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Bardziej jesteśmy skłonni poprzeć propozycję 4 proc. PKB na obronność, aby wydatki były pod kontrolą parlamentu, niż zezwalanie na tworzenie funduszy poza budżetem – mówił nam we wrześniu Miłosz Motyka, wówczas rzecznik PSL, dziś podsekretarz stanu w Ministerstwie Klimatu i Środowiska. Choć było to zaledwie cztery miesiące temu, w kategoriach politycznych jest to czas tak dawny jak epoka lodowcowa, ponieważ ówczesna opozycja stała się dziś koalicją rządzącą.

By zrozumieć, o co faktycznie w tej wypowiedzi chodzi, trzeba mieć świadomość, że nasze wydatki na obronność, które w porównaniu z PKB należą obecnie do największych w NATO, składają się z dwóch głównych składowych. Pierwsza to „normalne” wydatki z budżetu, które zgodnie z ustawą o obronie ojczyzny od 2023 r. muszą wynosić co najmniej 3 proc. PKB. Zgodnie z budżetem, który nie został jeszcze przyjęty, będzie to w tym roku ok. 118 mld zł. Druga składowa to Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych, którego operatorem jest Bank Gospodarstwa Krajowego – na ten rok jego wpływy przewidziano na ponad 50 mld zł. I to właśnie ten fundusz miał być zlikwidowany, ponieważ zdaniem jeszcze niedawnej opozycji środki wydawane z tego typu pozabudżetowych funduszy jest znacznie trudniej kontrolować. Wybory za nami, rząd się zmienił, mamy nowego ministra obrony i, jak wiadomo, jest nim prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz. Spytałem więc w resorcie obrony, czy faktycznie FWSZ zostanie zlikwidowany. W odpowiedzi na moje pytania otrzymałem potwierdzenie planowanych wcześniej wpływów na poziomie ponad 50 mld zł oraz odpowiedź, że „jakakolwiek zmiana w funkcjonowaniu FW SZ wymaga podjęcia inicjatywy ustawodawczej”. Tłumacząc z resortowego na polski: nie przewidujemy żadnych zmian w mechanizmach finansowania zakupów zbrojeniowych w najbliższej przyszłości, bo i tak prezydent może je zawetować, a już po wyborach jasno deklarował, że oczekuje utrzymania wydatków na obronność na poziomie 4 proc. PKB. A poza tym tak naprawdę jest to dosyć dobry mechanizm finansowania, który oczywiście jako opozycja krytykowaliśmy, ale teraz jak już weszliśmy do ministerialnych gmachów, to dostrzegamy, że jednak w tym obszarze PiS radził sobie wcale nie tak źle.

Do podobnej kategorii bajkowych zapowiedzi przedwyborczych można też zaliczyć inicjatywę PSL, by „co najmniej połowa wydatków na modernizację techniczną Sił Zbrojnych trafiała do polskich zakładów”. Dlaczego? Bo biorąc pod uwagę to, że kupujemy m.in. amerykański system przeciwrakietowy Patriot i samoloty F-35 czy koreańskie samoloty FA-50, jest to zwyczajnie niemożliwe. Polski przemysł tego typu sprzętu nie produkuje i co najmniej w najbliższych kilkunastu latach, a zapewne nigdy, produkować nie będzie. Teraz, gdy już politycy koalicji przejęli rządy w gmachu przy al. Niepodległości, o tej poprawce, którą zgłaszali do ustawy o obronie ojczyzny, nie słychać.

Jest to kolejne potwierdzenie tego, o czym na łamach DGP pisaliśmy już kilkukrotnie: mimo zmiany rządu w obronności żadnej rewolucji nie będzie. Przykładem choćby to, że koalicyjny rząd już w grudniu – w ciągu dwóch tygodni od zaprzysiężenia – podpisał dwa duże kontrakty: na zakup radarów P-18PL i amunicji 155 mm, które zostały w całości przygotowane za poprzedników. I choć akurat były to umowy z polskim przemysłem zbrojeniowym, to jestem przekonany, że gdyby akurat to był przemysł zagraniczny, to też by je podpisali.

Czy powinniśmy się wkurzać, że jak zwykle politycy okazali się niesłowni i w kampanii mówili co innego, a teraz robią swoje? Możemy. Ale to jest zasadniczo bezcelowe i niczego nie zmieni. W następnych kampaniach wyborczych ten mechanizm będzie działał dokładnie tak samo, ponieważ kłamstwa się politykom zwyczajnie opłacają, a kłamanie przynosi głosy wyborców. Moim zdaniem tak naprawdę powinniśmy się cieszyć. Bo patrząc na chaos wokół sądów i prokuratury, obserwując żenujące posiedzenia Sejmu, warto się cieszyć z tego, że jest choć jedna dziedzina, w której polityka państwa polskiego charakteryzuje się daleko idącą ciągłością. To, że obecne kierownictwo MON w wielu obszarach kontynuuje politykę poprzedników, przyczynia się do wzmocnienia naszych zdolności obronnych. ©℗