Do połowy stycznia partie mogą mieć już ustalonych najważniejszych kandydatów w nadchodzących wyborach lokalnych. Ale sukcesu paktu senackiego raczej nie uda się powtórzyć.

Główne siły polityczne coraz mocniej orientują się na wybory samorządowe, które wypadną 7, 14 lub 21 kwietnia – w zależności od tego, którą z tych dat jeszcze w tym miesiącu wskaże premier Donald Tusk. Jak wynika z naszych rozmów najmniej prawdopodobny jest ostatni termin 21 kwietnia, tym bardziej że w drugiej turze wkraczałby już w długi weekend majowy. – Wybory odbędą się raczej na początku kwietnia, choć nie ma jeszcze decyzji, kiedy to będzie ogłoszone – słyszymy z otoczenia premiera. Niezależnie od decyzji szefa rządu w ramach przygotowań do kolejnej kampanii już trwają rozmowy dotyczące zarówno samych kandydatów, jak i możliwych form współpracy obozu przeciwnego PiS.

Politycy wywodzący się z Koalicji 15 października roboczo operują nawet nazwą „paktu samorządowego”, który w pewnym sensie miałby powtórzyć sukces paktu senackiego. To dzięki niemu w 2019 r. ówczesnej opozycji udało się odbić izbę wyższą z rąk PiS, a w minionych wyborach parlamentarnych zwiększyć w niej swój stan posiadania. Nowy pakt miałby zakładać wystawienie wspólnych kandydatów na listach do sejmików województw i w największych miastach.

– Albo jakaś forma współpracy powstanie szybko, albo nie będzie jej wcale – uważa polityk związany z koalicją rządzącą. Dlatego, jak mówi, pierwsi kandydaci na wybory samorządowe mieli być ogłoszeni jeszcze w końcówce ubiegłego roku, co nie nastąpiło właśnie z uwagi na trwające rozmowy. – Procedura przygotowania kandydatów powinna się skończyć do połowy stycznia, najpierw w miastach, potem w regionach. Z końcem stycznia zaczniemy kampanię – dodaje rozmówca DGP.

Pytanie jednak, na ile koalicji uda się odtworzyć ideę paktu senackiego w wyborach samorządowych. Z kilku względów może się to bowiem okazać niemożliwe. Po pierwsze, ordynacja wyborcza w elekcjach samorządowych jest dużo bardziej skomplikowana niż w wyborach do Senatu, gdzie mamy wybory większościowe w 100 okręgach. Jeśli chodzi o wybory radnych, to JOW-y obowiązują w gminach do 20 tys. mieszkańców, w większych obwiązuje już ordynacja proporcjonalna. Z kolei wójtów, burmistrzów i prezydentów miast wybieramy bezpośrednio w jednej lub dwóch turach. Po drugie, w wyborach samorządowych startuje więcej lokalnych komitetów, których kandydaci są znacznie silniejsi niż ci partyjni. W tych warunkach trudno będzie odgórnie narzucić pakt samorządowy przez koalicję rządzącą.

Na razie wiele wskazuje na to, że ewentualny pakt samorządowy będzie miał zdecentralizowany charakter, co oznacza, że będzie ogłaszany i zarządzany lokalnie lub regionalnie. – Porozumienie nazwane „paktem senackim” jest trudne do zastosowania centralnie przy wyborach samorządowych, ale na poziomie lokalnym i regionalnym może okazać się dobrym pomysłem – przyznaje Zygmunt Frankiewicz, senator startujący w ostatnich wyborach z paktu senackiego. Jego zdaniem „wartościowe będzie otwarcie na współpracę z lokalnymi komitetami samorządowymi, które wspierały opozycję przed wyborami 15 października”. – Widzę gotowość do takiej współpracy po stronie samorządowej. Pytanie, czy partie demokratyczne, w imię wyższego celu, będą w stanie powściągnąć apetyty swoich działaczy w terenie – zastanawia się Frankiewicz.

Nasz inny rozmówca, związany z Koalicją Obywatelską, wypowiada się ostrożnie. – Na razie o pakcie głównie się mówi, ale są różne podejścia. Mechanizm paktu senackiego ułatwiła ordynacja wyborcza, w wyborach samorządowych jest inaczej – przyznaje. Jego zdaniem rozmowy o wspólnych kandydatach na prezydentów miast mogą być trudne. – Na tym szczeblu, dzięki ordynacji większościowej, punkt wyjścia jest łatwiejszy niż np. w sejmikach, ale to trzeba negocjować indywidualnie w każdym mieście, nie da się niczego narzucić odgórnie. Myślę, że wspólnych kandydatów uda się wystawić w nie więcej niż połowie miast prezydenckich – wskazuje rozmówca z KO. Inny dodaje, że sukces wyborczy obozu anty-PiS w miastach w 2018 r. to efekt m.in. tego, że ówczesny szef Platformy Grzegorz Schetyna stawiał na lokalnych kandydatów, często nie wystawiając im przeciwnika z partii.

Także wśród samorządowców widać pewną rezerwą do paktu w wersji ogólnokrajowej. – Nie powinno się tworzyć sztucznej ogólnopolskiej struktury, lepiej jest dogadywać się lokalnie tam, gdzie jest to możliwe. Trzeba pamiętać, że wielu samorządowców wystartuje z własnych komitetów, nawet jeśli są związani z jakąś partią. Pakt w największym stopniu zaistnieje dopiero przy II turach wyborów na wójta, burmistrza i prezydenta miasta oraz w sejmikach – ocenia Andrzej Porawski ze Związku Miast Polskich (ZMP).

Wybory są najbardziej upolitycznione w sejmikach i tam, w ramach paktu samorządowego, jego uczestnicy mogliby się umówić albo na wspólne listy, albo na niewystawianie konkurencyjnych kandydatów, by spróbować odbić kilka województw PiS-owi.

Do kooperacji, ale na szczeblu lokalnym, zachęcać mają też sami włodarze. – W połowie ruszymy z naszą kampanią, na starcie opartą na przesłaniu adresowanym bardziej do środowiska samorządowego niż do wyborców. To będzie przekaz do sił politycznych opowiadających się przeciwko centralizacji, który można streścić słowami: „Dogadujcie się, ale róbcie to lokalnie” – zapowiada Andrzej Porawski z ZMP.

Także w PiS trwa proces zgłaszania kandydatów. – Do 7 stycznia listy powinny być wstępnie przygotowane. Później na poziomie centralnym zapadną decyzje o jedynkach do sejmików czy kandydatach na prezydentów miast – twierdzi rozmówca związany z PiS. Przy okazji sugeruje, że może dojść do niespodzianek, jeśli chodzi o najgłośniejsze nazwiska z partii. – Małgorzata Wassermann nie chce startować w Krakowie, w Łodzi Waldemar Buda też się do tego nie pali, a Kacper Płażyński w Gdańsku, bo raczej myśli o europarlamencie. W Warszawie o możliwość mocno zabiega Tobiasz Bocheński – słyszymy od naszego rozmówcy.

Jak przekonuje senator Zygmunt Frankiewicz, nadchodzące wybory samorządowe będą miały szczególne znaczenie. – PiS, po utracie tysięcy synekur, będzie walczył o przetrwanie we władzach lokalnych i regionalnych. Z kolei dla Koalicji 15 października będzie szansa na definitywne rozbicie przeciwnika – ocenia senator. ©℗

Najbliższe wybory samorządowe będą miały szczególne znaczenie