Podwyżki dla nauczycieli i budżetówki nie są zagrożone, ale poważne znaki zapytania stoją nad finansowaniem mediów publicznych.

Inicjatywa legislacyjna Andrzeja Dudy, która dziś trafi do Sejmu, ma być „identyczna” jak zawetowana ustawa, z jedną różnicą: wyłączeniem 3 mld zł dotacji dla mediów publicznych. – Chodzi o to, by nikt nie zarzucił panu prezydentowi, że uniemożliwia wykonanie budżetu – mówi DGP prezydencka minister Małgorzata Paprocka. Zapewnia, że prezydent jest otwarty na dyskusję o finansowaniu mediów publicznych. – Ale nie w momencie, gdy trwa próba siłowego przejęcia telewizji, wbrew zasadom konstytucyjnym i demokratycznym. Prezydent nie może zgodzić się na 3 mld dla mediów ze środków publicznych, dopóki nie zostanie przywrócony ład prawny – zastrzega minister Paprocka.

Balansowanie na granicy prawa

19 grudnia minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz wymienił władze publicznych mediów. Ustawy przewidują, że jest to domena Rady Mediów Narodowych. Sienkiewicz przekonuje jednak, że jego działania są zgodne z prawem, a dotychczasowe władze były obsadzone wadliwie.

Nowa koalicja rządząca ma jednak świadomość, że działania ministra kultury balansują na krawędzi prawa. Wątpliwości zgłosiła m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka. – Tyle że jesteśmy w pierwszym okresie sprawowania władzy. Musimy pokazywać sprawczość, niezależnie od kosztów politycznych – przyznaje wysoki rangą polityk koalicji. Jak dodaje, rządzący mają badania, z których wynika, że te radykalne kroki cieszą się sporym poparciem ich wyborców.

Prezydent oczekiwał, że Sejm i Senat zbiorą się jeszcze w tym tygodniu, by rozpatrzeć jego budżetowe propozycje. Wczoraj z otoczenia marszałka Szymona Hołowni usłyszeliśmy jednak, że na to się raczej nie zanosi – ze względów proceduralnych i politycznych. – Po pierwsze, posiedzenie trzeba zwołać i z odpowiednim wyprzedzeniem po informować posłów. A takiej zapowiedzi, jak dotąd, nie było. Po drugie, trzeba przeanalizować, czy rzeczywiście projekt prezydenta jest, poza tymi 3 mld zł na media publiczne, identyczny z zawetowaną ustawą – twierdzi nasz rozmówca.

Napięcia polityczne gwarantowane

Zawetowanie przez prezydenta Andrzeja Dudę ustawy okołobudżetowej i zapowiedź przygotowania własnego projektu wróży nowe napięcia polityczne. Sejm może nawet nie rozpatrywać weta głowy państwa; również za rządów PiS zdarzało się, że zawetowane ustawy nie były podejmowane przez izbę niższą, lecz trafiały do legislacyjnej próżni.

Gdyby tym razem nowa koalicja zdecydowała się poddać weto pod głosowanie, musiałaby liczyć na pomoc innych ugrupowań, bo do obalenia weta potrzeba większości trzech piątych, czyli 276 głosów. Sama koalicja ma ich 248, więc nawet przy ewentualnym wsparciu Konfederacji (18 posłów) wciąż nie uzbierałaby potrzebnej większości i musiałaby liczyć na wsparcie części Prawa i Sprawiedliwości. Tymczasem PiS będzie pod podwójną presją. Ze strony Pałacu Prezydenckiego, by podtrzymać weto i w ten sposób sprzeciwić się działaniom ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza w mediach publicznych, a z drugiej – Koalicji 15 października, by wspólnymi siłami to weto obalić i dzięki temu „uwolnić” 30-proc. podwyżki dla nauczycieli i 20-proc. dla budżetówki.

Ostatecznie weto może zostać zignorowane. W takiej sytuacji otwiera się kilka scenariuszy. Pierwszy zakłada przyjęcie projektu prezydenckiego, w którym mają zostać zawarte wszystkie rozwiązania z zawetowanej ustawy poza 3 mld zł dla TVP. Tyle że tu koalicja wykazuje się podejrzliwością. – Nikt na słowo prezydentowi nie uwierzy, że jego projekt będzie dokładnie taki sam. Trzeba zobaczyć, czy pałac jednak czegoś tam nie przemyci, a więc nie da się tego przegłosować tak szybko – słyszymy od rozmówcy z otoczenia marszałka Sejmu Szymona Hołowni. Druga opcja zakłada, że to większość sejmowa przygotuje własny projekt ustawy okołobudżetowej, by nie oddawać na tym polu przewagi Dudzie. A jeśli projekt nie będzie zawierać spornych 3 mld zł na media publiczne, wówczas zapis mógłby zostać przeniesiony w tej lub innej formie do budżetu, nad którym prace wciąż trwają i którego prezydent zawetować już nie może.

W całym procesie koalicja też może zarzucać prezydentowi, że bierze nauczycieli i pracowników sfery budżetowej za zakładników w sporze dotyczącym mediów. Niemniej jednak ten problem prędzej czy później zostanie rozwiązany, nie tylko dlatego, że temat jest poza politycznym sporem, lecz także ze względów formalnych. – Podwyżki dla nauczycieli są w art. 9 ustawy budżetowej i mogą wejść z mocą wsteczną – przyznaje rozmówca z Pałacu Prezydenckiego. Zastrzeżenia szefa państwa dotyczą ustawy okołobudżetowej, a nie samego budżetu państwa, bo to w niej zapisano pieniądze na media publiczne: 1,995 mld zł, jakie minister finansów może przekazać w papierach wartościowych jako rekompensatę z tytułu utraconych w 2024 r. wpływów z abonamentu, oraz kolejny 1 mld zł w papierach Skarbu Państwa na podwyższenie kapitału zakładowego. Gdy wokół tych przepisów zrobiło się głośno – podczas kampanii Koalicja Obywatelska zapowiadała wszak przycięcie pieniędzy na TVP – minister finansów Andrzej Domański podkreślał, że to tylko możliwość, a nie obowiązek.

Czy Duda może rozwiązać Sejm?

„Gazeta Wyborcza” opisała tymczasem scenariusz, w ramach którego skutkiem obecnego zawirowania miałyby być przyspieszone wybory. Jak miałoby do nich dojść? Wariant zakłada, że wobec weta do ustawy około budżetowej koalicja miałaby przenieść pieniądze dla TVP do budżetu, a po jego uchwaleniu Andrzej Duda miałby zaskarżyć go z tego powodu do Trybunału Konstytucyjnego. Gdy ten uzna budżet za niekonstytucyjny, prezydent miałby rozwiązać Sejm. Ten scenariusz wydaje się wątpliwy z kilku powodów. Po pierwsze, konstytucja, choć nie opisuje, co się dzieje, jeśli TK uzna budżet za niekonstytucyjny (określa jedynie, że TK ma dwa miesiące na rozstrzygnięcie), to jasno stwierdza, kiedy prezydent skraca kadencję Sejmu. Robi to, jeśli budżet nie zostanie mu przesłany przez Sejm do decyzji w ciągu czterech miesięcy od daty wpływu. Żadna z tych okoliczności nie zachodzi w tym przypadku.

Co więcej, choć koalicja śpieszy się, by budżet trafił na biurko prezydenta 29 stycznia, czyli cztery miesiące po tym, jak złożył go Mateusz Morawiecki, z kancelarii płyną sygnały, że dla Andrzeja Dudy data wpływu liczy się dla projektu złożonego przez rząd Donalda Tuska w grudniu, bo poprzedni projekt uległ dyskontynuacji w wyniku zakończenia kadencji parlamentu. W praktyce koalicja ma czas do kwietnia. Gdyby więc projekt trafił do prezydenta 29 stycznia, a ten zaskarżył go do TK, trybunał musi rozstrzygnąć sprawę do końca marca, a więc przed upływem czteromiesięcznego terminu. Zgodnie z tą wersją nie ma obaw, że koalicja nie zdąży. Z konstytucji nie wynika, co się dzieje, jeśli TK uzna projekt za niezgodny z nią, ale za to jasno zapisano, że jeśli ustawa budżetowa nie weszła w życie w momencie rozpoczęcia roku budżetowego, zarządzanie finansami państwa odbywa się na podstawie złożonego projektu.

Rząd się zbiera

Dalsze scenariusze będą zapewne przedmiotem dyskusji na dzisiejszym posiedzeniu rządu. Sytuację dodatkowo komplikuje to, że w kampanii KO wyraźnie zapowiadała, że miliardy złotych rządowych dotacji zamiast na publiczne media trafią na onkologię dziecięcą. Tym wątkiem też ma się zająć rząd. Jeden z posłów KO zaznacza, że wkrótce Sejm będzie musiał znaleźć inny sposób finansowania TVP i Polskiego Radia, który długofalowo rozwiąże ten problem. – Nie może być tak, że rokrocznie wraca się do dyskusji nad rekompensatą. To nie jest normalna sytuacja, że prezes TVP nie może zaplanować wydatków na dłużej niż rok, bo nie wie, czy i ile dostanie rekompensaty – wskazuje nasz rozmówca. Jak słyszymy, debata o tym, jak docelowo mógłby wyglądać schemat finansowania mediów publicznych, ciągle się toczy. W kuluarach podkreśla się konieczność likwidacji abonamentu radiowo-telewizyjnego i wprowadzenia zakazu reklam w TVP. Realnego scenariusza, jak te wpływy zastąpić, wciąż jednak nie ma. ©℗

Poseł KO mówi, że Sejm poszuka innego sposobu finansowania TVP