Borys Budka, nowy minister aktywów państwowych, zaraz po nominacji na stanowisko podjął decyzję o odwołaniu ze składu rady nadzorczej Orlenu Janiny Goss, przyjaciółki prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. W ten sposób zrobił pierwszy krok do realizacji jednego ze stu konkretów obiecanych wyborcom przez Platformę Obywatelską – zwolnienia wszystkich członków rad nadzorczych i spółek Skarbu Państwa. Pewnie dla wielu przeciwników poprzednich władz minister zrobił za mało – nie zdecydował się na przykład na natychmiastowe odwołanie prezesa Orlenu Daniela Obajtka. Takie rozwiązanie, jak wynika z wielu prawnych opinii sprzeczne ze statutem spółki, proponował na przykład prof. Michał Romanowski.

Dobrze, że nowy minister z niego nie skorzystał. Nie wydaje się bowiem, żeby istniał realny powód czy choćby polityczny interes dla natychmiastowego odwołania Obajtka za pomocą działań na granicy prawa, narażających Skarb Państwa na pozew ze strony prezesa. Zamieszanie, w szczególności w odniesieniu do spółek notowanych na GPW, nie jest potrzebne.

Statut Orlenu – a także niektórych innych spółek notowanych na warszawskiej giełdzie (np. PGE, Grupy Azoty), ale kontrolowanych przez państwo – przyznaje Skarbowi Państwa specjalne uprawnienia, związane z powołaniem i odwołaniem jednego członka rady nadzorczej. To na tej podstawie Janina Goss straciła stanowisko. Jednocześnie jednak minister skorzystał jedynie z połowy przysługujących mu uprawnień, bo nie powołał nowej osoby w jej miejsce. Dlatego, że zrobienie tego od ręki, nie jest możliwe. Zgodnie bowiem z ustawą o zarządzaniu mieniem państwowym przed wskazaniem kandydata do nadzoru musi on, poza spełnieniem różnych warunków ustawowych związanych z kompetencjami, uzyskać pozytywną opinię Rady ds. spółek z udziałem Skarbu Państwa. Obowiązująca w czasie rządów PiS interpretacja prawna mówiła, że taką zgodę uzyskuje konkretna osoba, do konkretnej rady.

Do piątku rada działała pod kierownictwem Przemysława Zbierowskiego (doktora ekonomii, kierownika Kolegium Zarządzania Katedry Zarządzania Zasobami Ludzkimi Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach), w składzie powołanym za rządów poprzedniej ekipy. Nowy minister mógł wysyłać do rady proponowane przez siebie kandydatury i czekać na jej opinie. Ale z odpowiedzi udzielonej mi przez biuro prasowe Ministerstwa Aktywów Państwowych (MAP) jasno wynika, że nowy rząd najpierw wymieni skład rady, a dopiero później będzie do niej zgłaszał swoich nominatów. Zmiany w składzie rady już się rozpoczęły – w poniedziałek na stronie KPRM nie było już starego składu rady, a jedynie komunikaty, że „obecnie w składzie Rady nie ma osób powołanych w jej skład przez Prezesa Rady Ministrów/ministra właściwego do spraw aktywów państwowych”. Czyli poprzednia rada została odwołana, nowej jeszcze nie ma. Prawo do powoływania po czterech jej członków ma premier i minister ds. aktywów. Zwłaszcza Donald Tusk miał w pierwszych dniach urzędowania inne, ważniejsze sprawy, niż powoływanie urzędników na mniej istotne stanowiska.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że nowy skład zostanie powołany do końca tygodnia. Później minister może zgłaszać swoje kandydatury do rad nadzorczych, a Rada ds. spółek z udziałem Skarbu Państwa na wydanie o nich opinii będzie miała siedem dni.

Bez możliwości powołania nowych członków rad nadzorczych nie ma większego sensu korzystanie z uprawnień do ich odwoływania. Bo co z tego, że teoretycznie można przejąć kontrolę nad radą JSW, gdzie uprawnienia Skarbu Państwa idą daleko i dają możliwość wymiany ponad połowy organu nadzoru, skoro nie można powołać nowych ludzi? Odwołując ponad połowę rady, minister sparaliżowałby jedynie działanie tego organu, nie uzyskując jednocześnie możliwości przeprowadzenia zmian w zarządzie spółki.

Zachowanie rozsądku i staranny wybór przedstawicieli w radach wydaje się uzasadnione przynajmniej z jednego ważnego powodu, poza argumentami oczywistymi, że nie powinni to być przypadkowi ludzie. Skoro w 100 konkretach znajduje się zapis, że nowi menedżerowie w kontrolowanych przez państwo spółkach mają być wybrani w transparentnych konkursach, a jednocześnie intencją jest jak najszybsze wyczyszczenie zarządów powołanych przez poprzednie władze, to może się tak zdarzyć, że przejściowo na stanowisku prezesa pojawi się osoba oddelegowana z rady nadzorczej. Kodeks spółek handlowych umożliwia wprowadzenie takiego rozwiązania na trzy miesiące, co da czas na znalezienie odpowiedniego kandydata na stałe. ©℗