Chcielibyśmy likwidacji Wód Polskich. One niby kierują się zasadą, że „woda musi być tania”. No ale prąd nie jest tani. Płaca minimalna nie jest tania. A przecież te wszystkie elementy muszą się bilansować przedsiębiorstwom wodociągowo -kanalizacyjnym ‒ mówi Jacek Karnowski, poseł KO i były prezydent Sopotu.
Jako samorządowcy, posłowie z Ruchu Samorządowego Tak! Dla Polski, razem z korporacjami samorządowymi szykujemy szalupę ratunkową dla lokalnych budżetów. Przede wszystkim chodzi o przywrócenie w 2024 r. tzw. subwencji rozwojowej, która w części zrekompensuje straty podatkowe samorządów powstałe w wyniku Polskiego Ładu, a którą premier Mateusz Morawiecki wykreślił z przygotowanego przez siebie projektu budżetu na 2024 r. Chcemy ją przywrócić autopoprawką budżetową. Bez tych dodatkowych pieniędzy samorządy sobie nie poradzą. Druga rzecz, która ma zrozumienie w nowej koalicji, to pieniądze na podwyżki dla nauczycieli.
Tak, ale dla nas jest ważne, aby te podwyżki były w całości uwzględnione w subwencji oświatowej. Nie chcemy powtórki sytuacji, kiedy rząd PiS realizował swoje obietnice kosztem budżetów samorządowych. I mamy już co do tego obietnicę ze strony nowej koalicji, że będą na to pieniądze w budżecie państwa. To i tzw. subwencja rozwojowa to nasze dwa postulaty ratunkowe. Docelowo chcemy, by ta oświatowa w pełni pokrywała całe pensje nauczycieli, a nie tylko podwyżki. Po reformach z Polskiego Ładu samorządy nadmiernie się zadłużają na wydatki bieżące. Kiedyś finansową poduszkę bezpieczeństwa miało 90 proc. samorządów, dziś poniżej 10 proc. Te zmiany konsultujemy jako Ruch Samorządowy Tak! Dla Polski ze Związkiem Miast Polskich, Unią Metropolii Polskich, Związkiem Powiatów i Związkiem Gmin Wiejskich.
Bierzemy pod uwagę specyfikę wszystkich samorządów. Ale ostatnie raporty dotyczące nadwyżki operacyjnej jasno pokazują, że najbardziej zwiększyła się liczba deficytowych samorządów wśród miast na prawach powiatu. Nie jest chyba przypadkiem to, że PiS uderzył w te samorządy, mieszkańcy tych miast zawsze w wyborach głosowali przeciw tej partii.
Najważniejsze jest zapewnienie stałego i bezpiecznego poziomu dochodów własnych – poprzez zwiększenie udziału w PIT jako rekompensaty za zmiany podatkowe oraz – w przypadku gmin wiejskich, mających znikome dochody z PIT – wprowadzenie dodatkowej subwencji. Z kolei potrzeba zwiększenia subwencji oświatowej dotyczy wszystkich jednostek samorządu, bo gminy prowadzą podstawówki, a powiaty licea. Te 30-proc. podwyżki dla nauczycieli to koszt ponad 20 mld zł, a tymczasem rząd Morawieckiego zaplanował pieniądze w budżecie na wzrost uposażenia nauczycieli tylko o 12,3 proc. Widać więc, że pieniędzy jest za mało i trzeba podnieść tę kwotę w planie budżetu. Z kolei tzw. subwencja rozwojowa powinna wynieść kilkanaście miliardów złotych. Aby dokładnie podać kwotę, potrzebne są dane z Ministerstwa Finansów.
Inaczej większość samorządów nie złoży przyszłorocznych budżetów.
To są duże pieniądze, ale nie niewyobrażalne w budżecie państwa, a jednocześnie takie, bez których samorządy nie będą w stanie realizować usług dla swoich mieszkańców.
Rozmawiamy z przedstawicielami całej opozycji demokratycznej i jesteśmy przed finalnymi decyzjami. Problem w tym, że PiS opóźnia przekazanie władzy i na razie formalnie nie ma nowego premiera czy ministra finansów, a to oni będą składać budżet państwa. Nie mówimy o jakichś pieniądzach ekstra, tylko o takich, które samorządom zabrano czy potrzebne są na podwyżki dla nauczycieli. W umowie koalicyjnej w części dotyczącej samorządów stoi wyraźnie: „wzmocnimy ich dochody własne m.in. poprzez zwiększony udział w podatku PIT”. Niemożliwe, abyśmy teraz w grudniu zdążyli wprowadzić takie zasadnicze zmiany na rok 2024, dlatego na razie zróbmy rozwiązania ratunkowe, a potem docelową reformę finansów samorządowych z myślą o roku 2025. Najprostszym docelowym rozwiązaniem będzie zwiększenie wpływów z PIT i zapewnienie subwencji dla małych gmin.
Doprecyzowaliśmy to dwa lata temu, podpisując nasze Postulaty Samorządowe w Senacie z opozycją jako Ruch samorządowy Tak! Dla Polski. W projekcie senackim przygotowanym przez samorządowców, który trafił do zamrażarki pani Witek, mowa była o 10 pkt proc., ale w dzisiejszych warunkach to już za mało.
To trzeba dokładnie policzyć, tworząc nową ustawę o finansach samorządu. Nie jesteśmy wariatami, bierzemy pod uwagę sytuację budżetową. Być może do określonego pułapu trzeba będzie dochodzić stopniowo.
Rozmawiamy z przedstawicielami większości rządowej jako samorządowcy i samorządowi parlamentarzyści. Składam konkretne propozycje. Na podstawie tego, co wynegocjowaliśmy wcześniej.
Problem w tym, że rząd premiera Mateusza Morawieckiego większość pieniędzy dla samorządów zapisał w formie pożyczek. Stąd postulat, by ich część obsługi długu wziął na siebie budżet państwa i przekształcił je w granty. Obawiamy się także, że w związku z trudną sytuacją budżetową duża część gmin nie będzie miała środków na pokrycie wkładów własnych. Szczególnie że równolegle uruchamiane będą fundusze europejskie.
Chcielibyśmy likwidacji Wód Polskich.
To także. Wody Polskie niby kierują się zasadą, że „woda musi być tania”. No ale prąd nie jest tani. Płaca minimalna nie jest tania. A przecież te wszystkie elementy muszą się bilansować przedsiębiorstwom wodociągowo-kanalizacyjnym. Kompetencje w zakresie zarządu nad zlewniami powinny wrócić do marszałków województw. Sprawa Odry dobitnie udowodniła, że Wody Polskie były i są w ocenie wielu instytucją niewydolną i niemerytoryczną.
Absolutnie trzeba ją znieść i rozmawiamy o tym w koalicji. Przydałoby się zmienić więcej złych przepisów, które wprowadził PiS, np. to, że nie ma możliwości zgłaszania na listę dwukrotnie więcej kandydatów na radnych niż liczba mandatów do uzyskania. Pewnie chodziło o strach PiS przed koalicyjnymi komitetami opozycji. Pytanie tylko, czy uda się to zrobić przed najbliższymi wyborami lokalnymi, bo do nich zostało mniej niż pół roku. Chcielibyśmy też wprowadzić możliwość łączenia funkcji wójta, burmistrza czy prezydenta miasta z wyborami do powiatu czy województwa.
Daje to bliższe połączenie pomiędzy władzami różnych szczebli.
Żadnego. Kiedyś przez dwie kadencje byłem członkiem sejmiku samorządu województwa gdańskiego ‒ najpierw jako wiceprezydent, potem prezydent Sopotu. Nie mierzmy wszystkich miarą PiS-u. Będąc szefem komisji ochrony środowiska, w sejmiku nie załatwiałem pieniędzy ekstra dla Sopotu, tylko współtworzyłem prawo lokalne dla całego województwa.
Poselskim nie, ale kiedyś można było być jednocześnie senatorem i nie widzę powodów, dlaczego ten zakaz obowiązuje.
Mówimy o filozofii państwa. Parlamentarzyści, w tym obecni liderzy koalicji, mają w tym zakresie zupełnie inną wizję Polski niż PiS ‒ jako państwa zdecentralizowanego, opierającego się na zasadach pomocniczości i subsydiarności. Polska jest zbyt dużym i pięknym krajem, by rządzić nią jednoosobowo z Nowogrodzkiej. Nie ma co ukrywać, że samorządowcy mocno włączyli się w kampanię profrekwencyjną. Aleksandra Dulkiewicz, Jacek Sutryk, Romek Szełemiej, Konrad Fijołek, Wojciech Szczurek, Rafał Trzaskowski ‒ oni wszyscy jeździli po całej Polsce.
Do mnie też były takie pretensje. Ja się zaangażowałem w politykę centralną, by walczyć o demokrację i samorząd lokalny. Co by mi przyszło z tego, że jeszcze przez ileś lat zarządzałbym Sopotem, skoro byłby problem z całym otoczeniem prawnym, a miasta i gminy nie miałyby pieniędzy na rozwój i usługi społeczne? Swoją drogą, dlaczego pan premier czy pan prezydent mogli jeździć w kampanii po całej Polsce i nikt nie miał do nich o to pretensji? Dlaczego robili to wojewodowie?
Trwa dyskusja co do porozumień w wyborach sejmikowych i w dużych miastach. Gdyby dotychczasowa opozycja mądrze połączyła siły, to jest w stanie zdobyć 14‒15 z 16 sejmików. ©℗
Trzeba znieść dwukadencyjność wójtów, burmistrzów, prezydentów. Chcielibyśmy też, by prezydenci mogli zasiadać w sejmikach wojewódzkich