Migracja zarobkowa do Rosji i handel z tym państwem wpłynęły pozytywnie na gospodarki krajów Azji Środkowej. Prognozy wzrostu są tam dziś wyższe niż dla Starego Kontynentu.

Wzrost PKB w regionie Europy Środkowej i państw bałtyckich wyniesie w tym roku 0,5 proc. W przyszłym roku – 2,5 proc. – wynika z prognozy Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR). Oznacza to spadek w porównaniu z 3,9 proc. w roku ubiegłym i 6,4 proc. w 2021 r.

– To jest ciężki rok dla regionu – mówi nam główna ekonomistka instytucji Beata Javorcik.

Wyższe ceny, przede wszystkim żywności i energii, odbiły się na sile nabywczej gospodarstw domowych. A zgromadzone w czasie pandemicznych lockdownów oszczędności, które mimo spadku płac realnych napędzały wzrost konsumpcji w 2022 r., zostały już wydane. Zasoby oszczędności zbliżają się obecnie do poziomów sprzed COVID-19 – wynika z analizy analityków EBOR. Ceny energii wróciły już co prawda w Europie do stanu sprzed wybuchu wojny w Ukrainie, ale gaz jest nadal prawie czterokrotnie droższy niż w Stanach Zjednoczonych – podkreślają. Choć nastąpił spadek ze szczytowego poziomu 11-krotności stawek w USA, wciąż notowania przekraczają średnią różnicę między cenami gazu w latach 2017–2021, co ogranicza konkurencyjność europejskiego przemysłu.

Na sektor produkcyjny w Europie Środkowej ma wpływ także słaby popyt z Europy Zachodniej. Choćby z Niemiec, które mierzą się z recesją. Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) zrewidował w lipcu prognozy niemieckiego wzrostu do minus 0,3 proc. w 2023 r. i 1,3 proc. w 2024 r.

Niemniej jednak – jak zauważają autorzy analizy – rynek pracy w regionie pozostał odporny na wstrząsy zewnętrzne. „Firmy wolą zatrzymywać pracowników, a stopy bezrobocia nadal utrzymują się na historycznie niskim poziomie” – piszą eksperci EBOR.

Beneficjenci wojny

Na tle pozostałych regionów wyróżnianych przez EBOR nie wypadamy najlepiej. Na przykład w stosunku do Azji Środkowej. Tam wzrost PKB jest prognozowany na poziomie 5,7 proc. w tym roku oraz 5,9 proc. w przyszłym (w przypadku całego EBOR jest to odpowiednio 2,4 proc. oraz 3,2 proc.). W 2022 r. wzrost azjatyckiego regionu wyniósł 4,5 proc.

Beata Javorcik zauważa, że tak duży kontrast to wynik wojennych zawirowań. – Wzrost Azji Środkowej to nie tylko efekt wydatków rządowych czy chińskiego zapotrzebowania na surowce – wskazuje.

Kazachstan, Mongolia czy Tadżykistan stały się pośrednikiem w handlu z objętą przez Zachód sankcjami Rosją. Eksport z UE do Kirgistanu był w 2022 r. o 307 proc. wyższy niż w latach 2017–2021. Do Gruzji – o 26 proc. Z kolei eksport i reeksport z Azji Środkowej i Kaukazu do Rosji wzrosły ponaddwukrotnie od 2021 r. Do Moskwy wysyła się wszystko: od coca-coli po towary luksusowe.

Wpływ na wyniki Azji Środkowej ma także mobilizacja wojskowa w Rosji i związany z nią exodus obywateli z kraju. Zapotrzebowanie na pracowników sprawiło, że w państwie Putina w 2022 r. zostało zarejestrowanych 3,5 mln nowych imigrantów. 90 proc. z nich pochodzi właśnie z Azji Środkowej.

Nowe trendy

Ale analiza EBOR wskazuje też na trwałe zmiany w światowej gospodarce. Chodzi m.in. o dedolaryzację. Juan jest coraz częściej wykorzystywany w handlu nie tylko z Chinami, ale i z państwami trzecimi. Szczególnie z tymi, które nie nałożyły sankcji na Rosję, a jednocześnie utrzymują aktywne linie wymiany walut z Ludowym Bankiem Chin. To m.in. Mongolia i Tadżykistan – wynika z analizy EBOR. I tak w 2022 r. udział rosyjskiego importu fakturowanego w juanach wzrósł o 17 pkt proc., do ok. 20 proc. (w przypadku samego eksportu z Chin do Rosji jest to dziś ponad 60 proc. w porównaniu z 10 proc. w 2016 r.).

To trend wskazujący na fragmentaryzację światowej gospodarki. Dlatego, jak tłumaczy Beata Javorcik, pójście w ślady Waszyngtonu i ograniczenie uzależnienia od gospodarki chińskiej oraz eksportu technologii do Państwa Środka może okazać się strategią ryzykowną dla Europy. – Pekin kontroluje duży procent eksportu surowców krytycznych. A po tym, jak Stany wprowadziły Chips Act (ustawę przeznaczającą 50 mld dol. na subsydia, ulgi podatkowe i inne zachęty dla branży chipowej – przyp. red.), który ograniczył transport technologii do Chin, władze w Pekinie zabroniły eksportu germanium i galium. Dwóch bardzo ważnych dla przemysłu surowców, w przypadku których Chiny kontrolują ok. 90 proc. produkcji – mówi ekonomistka.

Wszyscy tracą na podziale

Europa na razie zastanawia się, czym jest de-risking w relacjach z Państwem Środka i jak wdrożyć go w praktyce. – Wydaje mi się, że zmierzamy w tym kierunku. Przesłanki geopolityczne dominują nad korzyściami gospodarczymi – stwierdza nasza rozmówczyni. Z tegorocznego raportu Europejskiej Izby Handlowej w Chinach wynika zresztą, że 11 proc. ankietowanych europejskich przedsiębiorstw przeniosło już inwestycje z Chin, podczas gdy 22 proc. zdecydowało się na taką zmianę lub ją rozważa. Po raz pierwszy od 2016 r. mniej niż połowa respondentów planowała rozszerzyć tam swoją działalność. Choć firmy rozważają różne strategie. To np. „Chiny plus”, na którą postawiły Apple i Intel – planują przyszłe inwestycje w innych miejscach, w tym w Indiach i państwach Azji, jednocześnie utrzymując jednak swoje zakłady produkcyjne w Chinach. Inną możliwością jest plan „Chiny dla Chin”, w ramach której operacje międzynarodowych przedsiębiorstw za Wielkim Murem są reorganizowane w taki sposób, by produkowały towary wyłącznie na krajowy rynek.

– Boję się, że dążymy do budowy świata podzielonego na dwa bloki. Świat zachodni i ten składający się z Chin oraz Rosji. Analizy EBOR i MFW wskazują, że wszyscy na tym stracą - mówi Beata Javorcik. ©℗

ikona lupy />
Wzrost PKB / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe