Liczę, że za trzy–pięć lat uda się wypracować w Polsce takie zdolności, by flotę AH-64 bezpiecznie i efektywnie obsługiwać – mówi George „Adam” Hodges – lider ds. rozwoju biznesu w programie Apache, Boeing.
W postępowaniu Boeing jest dostawcą uzbrojenia dla rządu Stanów Zjednoczonych, dlatego podpisze kontrakt dopiero po tym, gdy zostanie sygnowana umowa międzyrządowa USA i Polski. W najbliższych dniach albo tygodniach strona amerykańska wyśle polskiej umowę w ramach procedury Foreign Military Sales. 96 śmigłowców to bardzo duży zakup, największy w FMS, jaki do tej pory mieliśmy dla tych statków powietrznych. Zazwyczaj wynegocjowanie takich umów zabiera około roku, ale myślę, że tym razem może to trwać krócej.
Istnieje taka możliwość.
Nie mogę tego komentować.
Będzie 96.
To zależy od bardzo wielu czynników. Notyfikacja Kongresu zawiera wszystkie opcje i jest to najdroższy możliwy scenariusz, po to by całej procedury nie powtarzać, bo jest ona czasochłonna i wymaga zaangażowania wielu instytucji. Defense Security Cooperation Agency, czyli organ prowadzący postępowanie, zakłada jak największą pulę, której nie musi potem wykorzystać. Ale gdy już faktycznie dochodzi do negocjacji, to zazwyczaj jest mniej, ponieważ klient nie musi decydować się na cały pakiet sprzętu wymienionego w notyfikacji.
Polska będzie operować na AH-64 bardzo szybko, bo już w 2024 r., ale to będą śmigłowce wypożyczone od wojska amerykańskiego do szkolenia. Nie ma jeszcze ostatecznego harmonogramu dostaw nowych statków powietrznych, on znajdzie się w umowie między rządowej. Ale można założyć, że pierwsze nowe maszyny dotrą do Polski ok. 2027 r.
Kilka lat później. Pytanie, które należy zadać – jak szybko Wojsko Polskie może przyjąć tak dużą liczbę AH-64, jakie są zdolności absorpcji? USA i Boeing chcą, by Polska odniosła sukces, nie ma sensu przyspieszać na siłę. Potrzebne jest wyszkolenie personelu, aby móc odpowiednio wykorzystywać i obsługiwać te śmigłowce. Zdolność absorpcji zależy m.in. od zdolności do szkolenia pilotów i obsługi technicznej. Pytaniem otwartym pozostaje, czy wszyscy piloci będą szkoleni w USA, czy jednak z biegiem czasu będą się szkolili w Polsce. To drugie rozwiązanie wydaje się bardziej prawdopodobne, by Polska była bardziej samowystarczalna. To nie dzieje się z dnia na dzień, na stworzenie takich zdolności potrzeba 3–4 lat. Aby przyjąć nowe maszyny w 2027 r., już teraz trzeba się do tego przygotowywać i polska strona to robi, nie będzie zaczynać wtedy od zera.
Chcę podkreślić, że śmigłowce AH-64 Apache to najbardziej efektywne kosztowo rozwiązanie zaspokajające potrzeby Wojska Polskiego. To w dużej mierze wynika ze skali – w siłach USA lata obecnie ok. 800 takich maszyn, u innych użytkowników m.in. Wielkiej Brytanii czy w Holandii, po 350 kolejnych. Efekt skali pozwala na zmniejszenie kosztu godziny lotu, utrzymania śmigłowca oraz na efektywną produkcję części. Wiadomo też, że AH-64 Apache będzie wykorzystywany jeszcze przez wiele dekad, tak więc Boeing wciąż będzie zapewniać wsparcie dla jego użytkowania. Powtórzę: to dobry i efektywny wybór.
Trudno nam przewidzieć przyszłość.
Zazwyczaj koszt zakupu to jest ok. 30 proc. tzw. kosztu życia śmigłowca, 70 proc. to późniejsza obsługa, użytkowanie i modernizacja. Tak można to szacować.
Obecnie nie są prowadzone rozmowy dotyczące zaangażowania polskich firm w proces produkcji. Polski rząd wyraził się jasno, że chce, by polski przemysł uzyskał zdolności do bieżącej obsługi i konserwacji AH-64, by być w tym zakresie w jak największym stopniu niezależnym. To jest teraz dyskutowane, rozmawiamy m.in. z Polską Grupą Zbrojeniową o tym, jak stworzyć dobry system obsługi w Polsce. Chociaż AH-64 jest naprawdę łatwy do obsługi, to i tak jest to dosyć skomplikowane, bez wsparcia Boeinga rozwinięcie takich zdolności może wymagać całej generacji inżynierów. US Army nauczy tego polskich żołnierzy, ale jeśli chodzi o wsparcie cywilne, to będzie je zapewniał Boeing. Liczę, że za trzy–pięć lat uda się wypracować w Polsce takie zdolności, by bezpiecznie i efektywnie obsługiwać flotę AH-64. ©℗