Jeszcze przed 24 lutego 2022 r., przed inwazją Rosji na Ukrainę, Polska doświadczyła ataku hybrydowego – był nim wywołany przez Białoruś oraz Rosję kryzys migracyjny.

I choć, patrząc dziś na tamte wydarzenia, można mieć mieszane uczucia – z jednej strony: poseł uciekający slalomem przed mundurowymi, z drugiej: bitwa policjantów z migrantami pod Kuźnicą – jasne jest, że zagrożenie ze Wschodu nie minie. Można się zastanawiać, czy Białoruś zostanie połknięta przez Rosję za dwa, czy za pięć lat, ale w obecnej sytuacji prawdopodobieństwo scenariusza, w którym Mińsk jest przyjaznym partnerem Warszawy, jest minimalne. Rzeczpospolita musi się nastawić na to, że w najbliższych kilku–kilkunastu latach, a może i dłużej, takie „prezenty” jak kryzys migracyjny będą nam fundowane regularnie i z dużą fantazją. Zresztą już są – to choćby rozmieszczenie przy naszej granicy najemników z Grupy Wagnera.

Reakcje państwa na kryzys migracyjny pokazały, że do takich działań pod względem instytucjonalnym i proceduralnym nie jest ono przygotowane. To, że wysłaliśmy na granice tysiące żołnierzy, jest znakiem nie naszej siły, tylko słabości. Żołnierze powinni się szkolić do wojny, a nie pilnować płotu na granicy – do tego powinniśmy mieć inne służby, choćby wzmocnioną Straż Graniczną.

Jeśli się zastanowimy, do czego w XXI w. służy nam państwo, to wciąż zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom pozostaje jego głównym zadaniem. Nieważne, jak często politycy będą krzyczeć o złych Niemcach czy strasznej Brukseli, zagrożenie egzystencjalne dla RP jest na Wschodzie, nie na Zachodzie. By móc się przed nim bronić, radykalnie zwiększyliśmy budżet na obronność i – co trzeba podkreślać – głosowali za tym zarówno posłowie koalicji, jak i opozycji (oprócz pięciu Konfederatów). To ruch potrzebny i należy to docenić.

Ale to dopiero jeden z pierwszych kroków w długim maratonie, w którym – chcąc nie chcąc – bierzemy udział. Resort obrony zaczął wreszcie działać, teraz czas na MSWiA i na zmiany ustawowe dotyczące choćby doprecyzowania tego, kto ma zarządzać w czasie kryzysu. Z takim projektem wyszedł teraz prezydent Andrzej Duda. I choć jest on niezły, to trudno uwierzyć, że w tej kadencji uda się go uchwalić.

Dalsze prace nad wzmacnianiem odporności państwa powinny być priorytetem dla posłów i senatorów kolejnej kadencji. Bo mimo kampanii i wyborów przez cały czas bierzemy udział we wschodnim maratonie, a wynik wcale nie jest oczywisty. ©Ⓟ