W poniedziałek prezydent Andrzej Duda ogłosił listę awansów generalskich i admiralskich. Akty mianowania zostaną wręczone w najbliższy poniedziałek, dzień przed wielką defiladą 15 sierpnia. Jak zazwyczaj lista awansów w pewien sposób pokazuje, co się dzieje w Wojsku Polskim i w instytucjach z nim związanych.
Wnioski? Zwraca uwagę to, że awansów jest aż 21 – chyba najwięcej w czasie urzędowania tego prezydenta. Zazwyczaj było ich bliżej 10, był też czas, gdy awanse w ogóle były wstrzymane – wtedy byliśmy świadkami wojny między głową państwa a ministrem obrony Antonim Macierewiczem. To, że teraz jest ich tak dużo, pokazuje, że kooperacja z ministrem Mariuszem Błaszczakiem przebiega względnie dobrze i to, że dla obozu rządzącego nie jest oczywiste, kto będzie ministrem po jesiennych wyborach parlamentarnych. Oznacza to też, że po tych awansach generałów będziemy mieli ok. 125, co jest najwyższą liczbą od lat i odzwierciedla tendencję wzrostu liczebności w Wojsku Polskim.
Połowa awansów dotyczy dowódców flotylli, brygad i dywizji, np. pułkownik dowodzący brygadą zostaje generałem brygady. To ujednolicenie „rozpiski etatowej” z faktycznymi stanowiskami, naturalny i pożądany ruch.
Pierwszą generalską gwiazdkę otrzymał też zastępca szefa Agencji Uzbrojenia, który jest odpowiedzialny m.in. za zakupy systemów Patriot i HIMARS. To oznacza, że w agencji będzie już trzech generałów. Jeśli do tego dołożymy awans szefa Inspektoratu Wsparcia, który również zajmuje się sprzętem, to widać, że w ostatnim czasie resort obrony kładzie bardzo duży nacisk na jego pozyskiwanie. I trudno to krytykować, a wręcz warto pochwalić.
Zaskakiwać może, że awanse dostało aż trzech oficerów z Dowództwa Generalnego. To pokazuje, że jego nowy szef gen. Wiesław Kukuła, wcześniej dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej, dobrze odnalazł się w resortowej grze politycznej i minister obrony darzy go sympatią. W tej układance na przeciwnym biegunie jest Sztab Generalny, który tym razem nie doczekał się żadnego awansu. Można to tłumaczyć tym, że liczba gwiazdek w jego kadrze dowódczej jest i tak duża. Ale można też cichą wojną między szefem sztabu i związanym z nim dowódcą operacyjnym a ministrem obrony. Z kolei awans dostał zastępca szefa Inspektoratu Kontroli Wojskowej. To ta instytucja wyposażyła ministra obrony w dokumenty, na podstawie których winę za brak informacji o rosyjskiej rakiecie lądującej pod Bydgoszczą zwalił na dowódcę operacyjnego i publicznie domagał się jego dymisji. To kolejny dowód na konflikt między ważnymi dowódcami a ministrem, ale też na to, że wykonywanie poleceń szefa resortu, jakiekolwiek by one były, będzie nagradzane.
Wreszcie warto też zwrócić uwagę na trzecią gwiazdkę dla zastępcy szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Tłumaczenie jest takie, że w czasie wojny, której ryzyko w ostatnich latach radykalnie wzrosło, to prezydent pełni wiodącą funkcję i potrzebuje aparatu/współpracowników, by się z niej dobrze wywiązać. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że bliska współpraca z prezydentem oznacza również nagrody, co pokazuje m.in. wysyłanie byłych współpracowników na placówki ambasadorskie. Oczywiście nie jest to tak skandaliczna nominacja, jaką niedawno mogliśmy obserwować, gdy trzecią gwiazdkę, stopień generała broni, który w służbie czynnej ma zaledwie kilku żołnierzy, otrzymał szef Wojskowego Instytutu Medycznego, który leczył… prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Ale można ją uznać za kontrowersyjną.
Jeśli na koniec wspomnimy także o tym, że co najmniej jeden z tych 21 awansów dotyczy oficera, który swoją karierę rozpoczynał w Wojskowych Służbach Informacyjnych, formacji dla obozu rządzącego będącej siedliskiem zła i wszelkiej patologii, a w rzeczywistości po prostu podobnie słabo działającej służby jak większość innych w państwie polskim, to obraz polityczny wokół Wojska Polskiego, który wyłania się z nominacji generalskich, można uznać za dopełniony. ©℗