Warszawa będzie musiała zmierzyć się z kolejnymi wątpliwościami KE. Tym razem dotyczącymi komisji badającej rosyjskie wpływy.

Wczoraj przed unijnymi ministrami ds. UE musieli odpowiadać przedstawiciele Polski i Węgier w ramach procedury prowadzonej przez Komisję Europejską z art. 7 dotyczącego łamania zasad praworządności. To ta procedura przyczyniła się do zamrożenia środków unijnych dla Węgier i jest stale elementem sporu Warszawy i Brukseli o reformy wymiaru sprawiedliwości.

Wczorajsze przesłuchanie – tak samo jak pięć poprzednich – również nie doprowadziło do przełomu. Żeby przyjąć wniosek KE o stwierdzeniu naruszenia praworządności w Polsce i/lub na Węgrzech potrzebna byłaby jednomyślna decyzja ministrów pozostałych państw, do czego nie doszłoby choćby z uwagi na sprzeciw Budapesztu i Warszawy. Polskę reprezentował zresztą nie minister ds. UE Szymon Szynkowski vel Sęk, lecz ambasador Andrzej Sadoś.

Jednak jeszcze przed rozpoczęciem posiedzenia ministrów państw członkowskich na temat nowej polskiej komisji parlamentarnej badającej rosyjskie wpływy zdecydowanie i krytycznie wypowiedział się komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders. Unijny komisarz stwierdził, że komisja będzie zdolna pozbawić obywateli praw do wyboru na urząd publiczny. – Będzie to można zrobić decyzją administracyjną bez żadnej kontroli sądowej – dodał.

W rzeczywistości jednak od decyzji komisji będzie przysługiwało odwołanie do sądu, co podkreślał po spotkaniu ministrów ambasador Polski przy UE Andrzej Sadoś. Natomiast Reynders zagroził, że Bruksela „nie zawaha się przed podjęciem środków” wobec Polski, „jeśli zajdzie taka potrzeba”, ale nie doprecyzował wprost, czy może zostać w efekcie wszczęta kolejna procedura naruszeniowa wobec Polski. – Komisja przeanalizuje akty prawne – zapewnił unijny komisarz.

Ambasador Sadoś krytycznie odniósł się do uwag Reyndersa, stwierdzając, że Komisja najpierw powinna dokładnie przeanalizować ustawę podpisaną przez prezydenta i skierowaną do TK, zanim wyda opinię. – Dopiero po przeczytaniu, po analizie, mają sens komentarze – mówił. Nie chciał jednak odpowiedzieć na pytanie o potencjalne „środki”, o których zastosowaniu przez Brukselę wspomniał Reynders, i wskazał, że należy poczekać na ostateczną analizę nowej ustawy przez Komisję.

Po południu Komisja powtórzyła te argumenty w komunikacie. Jak napisano, Komisja jest bardzo zaniepokojona przyjęciem ustawy o komisji. „Nowe przepisy budzą obawy, że mogą zostać wykorzystane do wpływania na możliwość ubiegania się przez osoby fizyczne o urzędy publiczne bez zapewnienia sprawiedliwego procesu” - dodano.

Swoje zaniepokojenie powołaniem komisji wyraziły też Stany Zjednoczone. Rzecznik Departamentu Stanu USA Matthew Miller stwierdził, że komisja może być użyta „do ingerencji w wolne i uczciwe wybory w Polsce” i wezwał rząd do zapewnienia, że nowe prawo nie ograniczy możliwości wyborców do głosowania na wybranych kandydatów i nie będzie nadużywane. Z kolei ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski ocenił, że potencjalna działalność komisji omija „jasno określony proces przed niezawisłymi sądami”. ©℗