Nowe obietnice kampanijne PiS nie przyniosły przełomu w sondażach. Gdyby wybory odbyły się teraz, Zjednoczonej Prawicy do sejmowej większości brakowałoby około 50 mandatów, a z pomocą Konfederacji – od kilku do kilkunastu.

Jeśli chodzi o notowania poszczególnych ugrupowań, nie widać przełomu w porównaniu z badaniami sprzed miesiąca. Lekko wzrosło poparcie dla PiS – do ponad 32 proc., z kolei dla PO do 26 proc. Trzecia droga, czyli koalicja Polski 2050 i PSL, ma 14 proc., a Lewica i Konfederacja po niespełna 10 proc. Około 8 proc. wyborców nie ma zdania. Pójście na wybory deklaruje 56 proc. badanych.

Co ważne, to pierwsze zlecone przez nas badanie po ogłoszeniu trzech sztandarowych propozycji PiS, czyli zamiany 500 plus w 800 plus, darmowych autostrad państwowych i darmowych leków dla seniorów 65+ i młodzieży do 18. roku życia. Widać więc, że obietnice wyborcze Jarosława Kaczyńskiego nie pomogły PiS zdystansować konkurencji.

Przedstawiciele partii rządzącej zdają się tym nie przejmować. – Sondaże śledzimy, ale najważniejszym sondażem będą wybory, niemniej cieszymy się, że utrzymujemy stabilne prowadzenie – mówi Radosław Fogiel z PiS. – To dopiero początek programowej ofensywy PiS. Będą kolejne konwencje, będziemy sukcesywnie odsłaniać propozycje programowe i pokazywać, że jesteśmy w tym wiarygodni. Jesteśmy zdeterminowani, by zwyciężyć w tych wyborach – dodaje.

Opozycja znów nabiera wiatru w żagle. – To dobry punkt wyjścia dla opozycji i jej zwycięstwa wyborczego. Jesteśmy nastawieni na dogonienie i przegonienie PiS. Zdobycie pierwszego miejsca zapewnia swobodę w tworzeniu rządu – komentuje wyniki Jan Grabiec z PO. Jak zauważa, propozycje PiS nie przynoszą skokowego wzrostu notowań. – Ludzie realnie oceniają sytuację i nie nabierają się na takie wodotryski. Bardziej niż obietnice działa na nich ocena sytuacji, w jakiej się znajdują. To oznacza szklany sufit dla PiS – przekonuje poseł.

Z kolei Adrian Zandberg z Lewicy mówi, że o wyniku wyborów rozstrzygnie mobilizacja elektoratu. – Moja sugestia dla wszystkich formacji demokratycznych jest taka, że zamiast zajmować się sobą, trzeba iść do ludzi i zachęcać ich do pójścia na wybory. Każde 10–20 tys. głosów może rozstrzygnąć o kolejnym mandacie w okręgu. Partiom demokratycznym nie idzie źle – ocenia poseł.

Doktor Barbara Brodzińska-Mirowska, politolożka z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, zaleca ostrożność przy interpretowaniu wyników sondażu. Zastanawia się, czy obietnice PiS już zdążyły się przebić do świadomości wyborców. – Propozycje PiS to jeszcze świeża sprawa, dlatego nie powinniśmy wnioskować z jednego sondażu, lecz z co najmniej kilku. Niemniej jednak widać, że przełomu nie ma i na razie trudno się go spodziewać – wskazuje nasza rozmówczyni. Dodaje, że na dziś sytuacja jest niepewna. – PiS w swoim poparciu dochodzi już do pewnego sufitu, za to partie opozycyjne, jeśli dobrze rozegrają temat bloków wyborczych, mają jeszcze spory potencjał do mobilizowania elektoratów – przekonuje dr Brodzińska-Mirowska. ©℗

Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe