Żal mam do systemu – nowej partii bardzo trudno przebić mur. Historia pokazuje, że nawet nowe ugrupowania, które osiągały pewien sukces, nie trwały długo, przecież system pokonał Palikota czy Kukiza – mówi Natalia Żyto, rzeczniczka Agrounii.

Do Natalii Żyto, rzeczniczki Agrounii, wysłałem taki list: „Szanowna Pani, czy Polska potrzebuje radykalnych zmian? Pytam, bo z wypowiedzi państwa liderów (no, nie ma co ukrywać, że to zwykle wypowiedzi prezesa Kołodziejczaka) wynika... No, właśnie co? Z jednej strony można odnieść wrażenie, że jesteście partią wielkiej zmiany. Z drugiej, że po hipotetycznym zwycięstwie wyborczym zostanie po staremu – Polska będzie demokracją parlamentarną dbającą o dobre relacje z UE i przestrzegającą reguł wolnego rynku. Czyli Polska potrzebuje radykalnych zmian, ale jednak takich umiarkowanych? A może po prostu słowa nie mają wielkiego znaczenia, liczą się ludzie? Chcecie w polityce nowych ludzi i zmiana tego typu sama w sobie jest gwarancją przełomu (?). Liczę na rozmowę o radykalizmie i pozdrawiam”. I do rozmowy doszło.

Z Natalią Żyto rozmawia Jan Wróbel
Urodziła się pani daleko od wsi.

W Szczecinie. Dzieciństwo przeżyłam w Stargardzie kiedyś Szczecińskim, potem były studia w Poznaniu, następnie praca w Warszawie.

Klasyczna droga młodzieży z pani pokolenia. I z wielu innych generacji zresztą.

Ucieczka z gniazda. Ciekawa praca, nowe wyzwania... Dopiero potem się widzi, że rodzice, przyjaciele z młodości, znajome otoczenie to skarby.

A jak się człowiek staje radykałem? Właściwie radykałką?

Radykałką? Nie interesują mnie ideologie ani podziały na lewą czy prawą stronę. Nie uważam siebie za radykalną, tylko racjonalną.

Zacytuję SMS-a: „Ja teraz na barykadzie, odezwę się potem”. To od pani.

Tydzień na objazdach, blokadach...

Zwykły los racjonalistki.

Z wykształcenia jestem dziennikarką i pracowałam w tym zawodzie przez długie lata. Jako dziennikarka jeździłam na protesty, które opisywałam, poznając ludzi i ich problemy. Aż doszłam do wniosku, że kraj trzeba zmienić – i zaczęłam zmieniać. Nie przywiązuję się do definicji. Mogę rozmawiać o tym, jakie jest stanowisko Agrounii w konkretnej sprawie, nie chcę dyskutować o ideologii ani własnej, ani Agrounii. A swoją drogą, to jak pan by zdefiniował słowo: radykalizm?

Chcę głęboko zmienić, co się da, kosztem tych, którzy teraz mają dobrze.

Ja odbieram radykalizm tak: ktoś idzie po swoje, nie patrząc na konsekwencje. To nie my. My się buntujemy, czasami mamy ostre wystąpienia – ale patrzymy, kto jest obok. Widzimy ludzi. Doceniamy, że wiele jest światopoglądów, bywamy radykalni w formach działania, ale nie chcemy narzucać ideologii.

Mogła pani wstąpić do PO. I organizować zjazdy młodych i wykształconych z wielkich miast.

I zanudzić się na śmierć.

To do PiS – i współtworzyć forum katolików pragmatyków, którzy wiedzą, gdzie są konfitury, w niebie i na ziemi.

Pewnie każdego starałabym się zrozumieć, ale nie wybrałabym Platformy ani PiS, bo cenię sobie świeżość spojrzenia. I charyzmę Michała Kołodziejczaka. Jarosław Kaczyński, jak pokazują sondaże i wyniki wyborów, także pociąga tłumy, Donald Tusk podobnie. Ale nie czuję potrzeby, by krytykować tych, których oni przekonują, jednak nasz lider ma autentyczną chęć zmian i energię nieporównanie większą niż oni.

Robiła pani stereotypową karierę. I co się stało?

Droga stereotypowa, ale nie była łatwa.

I w dobrym momencie przerwana decyzją o wejściu do Agrounii.

Ech... Byłam już zniesmaczona mediami, polaryzacją, ograniczeniami, ostrożnością wydawców, kiedy dziennikarz porusza kwestie dotyczące np. dużych korporacji czy wielkich firm. Zobaczyłam na własne oczy, że, powiem wprost, bogacze mogą wszystko, także docisnąć dziennikarza. To samo zresztą widzą działacze Agrounii – wielkie firmy faktycznie regulują ceny, jak chcą. Niedawno redaktor Tadla podczas wywiadu zaapelowała, żeby nie podawać nazw sieci handlowych, które krytykuje Agrounia. A właściwie, dlaczego mamy nie mówić o Biedronce czy Żabce? I jeszcze to, że tyle razy usłyszałam od wydawców, że „znowu o tych rolnikach, daj z tym spokój”. Rolników się marginalizuje, czasem trochę z nich śmieje, a rzadko traktuje na serio. I stąd decyzja, by stanąć po stronie tych, których znaczenie się umniejsza. A skoro już pan tak konsekwentnie pyta, dodam, że przez długie lata pracy w Polskim Radio, w mediach nie mogłam dostać etatu. Bo jakoś nie ma zwyczaju, by człowiek pracował w przekonaniu, że jego miejsce pracy jest stabilne, niech lepiej pracownik galopuje, jak mu każą i kiedy każą. Praca? Tak, pracuj. Etat? Potem, potem... I pracowałam naprawdę dużo, by „im” pokazać, że zasługuję, że mi się, za przeproszeniem, należy. A jak ten etat dostałam, to zmieniłam pracę. Bo już nie miałam serca do tych, którzy przez lata pokazywali mi, gdzie jest moje miejsce.

Wreszcie słyszę gniew.

Tak? Bo ja myślę o tym doświadczeniu... jako o doświadczeniu.

A w następnej pracy już było dobrze – i dlatego zostawiła ją pani dla Agrounii.

Obowiązuje mnie jeszcze zobowiązanie do nieopowiadania o szczegółach tej pracy, zatem rozmawiajmy o czymś innym.

O gniewie. Polska kobieta aktywna np. w Strajku Kobiet czy w ruchach feministycznych ma go wręcz w nadmiarze. To nie jest dla Agrounii paliwo? Koalicja gniewu?

Podczas Strajku Kobiet dyskutowaliśmy w Agrounii, co robić. Zdecydowaliśmy, że w tej sprawie każdy podejmuje decyzję samodzielnie. Jedni wzięli w tym udział, drudzy nie. Zarzucano nam, że nie poparliśmy, zarzucano nam, że poparliśmy – do dziś atakuje się nas zdjęciem z traktorem podczas demonstracji. Byłam na Strajku Kobiet, uważam, że nie wolno godzić się na to, by odbierano nam prawa, które mamy. Natomiast Agrounia chce się skupić na problemie zdrowej polskiej żywności, uczciwego prawa chroniącego producentów stawiających na zdrowie i polskie jedzenie, na odrzuceniu układów politycznych. Na silnym państwie. To dotyczy każdego. Mamy co robić.

Wie pani, że partia Zielonych ma w Polsce śladowe poparcie?

To właśnie partia radykalna, a nie racjonalna.

Przekleństwem wszystkich polskich sił antysystemowych jest charakterystyczny typ aktywisty nieprzystosowanego społecznie albo przekonanego, że cały świat się na niego uwziął. Ilu takich macie?

Każdy, kto wkłada tyle emocji i wysiłku w działanie Agrounii, może mieć chwile wypalenia czy zniechęcenia. W takiej organizacji mogą się zdarzać także postawy, o których pan mówi. Działając w Agrounii, poznaję nowych ludzi. Większość to rolnicy, choć coraz częściej dołączają przedsiębiorcy, a ostatnio na spotkanie przyszedł wykładowca Uniwersytetu Jagiellońskiego. Zajmuje się biologią molekularną i podziwia Agrounię. Nie szufladkujemy się. Naszym działaczom daliśmy wybór: kto chce, działa w partii, kto chce, działa w związku zawodowym – bo dajemy ludziom wybór. Prawdziwy żal mam do systemu – nowej partii jest bardzo trudno przebić mur i determinacja jest nam niezbędnie potrzebna. Historia pokazuje, że nawet te nowe ugrupowania, które osiągały pewien sukces, nie trwały długo, przecież system pokonał Palikota czy Kukiza. My, kroczek po kroczku, przesuwamy granicę tego, co wydaje się niemożliwe w tym systemie. Jak śpiewał zespół Kombi: „każde pokolenie ma swój czas, rodzisz się – to znak”. Wierzę w to, że trwała zmiana jest możliwa. Gdyby człowiek w to nie wierzył, toby zwariował.

I właściwie czego chcecie? Tylko uprzedzam, że ogólniki mam w małym palcu.

Chcemy decydować – by Polakom było lepiej.

Aha.

Będą wolne media, nawet uczciwa telewizja publiczna. Dalej będą wybory, tylko że wszyscy będą mieli w nich równe szanse.

Czyli nic się nie zmieni. Marek Sawicki awansuje, Kaczyński będzie w opozycji, Janusz Kowalski zostanie ministrem rolnictwa; potem ktoś pójdzie w górę, ktoś do poczekalni, ale system ani drgnie.

Pan też przecież doświadcza skutków polaryzacji, w którą zostaliśmy wpędzeni. My złamiemy ten podział na dwa plemiona. Ludzie, w większości, są dość mądrzy i na tyle długo już tkwią w nieprawdzie, że szukają czegoś innego niż prania mózgów. Bo można dać się nabrać, można źle ocenić rzeczywistość, można popełnić błąd – aż w końcu człowiek wyciąga wnioski.

Jaki pani popełniła błąd?

Głosowałam na Magdalenę Ogórek w wyborach prezydenckich.

Dała się pani nabrać Leszkowi Millerowi. Olaboga.

Młoda, wykształcona kobieta... Strasznie się nabrałam. I wystarczy. Ile razy widzę panią Ogórek w TVP, propagandystkę obozu władzy, przypominam sobie, że człowiek jest omylny.

Najlepiej radzą sobie media hejterskie i politycy z maczugami. Z samego faktu, że znajdziecie się w Sejmie, nic się nie zmieni. Nabierzecie się.

Widziałam w Polskim Radio moment zmiany władzy. I autocenzurę doświadczonych dziennikarzy. Jeżeli będziemy mieli wpływ na kształt Polski, usuniemy z mediów publicznych polityków i partie, damy miejsca ekspertom. Ale mam świadomość, że zmiany społeczne będą zachodzić powoli. Będziemy je przyśpieszać, ale niektóre potrwają nawet dziesiątki lat.

Przyspieszyłyby, gdyby w niektórych dziedzinach życia publicznego wprowadzić, tymczasową oczywiście i rzecz jasna światłą, dyktaturę.

Nie chciałabym w mediach dyktatury. W życiu politycznym też wierzymy w wybór. Ludzie są zmęczeni wiecznymi aferami – jedna się zaczyna, a już kolejna puka cię w ramię. Ludzie się radykalizują albo obojętnieją. Tyle razy już ten PiS zagrał wszystkim na nosie, że niektórzy uważają, że nikt nic mu nie zrobi. My namawiamy do aktywności. Trzeba walczyć. Nie bardzo widzę, dlaczego ktoś miałby się zaangażować przeciwko wolności.

W ogóle dlaczego ktoś miałby zabrać się do walki o wszystko ze wszystkimi… Próbuję znaleźć sens w pani decyzji.

Właśnie takie mówienie demotywuje innych. Po co się denerwować, coś przeżywać, po co poświęcać życie dla innych.

Właśnie.

Woli pan siedzieć z założonymi rękami? Narzekać, diagnozować i nic? My na szczęście mamy lidera, który porywa tłumy. Wzbudza w ludziach chęć działania, wyczuwa nastroje społeczne. Nasza organizacja ma przywódcę, który podejmuje decyzje – i bierze na siebie ich konsekwencje.

Już zrozumiałem. Kołodziejczak dobry, Wróbel zły.

Nie oceniam. Zachęcam do działania. My zrobimy to, czego nikt nie zrobił do tej pory. Są momenty zwątpienia, ale wiara jest większa.

Nie mogę uwierzyć, że ma pani czas na zwątpienia.

Mamy sześć miesięcy, aby osiągnąć w wyborach bardzo dobry wynik. A gdyby, jakimś cudem, nie okazał się taki dobry, to nasz prezes na pewno nie odpuści, będziemy walczyć dalej. ©℗