Polska żywność wciąż znajduje nowych odbiorców, ale wzrost wkrótce może zwolnić.

Styczeń okazał się bardzo dobry dla eksportu polskiej żywności. Sprzedano jej łącznie 2,42 mln t za 18,9 mld zł. Oznacza to wzrost rok do roku o 12,8 proc. pod względem wolumenu i 34,1 proc. pod względem wartości. – W danych za styczeń jeszcze nie widać spowolnienia gospodarczego, które w państwach unijnych, będących największym odbiorcą naszych produktów, jest coraz bardziej odczuwalne. Konsumenci nie tylko poszukują tańszych towarów, lecz także zaczynają ograniczać zakupy – tłumaczy Andrzej Gantner, szef Polskiej Federacji Producentów Żywności.

Do tego – jak dodaje – polska żywność w niektórych kategoriach przestaje być konkurencyjna dla zachodniego konsumenta. – Przykładem jest mięso, zwłaszcza drobiowe, czy zboża i produkty zbożowe. Tak się dzieje, odkąd tego rodzaju towary trafiają na wspólnotowy rynek z Ukrainy. W 2022 r. Komisja Europejska uwolniła handel z tym krajem – uzupełnia Gantner. Polskim producentom jest coraz trudniej się przebić w państwach zachodnich ze względu na nasycenie rynku. Rozwiązaniem są kraje trzecie, ale tam żywność jest tańsza niż w Polsce. Bijącemu od lat rekordy eksportowi żywności będzie więc coraz trudniej osiągać kolejne historyczne wyniki. Eksperci zauważają przy tym, że styczniowy wynik byłby dużo gorszy, gdyby nie dwie kategorie: produkty roślinne oraz tłuszcze i oleje zwierzęce. W nich dynamika wzrostu była dwucyfrowa, zarówno pod względem ilości, jak i wartości. W przypadku gotowych wyrobów i żywych zwierząt wzrost odnotowano tylko pod względem wartości. Przyczynia się do tego słaby złoty oraz to, że na Zachodzie żywność również drożeje.

Styczniowe dane dotyczące zbóż pokazują z kolei, że ich eksport jest 2,5 razy większy od importu. Podobnie było w 2022 r. Zdaniem ekspertów nie musi to jednak oznaczać, że importowany z Ukrainy surowiec idzie dalej na Zachód. Szczególnie że import zbóż rośnie wolniej pod względem wartości niż ilości, czyli sprowadzamy go coraz więcej za coraz mniej pieniędzy. W eksporcie trend jest odwrotny. – To może wskazywać, że więcej kupujemy tańszego zboża paszowego i przemysłowego, niższej klasy, które trafia np. do gorzelni. Zachód oczekuje zaś surowca wysokiej jakości, stąd na eksport idzie głównie ten pochodzący z polskich zbiorów – tłumaczy Piotr Soroczyński z Krajowej Izby Gospodarczej. Zarabiają przede wszystkim pośrednicy, a nie rolnicy. – Ci mogą najwyżej walczyć o cenę w skupie, a mają coraz mniejszą siłę przetargową. Ich magazyny, podobnie jak te należące do skupów, są pełne. Do tego ubiegły rok przyniósł dobre zbiory. Surowca jest pod dostatkiem, co przekłada się na spadek cen – dodaje. Dlatego każdy dziś chce sprzedać zboże. Zwłoka grozi stratą. – Poza tym trzeba zrobić miejsce na tegoroczne zbiory – dodaje Grzegorz Rykaczewski z Banku Pekao. ©℗

ikona lupy />
Eksport / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe