1,4 tys. sztuk bojowych wozów piechoty Borsuk, w różnych wersjach. Takie uzbrojenie zamówił wczoraj resort obrony w jednym z kluczowych zakładów Polskiej Grupy Zbrojeniowej – w Hucie Stalowa Wola.
1,4 tys. sztuk bojowych wozów piechoty Borsuk, w różnych wersjach. Takie uzbrojenie zamówił wczoraj resort obrony w jednym z kluczowych zakładów Polskiej Grupy Zbrojeniowej – w Hucie Stalowa Wola.
Co prawda, to umowa ramowa i teraz będą jeszcze dogrywane szczegóły, najpewniej dokładne czasy dostaw itd. Ale biorąc pod uwagę, że pojawiały się informacje o mocach produkcyjnych rzędu 100 sztuk rocznie, można śmiało powiedzieć: HSW ma co robić przez najbliższe 20 lat. I akurat w tym wypadku minister obrony Mariusz Błaszczak nie naciąga faktów, mówiąc o tym, że jest to największy projekt polskiej zbrojeniówki w ostatnich kilkudziesięciu latach. Jego wartość to ponad 20 mld zł.
Ten kontrakt jest wyjątkowy jeszcze z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze, borsuk to konstrukcja polskich inżynierów, projekt, który toczy się od 10 lat i teraz doczekał się produktu finalnego. Stworzenie tak kompleksowego uzbrojenia, jakim jest bojowy wóz piechoty, który ma doskonałą zdalnie sterowaną wieżę strzelającą i na dodatek potrafi pływać, jest w polskiej zbrojeniówce ewenementem. I co ważne, wspierały go różne ekipy rządowe – najpierw PO-PSL, a przez ostatnie lata PiS.
Po drugie, tym razem państwo polskie poszło za ciosem i zdecydowało się na zawarcie olbrzymiego, długoletniego kontraktu, dzięki któremu HSW może zainwestować w zdolności do produkcji borsuków, może od razu zamawiać duże ilości komponentów i ma zapewnioną stabilność finansową przez lata. Takiego podejścia brakuje chociażby w przypadku zakupu armatohaubic Krab, którym teraz wskutek działań MON wyrosła w Polsce konkurencja w postaci koreańskich K9. Ale te informacje dotyczące zakupu BWP Borsuk są naprawdę znakomite, i w tym wypadku ekipę rządzącą należy pochwalić i takiego działania pogratulować.
Problem w tym, że z borsukami jest podobnie jak z jaskółkami, jeden wiosny (w tym wypadku w polskiej zbrojeniówce) nie czyni. Niestety, jeśli chodzi o polski przemysł zbrojeniowy, to mimo że od wybuchu wojny tuż za naszą granicą minął właśnie rok, wielkiego przełomu się nie doczekaliśmy. Na potęgę kupujemy sprzęt w Korei Południowej i Stanach Zjednoczonych, ale na razie poza borsukiem i dofinansowaniem HSW oraz programem poszukiwawczo-uderzeniowym realizowanym przez Grupę WB (wartość 2 mld zł) nie ruszyły w Polsce poważniejsze zamówienia ani inwestycje w przemysł zbrojeniowy.
Tymczasem jeśli państwo może bez problemu przepalać pieniądze na tak aberracyjne projekty jak samochód elektryczny Izera, jeśli stać nas na program „willa plus”, to naprawdę dziwi, czemu przez rok nie było żadnych konkretów dotyczących produkcji w Polsce armatohaubic, czołgów czy fabryk amunicji, których wszędzie na świecie brakuje. Mamy dużo gadania i puszenia się, że wydajemy coraz więcej, ale brakuje umów inwestycyjnych dotyczących budowy nowych zakładów i zdolności oraz wieloletnich zamówień (takich jak borsuk), dzięki którym polska zbrojeniówka mogłaby się radykalnie rozwinąć.
A jak wiadomo, nawet najbardziej sprawna armia bez zaplecza logistycznego i sprawnego przemysłu długo nie powalczy. Ciesząc się więc z obserwacji borsuka i doceniając inne zbrojeniowe przebiśniegi, czekam na wiosnę. Czy wręcz lato, podczas którego polska zbrojeniówka naprawdę rozkwitnie. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama